Justin
Rozgrzewałem się z chłopakami, biegając z piłką w tą i z powrotem. To było jedyne zajęcie, które odsuwało mnie od codziennego życia. Jednak wciąż musiałem pozostać przy zdrowych zmysłach i mieć oko na Jazzy, która siedziała teraz z Marie, Jackie i jej synkiem, którego trzymała sobie na kolanach i się bawiła. Jazmyn kocha dzieci, więc nie mogłem się temu dziwić. Odrzuciłem piłkę, widząc Dereka w towarzystwie białej. Zapewne to była ta siostra tego Michaela, którego nie znałem, a założę się, że wiedziałem więcej niż powinienem. Podszedłem do nich i przywitałem się z Derekiem męskim uściskiem. Za mną szła Marie, która znała już tą dziewczynę. Muszę przyznać, że wyglądała dobrze i mimo kilku niedociągnięć, jak na przykład cholernie drogie ubrania, zapewne od projektantów, mogła się wyglądem do nas wpasować. Podobało mi się to, że nie ubrała się jak lalunia. Błagałem w myślach, by nie była zarozumiała i żeby nie wtrącała się w nieswoje sprawy.
- Uhm, hej - powiedziała, obczajając mnie od dołu do góry, zatrzymując się na moich ustach, zaraz po tym oblizując swoje. Uśmiechnąłem się chytrze, a ona spojrzała w moje oczy. - Jestem Arriane - podała mi dłoń, której nie uścisnąłem. Skinąłem głową.
- Justin - powiedziałem, chłodno. Nie znałem jej, więc nie miałem zamiaru zwracać się do niej inaczej. Chyba się speszyła, bo zabrała dłoń spuszczając wzrok.
- Laska! - krzyknęła Marie za moimi plecami i podbiegła do Arianne. Przytuliły się. Po chwili obie się zaśmiały i Mulatka pociągnęła nową w stronę dziewczyn.
- Co sądzisz? - zapytał Derek, stając obok mnie. Spojrzałem na to jak ruszała tyłkiem i nie było najgorzej. Była szczupła, ale nie chuda. Idealna, rzecz biorąc, ale nie poznałem jej, jednak musiałem powiedzieć, że mógłbym ją przelecieć. Wzruszyłem jedynie ramionami i wróciłem na boisko, wiedząc, że Derek idzie tuż za mną. Czułem na sobie przeszywający wzrok i pierwszy raz parzył mnie w skórę. Jeszcze nigdy nie czułem się tak niekomfortowo, kiedy ktoś mi się przyglądał, bo jestem w każdym calu idealny. Wiedziałem, że to Arianne, która zamiast zająć się rozmową musiała wlepić we mnie spojrzenie.
- Shirts kontra skins - ktoś powiedział, kiedy dzieliliśmy się na dwa równe zespoły. Byłem w drużynie bez koszulek, więc od razu pociągnąłem ją do góry. Spojrzałem ja dziewczyny, a Marie coś mówiła do Arianne, która teraz już na mnie nie patrzyła. Świetnie, kiedy jest to co najlepsze, ona się odwraca.
Przez kilka minut czekaliśmy aż Derek się rozgrzeje. Był w mojej drużynie, więc również nie miał na sobie koszulki. Korzystając z chwili podszedłem do Jackie, która podniosła się razem z synkiem, pięcioletnim Sylvestrem. Przepraszam, ale to imię nie nadaje się dla takiego dzieciaka, jak on. Jackie jest starsza ode mnie o rok, czyli w tym roku skończy dwadzieścia jeden. Złapałem ją w pasie, kiedy już odchodziła i przyciągnąłem do siebie. Ona jęknęła, zadowolona. Nie obchodziło mnie, że ma dziecko, póki nie musiałem się nim zajmować. Byliśmy w bliskich stosunkach. Rozmawialiśmy, byliśmy przyjaciółmi. Nie łączył nas tylko seks. Kiedy miałem odrobinę więcej pieniędzy z narkotyków, czy czegokolwiek i starczało mi na utrzymanie rodziny starałem się pomóc jej jak tylko mogłem.
- Justin, muszę iść - powiedziała, powoli odwracając się w moją stronę. Westchnąłem zmieszany.
- Justin, muszę iść - powiedziała, powoli odwracając się w moją stronę. Westchnąłem zmieszany.
- Więc po prostu czekaj na mnie u siebie, w porządku? - zapytałem, mając nadzieję na trochę zabawy. Byłem zdesperowany. To już tydzień, odkąd Jackie kompletnie mnie unikała i starała się, by nie spotykać się ze mną.
- Idę z Sylvim do lekarza. Od kilku dni boli go brzuch - powiedziała, a mnie trudno bylo w to uwierzyć. Rozszerzyłem oczy na kilka sekund, ale po chwili wróciłem do mojego pustego wyrazu twarzy. Skinąłem głową i lekko pocałowałem ją w usta. Nie chciałem być nachalny skoro widocznie miała mnie dosyć. Ku mojemu zdziwieniu odsunęła się od razu i uciekła bez słowa w stronę wyjścia. Oczywiście coś musiało się stać, a ona mi nie ufa, więc nic mi nie powie.
Odwróciłem się i spojrzałem na chłopaków, którzy czekali na mnie, a potem na Marie. Jestem pewien, że ona wie o co chodzi Jackie. Ruszyłem w stronę boiska, ale na chwilę zatrzymałem się przy Jazzy, Marie i Arianne, które zajęte były rozmową.
- Hej, możemy pogadać po meczu? - zapytałem, a Marie skinęła niepewnie głową. Zrobiłem to samo i pobiegłem na boisko.
Arianne
- To jego dziewczyna? - zapytałam Marie. Byłam ciekawa, bo kiedy Jackie siedziała tutaj z nami, nie wspominała nic o tym, że Justin to jej chłopak. I że syn może być jego, choć nie sądzę, ponieważ jest czarnoskóry.
- Bardziej przyjaciółka od seksu - mruknęła Jazmyn, która się nudziła. Spojrzałam na nią. Miała dopiero piętnaście lat i naprawdę nie sądziłam, że wie aż tyle o życiu seksualnym własnego brata. Jej czarne włosy, na końcach zakończone turkusowym kolorem dodawały jej lat, tak samo jak wyzywające ubrania i biust w połowie wystawiony dla oczu świata. Czarny lakier, którego teraz skrobała z paznocki odchodził płatami. A mocny makijaż sprawiał, że wyglądała na wiek Jackie.
- Skoro się nudzisz, czemu tu siedzisz? - zapytałam, nie chcąc brzmieć na wredną. Westchnęła, wygładzając swoją czarną spódniczkę na jej udach.
- Mój wspaniały, opiekuńczy brat przywlukł mnie tu za karę - westchnęła, a ja spojrzałam w jego stronę. Mimo że grali jakieś trzydzieści metrów dalej mogłam zobaczyć strużki potu spływające po jego umięśnionym brzuchu. Kiedy rzucał piłkę, mięśnie pleców napięły się tworząc idealnie wyeksponowane ciało.
- O mój Boże! Ty obczajasz mojego brata - pisnęła, a Justin spojrzał w naszą stronę. Zarumieniona opuściłam głowę. Mimo że ją polubiłam, to teraz byłam na nią wściekła. Westchnienie uciekło z moich ust, a chłopaki kontynuowali grę. - Hej, obczaja go każda, nie jesteś pierwsza - szturchnęła mnie w ramię.
- Jeśli miało mi się zrobić lepiej, wiedz, że tak nie jest - syknęłam, a ona uniosła ręce do góry.
- Hola, spokojnie - znów się zaśmiała, a ja miałam nadzieję, że jej brat nie będzie taki sam, bo już miałabym go dość.
Kiedy chłopaki skończyli grę, a ja zadzwoniłam do Katiny, Marie poszła gadać z Justinem, tak jak o to prosił wcześniej. Po kilku sygnałach Katina mnie rozłączyła, zapewne dlatego, że nie mogła rozmawiać. Wróciłam do grupy, gdzie była Jazmyn i Derek, a także kilkoro chłopaków, których nie znałam.
- Lil Twist - przedstawił się czarnoskóry w moim wieku, a za nim pojawił się chłopak, który szedł wczoraj z chyba Candy.
- Nie rozmawiaj z tą białą - powiedział, odciągając go ode mnie. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, ale po chwili Jazzy stanęła obok mnie.
- To Chris. Nienawidzi takich jak ty, ponieważ sam kiedyś był bogaty i przez białych stracił majątek. Nie masz pojęcia, jak długo mu zajęło przyzwyczajenie się, że ja i Justin tu mieszkamy. W końcu większość populacji tutaj jest czarna - westchnęła, a ja skinęłam głową. Było jeszcze kilku chłopaków, którzy chyba mnie nie zauważyli, ponieważ nawet się nie przedstawili.
Usiedliśmy na ławkach przy boisku, a oni wyciągnęli marihuanę i papierosy. Od zapachu zrobiło mi się niedobrze, więc po prostu wstałam i odeszłam na bok, utrzymując odległość taką, by chmara dymu nie dosięgnęła mnie. Usiadłam na krwężniku dzielącym boisko od trawy i spojrzałam na telefon, ponieważ zadzwonił. Pojawiło się zdjęcie Katiny, więc od razu odebrałam. Chciałam się dowiedzieć, czy Britney miała nie wyparzoną gębę.
- Ari, przepraszam, że nie odebrałam wcześniej, ale miałam poważną rozmowę z nauczycielem, ponieważ zaczęłam mówić dość wulgarnie w stronę Britney - zaśmiała się - ona po prostu stanęła na środku korytarza i zebrała wszystkich, by powiedzieć, że jesteś w Bronxie, więc po prostu podeszłam i zaczęłam na nią krzyczeć, wyrzucając z siebie dużo obelg - westchnęła.
- Ale... Powiedziała o tym? - zapytałam, oczekując najgorszego.
- Większości, ale dużo osób i tak w to nie wierzy. Wiem, że mało pocieszające, ale tak już jest - powiedziała, a ja przytaknęłam. - Ale hej, gdyby nie ten egzamin przyjechałabym - powiedziała pogodnie - Jutro jestem twoja - dodała, a ja przytaknęłam.
Poczułam smród marihuany, więc obejrzałam się za siebie. Był to Justin, przez co poczułam się niezręcznie. Jego siostra miała niewyparzony język. Pożegnałam się z Katina, nie czekając na odpowiedź. Usiadł obok mnie, zaciągając się skrętem. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy poczułam jeszcze silniej zapach, ale starałam się to stłumić.
- Nie powinnaś być teraz w szkole, czy coś tam? - zapytał - Poza tym, przeprowadziłaś się tu? - dodał.
- Po prostu odwiedzam brata - westchnęłam, a on wyciągnął w moją stronę jointa. - Nie wolno mi tego palić - powiedziałam, od razu, bojąc się konsekwencji.
- Aw, dobra dziewczynka - zakpił, a ja wywróciłam oczami. To nie było tak, że słuchałam rodziców pod każdym względem, ale to była już kwestia tego, że obiecałam. Jednak chciałam mu udowodnić, że mogę być nieposłuszna. Kiedy chciałam sięgnąć po skręta, zauważyłam, że jego myśli - mimo odurzenia po marihuanie - zeszły na inny tor i siedział lekko przygnębiony.
- Znamy się krótko, ale jeśli cię coś gryzie, możesz mi o tym powiedzieć - wyszło z moich ust zanim potrafiłam to powstrzymać, a on spojrzał na mnie spod boku. Wyglądało to, jakby powstrzymywał się od jakiejś kpiny i po prostu pokręcił głową. Skinęłam w zrozumieniu i sięgnęłam po skręta między jego palcami. Kiedy spojrzał na mnie zdziwiony mogłam zauważyć przekrwione oczy od narkotyku, a jego mięśnie - wciąż był bez koszulki - były napięte, przez co widziałam każdą, nawet najmniejszą żyłkę, które pojawiają się od ćwiczeń i treningów. Zaciągnęłam się powoli i zatrzymałam dym w płucach, nie na długo, bo zaczęłam się dusić. Nie wiem, czy to miało działać, ale czułam się zwyczajnie. Tak jak zawsze.
Justin
Dziewczyna była niewinna, co mnie strasznie zaintrygowało. Inne, co prawda nie narzekam, są łatwe do zdobycia. Wystarczy jakiś tekst i kilka miłych słów. Niektóre nawet potrafią same wejść do łóżka. Wiedziałem już, że jej nie przelecę, bez większych starań, tak jak mówiła mi Marie. Poza tym, Arianne jest typem dziewczyny czekam-na-tego-odpowiedniego. I właśnie, mimo że jest bogata i widać, że trochę rozpieszczona, to jej zachowanie wciąż jest niewinne.
Z przemyśleń wyrwał mnie jej chichot. Patrzyła przed siebie, na beton, który pokrywał całe boisko do koszykówki i pod nosem coś liczyła, wskazując palcem.
- Arianne, co robisz? - zapytałem zdezorientowany, a ona zaklęła pod nosem i na mnie spojrzała.
- Przez ciebie zapomniałam ile policzyłam mrówek, Justin - westchnęła. Jej oczy były przekrwione, a źrenice były rozszerzone. Ona naprawdę pierwszy raz paliła trawkę.
- Masz halucynacje, mała - westchnąłem i podniosłem się, po czym podałem jej dłoń, by pomóc wstać. Zaprowadziłem ją do grupy, gdzie nie było Jazmyn. Podszedłem do Marie i przekazałem jej Arianne. - Zajmij się nią, proszę - powiedziałem podenerwonany. - Gdzie jest, kurwa, Jazzy - warknąłem, patrząc na Dereka. Zniknął też Lil Twist. O. Mój. Boże. Oni zawsze na siebie lecieli.
- Poszła z Lilem - westchnął, nie patrząc na mnie.
- Kurwa, kurwa - powiedziałem w zdenerwowaniu i przeczesałem dłonią włosy. Kiedy ujrzałem jej niebieskie włosy w krzakach, od razu tam poszedłem. Marihuana, która była jeszcze w mojej krwi, podwyższała moją adrenalinę i naprawdę, byłem więcej niż wściekły. Przedarłem się przez zarośla i od razu dorwałem Jazzy, którą gwałtownie odsunałem od ust Lila.
- Czy ty kurwa myślisz?! On jest od ciebie starszy o cztery lata - warknąłem na swoją siostrę, a ona spojrzała na mnie oczami, które wyrażały przeprosiny. Wydawała się być w szoku, ponieważ była pod wpływem narkotyków.
- Przepraszam, Justin - wyłkała i uciekła, ze spływającymi łzami.
- Z tobą się jeszcze policze, Twist - warknąłem i poszedłem za Jazmyn. Nienawidzę tej dzielnicy, nienawidzę, tego, że jestem biedny. Nienawidzę wychowywać mojego rodzeństwa, kiedy moja mama mogłaby to zrobić. Jazmyn biegła prosto do domu, więc łapiąc moją koszulkę po prostu za nią pobiegłem. Złapałem ją w połowie drogi i mocno trzymałem w ramionach.
- Przepraszam, Justin. Cały czas cię zawodzę. Jestem złą siostrą, a powinnam ci pomagać. Sam musisz o nas zadbać, a ja robię ci takie rzeczy - łkała w moją koszulkę. Westchnąłem, obwiniałem się za to, że ona obwinia siebie. Zacząłem głaskać jej plecy, uciszając, ale nie skutecznie, ponieważ zaniosła się jeszcze większym płaczem.
- Jazzy - powiedziałem, odsuwając ją ostrożnie od siebie. Spojrzała na moją twarz, zapłakanymi oczami. Sięgnąłem od razu, by je zetrzeć. - Jesteś wspaniałą siostrą i nawet jeśli zrobisz coś złego czasami, to jesteś powodem, dla którego nie wylądowaliśmy na ulicy. To dla ciebie i Jaxona wziąłem się za nas. Zacząłem zarabiać i dbać o to. I nie wiem, czy poradziłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Dlatego tak bardzo się wściekam za każdym razem - wyjaśniłem, a na jej ustach pojawił się nikły uśmiech.
- Dziękuję? - powiedziała, pytająco, a ja zachichotałem.
- Mogę ci zaufać i poprosić, byś odebrała Jaxona ze szkoły? - poprosiłem, nie chcąc, by Jaxon zobaczył mnie pod wpływem narkotyków. W odróżnieniu do mnie, Jazzy wypaliła naprawdę mało, więc mogło już z niej powoli uciekać. Skinęła głową i pocałowała mnie w policzek. - Widzimy się w domu, siostrzyczko - powiedziałem i ostatni raz mocno ją uścisnąłem.
- Przepraszam, Justin. Cały czas cię zawodzę. Jestem złą siostrą, a powinnam ci pomagać. Sam musisz o nas zadbać, a ja robię ci takie rzeczy - łkała w moją koszulkę. Westchnąłem, obwiniałem się za to, że ona obwinia siebie. Zacząłem głaskać jej plecy, uciszając, ale nie skutecznie, ponieważ zaniosła się jeszcze większym płaczem.
- Jazzy - powiedziałem, odsuwając ją ostrożnie od siebie. Spojrzała na moją twarz, zapłakanymi oczami. Sięgnąłem od razu, by je zetrzeć. - Jesteś wspaniałą siostrą i nawet jeśli zrobisz coś złego czasami, to jesteś powodem, dla którego nie wylądowaliśmy na ulicy. To dla ciebie i Jaxona wziąłem się za nas. Zacząłem zarabiać i dbać o to. I nie wiem, czy poradziłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Dlatego tak bardzo się wściekam za każdym razem - wyjaśniłem, a na jej ustach pojawił się nikły uśmiech.
- Dziękuję? - powiedziała, pytająco, a ja zachichotałem.
- Mogę ci zaufać i poprosić, byś odebrała Jaxona ze szkoły? - poprosiłem, nie chcąc, by Jaxon zobaczył mnie pod wpływem narkotyków. W odróżnieniu do mnie, Jazzy wypaliła naprawdę mało, więc mogło już z niej powoli uciekać. Skinęła głową i pocałowała mnie w policzek. - Widzimy się w domu, siostrzyczko - powiedziałem i ostatni raz mocno ją uścisnąłem.
Wróciłem na boisko i przysiadłem na stole do ping-ponga jak reszta. Arianne wydawała się być już w porządku, choć dalej wyglądała, jakby była pod wpływem trawki. Szczerze, śmiesznie jest oglądać naćpanych ludzi, bo robią coś czego nie są świadomi. Marie siedziała przed nią, mówiąc do niej bardzo powoli. Zaśmiałem się i spojrzałem na Dereka, który był mną rozbawiony. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem mu się, z zaciekawieniem. Pokręcił głową zażenowany.
- Nie wierzę, że doprowadziłeś ją do takiego stanu, stary - klepnął mnie w ramię, siadając obok mnie. Przewróciłem oczami.
- Każdy reaguje inaczej, skąd miałem wiedzieć jak ona - warknąłem. - Poza tym, sama chciała. - powiedziałem. Nie wciskałem jej, a że wziąłem ją podstępem, to już co innego.
- Tylko mówię. Jednak mogła być twoja, była naćpana - powiedział.
Co wy kurwa macie z tym, że muszę ją zaliczyć? Westchnąłem sfrustrowany i napisałem do Jackie, w nadziei, że się zgodzi na seks, bo musiałem to zrobić w końcu. Poza tym, potrzebowałem wyjaśnień, bo wiedziałem, że coś sie stało. Odpisała kilka miniut później, a ja zdążyłem w sfrustrowaniu przeczesać włosy, a moje kolano bez przerwy unosiło się i opadało.
Od: Jacks
Justin... Muszę ci coś powiedzieć, ale to nie na smsa. Możemy się spotkać w parku za dziesięć minut?
Brzmiało strasznie poważnie i naprawdę się zdenerwowałem. Rozejrzałem się po ludziach w moich otoczeniu i postanowiłem, że po prostu wyjdę. Wyszedłem z boiska i podążyłem szybko do parku, gdzie zająłem jedną z ławek i oczekiwałem w zniecierpliwieniu. Kiedy zauważyłem, zarys postaci kobiety z synem, trzymający ją za rękę podniosłem się gwałtownie z miejsca. Moje ręce od razu schowały się w kieszeniach spodni, a jedną stopą zacząłem nerwowo postukiwać o ziemię. Jackie podniosła Sylvestra i mocno do siebie przytuliła. W jej oczach było pełno łez, więc od razu podszedłem do niej. Jedną dłonią, którą z nerwów starałem się wyciągnąć z kieszeni, zacząłem z gładzić jej policzek, rozmazując łzy pomieszne z tuszem.
- Co się stało, Jacks? - zapytałem przerażony. Ona nie potrafiła nic powiedzieć. Trzęsła się przez salwy płaczu, a ja nie wiedziałem jak ją uspokoić. Wyciągnąłem ręce do Sylvestra i zaproponowałem, że wezmę go na ręce. Wyciągnął ramiona w moją stronę, a Jackie pozwoliła mi zabrać go od siebie. - Pójdziesz pobawić się trochę, Sylvi? Zaraz do ciebie dołączę, mały - potargałem jego dłuższe pokręcone, czarne włoski, a on przytaknął, więc uśmiechnąłem się szeroko. Przytulił mnie.
- Wujku Justin, proszę spraw by mama była taka jak wcześniej - powiedział piskliwym głosem, małego dziecka.
- Zrobię co w mojej mocy, żołnierzu - powiedziałem. Zawsze jeśli chodziło o uszczęśliwienie jego mamy, był małym żołnierzem, bo to było nielada wyzwanie, jak wojna o niepodległość państwa.
Postawiłem go na ziemi i pozwoliłem pobiec na trwawnik. Podszedłem do Jackie i mocno ją przytuliłem, zanurzając twarz w jej brązowych, farbowanych włosach. Ona od razu odwzajemniła uścisk i odrobinę uspokoiła płacz. Poprowadziłem ją w stronę ławki i usadziłem obok siebie.
- Justin... J-ja... Umieram. Jeśli nie zdobędę pieniędzy na leczenie, mogę umrzeć. A wiadomo, że nie zdobędę ich pensja mojej mamy to grosze. - wyłkała. Rozszerzyłem oczy, to niemożliwe. Nie ona. Nie zasługuje na to.
- Kurwa mać - przeklnąłem uderzając pięścią o ławkę. - Na co jesteś chora? - spytałem, przecierając twarz dłońmi. Wytarła łzy z policzków. Widocznie poczuła się lepiej, bo powiedziała to wszystko.
- Do dzisiaj nie byłam pewna. Mam... HIV-a - powiedziała, bojąc się mojej reakcji. O matko. Wstałem z ławki i zacząłem niespokojnie chodzić w tą i z powrotem. Nie wydaje mi się, żebyśmy się niezabezpieczali i była to gumka za każdym razem. - Pytałam lekarza, kobiety rzadziej zarażają swoich partnerów, poza tym zabezpieczeni byliśmy zawsze. Spokojnie, nie martw się - powiedziała, starając się mnie uspokoić. Ale jak mam być spokojny, skoro też mogę być zarażony.
- Nieważne. Zrobię badania. Ile kosztuje leczenie? - zapytałem, chcąc to opłacić. Pokręciła głową, nie zgadzając się na to. Wiedziała, że chcę zapłacić za to.
- Dwanaście tysięcy - westchnęła.
- Znajdę pieniądze. Daj mi tydzień - warknąłem, chowając pięści w kieszeniach, chcąc niedopuścić do uderzenia w cokolwiek.
- Nie, Justin. Chcę jedynie prosić, żebyś zajął się Sylvestrem, żadnej litości i pomocy - powiedziała i zawołała Sylviego. Mruknąłem przekleństwo. Odeszła bez słowa, a ja wiedziałem co zrobić, żeby zdobyć tę pieniądze. I nawet wiedziałem kto mi je da.
___
Cóż, uwielbiam ten rozdział ze wszystkich dotąd napisanych i naprawdę nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że mimo tak długiej przerwy będziecie dalej czytać. Proszę o komentarz od każdego kto przeczytał, wystarczy słowo lub kropka <3
___
Cóż, uwielbiam ten rozdział ze wszystkich dotąd napisanych i naprawdę nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że mimo tak długiej przerwy będziecie dalej czytać. Proszę o komentarz od każdego kto przeczytał, wystarczy słowo lub kropka <3
Po prostu kocham <3
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 !
OdpowiedzUsuńO kurcze cos mi sie niestety wydaje ze chyba wykorzysta do tego Ari :(
OdpowiedzUsuńczekam na następny
OdpowiedzUsuńJuż podejrzewam jaki ma plan :) Świetne :D
OdpowiedzUsuńDziewczyno, jesteś genialna.! Masz świetny styl pisania i bardzo podoba mi się fabuła. Zasługujesz na 635897434786333 czytelników. Jeśli chcesz, mogę cię również polecać pod rozdziałami ma moim blogu. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału , Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa.! :) @forevermindSWAG
OdpowiedzUsuńByłabym wdzięczna, jeśli byś to dla mnie zrobiła :) bardzo dziękuję za tak miłe słowa!!❤
Usuń