niedziela, 29 czerwca 2014

four - no opportunity to help is the fault of our capabilities

Arianne
Wróciłam do domu kompletnie skołowana, po tym jak Derek i Marie odprowadzili mnie pod drzwi. Wymieniłam się z nimi numerami, tak na wszelki wypadek i przekroczyłam próg mieszkania Michaela, po czym upewniłam się, że zamknęłam wszystkie zamki. Nigdy więcej nie wezmę skręta do ust. Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę, a w dodatku głowa mi zaraz pęknie. Weszłam do pokoju i podeszłam do okna, by otworzyć je na oścież, jednak coś innego przykuło moją uwagę. Moje ferrari, które stało zaparkowane pod wejściem do bloku. Złapałam od razu kluczyki i mimo rozwalającego mi czaszkę bólu i kompletnej ciemności na ulicy, zbiegłam po schodach w dół i wyszłam na zewnątrz. Wokół było pusto, przez co się lekko przeraziłam. Jednak nacisnęłam przycisk na pilocie, a auto wydało znany mi dźwięk. Zanim zdążyłam wsiąść do środka, ktoś przyparł mnie do muru z siłą, jakiej nigdy w życiu nie czułam. Tęczówki w kolorze jasnego brązu wpatrywały się we mnie z determinacją. Bogu dzięki, że to Justin. Nie, właściwie zaczynam się go bać, bo przypomniało mi się co zrobił z chłopakiem ze złotymi zębami. I jak widziałam krew na jego ubraniach i rękach. Zanim zdążyłam sobie uświadomić, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Przestraszyłam się tak bardzo, pierwszy raz w życiu.
- Spójrz - warknął - Jesteś mi potrzebna - powiedział, a ja uciekałam wzrokiem od jego oczu, które tryskały nienawiścią.
- Mógłbyś m-mnie postawić? - starałam się powiedzieć normalnie, ale mój głos załamał się i brakło mi tchu. Jego dłoń była mocno zaciśnięta na mojej szyi i trzymała mnie przypartą do muru. Powoli opuścił mnie na ziemię, ale ręce umieścił po obu stronach mojej głowy. Złapałam się za szyję, wciąż czując jego parzący dotyk. - O co chodzi? - zapytałam, lekko przestraszona. Mógł chcieć wszystkiego. Od pieniędzy do seksu. Bałam się tego, co wypłynie z jego ust.
- Potrzebuję pieniędzy. Uwierz, nie na utrzymanie. Potrafię sobie poradzić, ale tu chodzi o Jackie i ten... - westchnął zakłopotany. To było proste zauważyć, że nawet jeśli wszyscy mówili o nim, że ją wykorzystuje, to zależy mu na niej bardzo mocno. I nie obchodziło mnie to, że powie, że jest inaczej. To widać po jego twarzy i po tym jak troszczy się o nią. Pod tym względem był inny niż jego otoczka złego chłopca.
- Co się stało Jackie? - zapytałam, kiedy mój umysł przyswoił sobie co powiedział. Wiem, że znam ją jedno popołudnie i wiem, że nie powinnam się martwić osobą, która ma powiązanie z kryminalizmem, ale wydawała się być naprawdę miłą i niezależną dziewczyną, która naprawdę walczy o swoje. Poza tym, była dla mnie bardzo sympatyczna i polubiłam Sylvestra. A pieniądze dla mnie nie grają roli.
- Jest... Em, chora. Potrzebuję dwanaście tysięcy, by zapłacić za jej leczenie, nie chcę jej stracić - powiedział w sfrustrowaniu. Przewróciłam oczami.
- Zależy ci na niej - powiedziałam, zakładając ręce na piersiach. Spojrzał na mnie wymownie.
- Nie po prostu... Jest dla mnie osobą, o którą się troszczę - powiedział, ale czy to nie znaczy to samo.
- Czyli zależy ci na niej. I tak, zapłacę za jej leczenie, bo jest wartościową osobą - wzruszyłam ramionami. - Nie musiałeś używać przemocy, jestem osobą, która lubi pomagać i to jest dla mnie czysta przyjemność. Wracam jutro rano na Manhattan. Przyjadę po południu z pieniędzmi. Ah, i czy moje ferrari wróci do mnie? - zapytałam, ale on stał zbyt zdumiony, żeby mi odpowiedzieć.
- Czekaj, ty tak po prostu za to zapłacisz? - zapytał w niedowierzaniu. Wzruszyłam ramionami i kiwnęłam głową. - Ale dlaczego? - dodał.
- Ponieważ zostałam wychowana na osobę, która troszczy się o osoby, którym nie powiodło się tak jak naszej rodzinie - odparłam.
- Wow, dzięki - powiedział, a ja skinęłam głową.
- Przyjemność po mojej stronie, Justin. Na przyszłość. Pytaj po prostu. - powiedziałam, zerkając na swoje auto. - Mogę je z powrotem, czy masz zamiar znów je ukraść? - zapytałam, trochę zdenerwowana za to co zrobił. Rozumiem, że takie auto w tym miejscu zwraca uwagę, ale nie robi się takich rzeczy.
- Za to, że pomagasz bezinteresownie mojej przyjaciółce. Droga wolna - odsunął się, a ja skinęłam w podzięce. - Ale nie obiecuję, że ono znów może zniknąć - powiedział, posyłając mi uśmiech. Wywróciłam oczami, bo naprawdę zaczynał mnie irytować. 
- Przepraszam, ale jestem zmęczona, więc wrócę do mieszkania - powiedziałam i ruszyłam do wejścia, nie zapominając zablokować samochód. Spojrzałam na niego ostatni raz, kiedy zamykałam drzwi klatki. 
- Dobranoc, Arienne - powiedział, a ja nie mogłam się oprzeć i lekko się uśmiechnęłam. 
- Branoc - odparłam i zamknęłam za sobą drzwi. Weszłam po schodach na dziewiąte piętro i od razu ukryłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku, myśląc o tym, że poznałam chłopaka, który jest niebezpieczny, ale naprawdę go lubię. 
~*~
Następnego dnia wyszłam z domu Michaela o szóstej, by zdążyć przygotować się w swoim pokoju, na Manhattanie. Założyłam rzeczy z wczorajszego dnia, to była męczarnia, że ktoś zobaczy mnie w tych samych ciuchach, ale nie miałam wyjścia skoro było dość słonecznie, a spodnie, które miałam były tymi, w których najmniej byłoby mi gorąco. Wsiadłam szybko do ferrari i odjechałam spod kamienicy mojego brata. Mój telefon zaświecił, ukazując zdjęcie Katiny. Odebrałam i włączyłam na głośnomówiący. 
- Ari, skarbie! Będę po ciebie około siódmej trzydzieści, w porządku? - zapytała wesoło. Uśmiechnęłam się na dźwięk jej głosu i spojrzałam na deskę rozdzielczą. Wskazywała dokładnie trzy minuty po szóstej. 
- Jasne, Kat, właśnie jadę do domu, mam nadzieję, że nie spotkam tam moich rodziców - westchnęłam i wyjechałam z Bronxu. Katina zaśmiała się do słuchawki i mogłam słyszeć, że również ma włączony głośnik, ponieważ odezwał się jej młodszy brat. 
- Spadaj stąd, gnoju! - warknęła do Eddiego. Malec jest wspaniały, ale naprawdę irytujący. Zaśmiałam się, kiedy jechałam głównymi ulicami Manhattanu i odetchnęłam, widząc coś naprawdę znajomego. Tęskniłam za tym, nawet jeśli nie było mnie tu jedynie dzień. - Przepraszam - odezwała się po chwili. - Twoi rodzice kontaktowali się z moimi i pytali, czy ciebie tu nie ma. Myślę, że nawet jeśli się z nimi pokłóciłaś, to i tak się o ciebie martwią - powiedziała, a ja skinęłam głową, bo dobrze o tym wiedziałam. 
- Wiem, Kat, ale to właśnie ich zachowanie doprowadziło do tego, że uciekłam. Czepiają się najmniejszych rzeczy, które zrobię nie tak - westchnęłam i zatrzymałam samochód na podjeździe mojej willi. 
Dziś nie było Jerrego, tylko jakiś starszy gość, który był jeszcze na nocnej zmianie. Weszłam do domu i pobiegłam do pokoju, gdzie wzięłam prysznic, umyłam zęby zapasową szczoteczką, ponieważ torbę i wszystkie rzeczy zostały w mieszkaniu Mike'a. Umalowałam się i wyszłam do pokoju. Wybrałam białą koszulę i krótkie, dżinsowe szorty, a na stopy założyłam moje wierne białe conversy. Wymieniłam obudowę mojego iPhone'a i wzięłam czarne okulary i torebkę w tym samym kolorze, gdzie wrzuciłam telefon, słuchawki, a także parę potrzebnych książek i materiał na egzamin z języka angielskiego. W momencie, w którym spojrzałam na zegarek, rozniósł się klakson. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Katinę w swoim białym audi.
- Zaczekaj jeszcze chwilę, w porządku? - zawołałam, a on skinęła głową. Zostawiłam uchylone okno i wybiegłam z rzeczami z pokoju. Kiedy chciałam wkraść się do sypialni moich rodziców, wpadłam na mamę, która obrzuciła mnie lekceważącym spojrzeniem. Spuściłam wzrok. 
- Czego chciałaś z naszego pokoju, dziecko? I czemu nie wiem, że jesteś w domu? - zapytała wściekła. Zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście chciałam okraść moich rodziców, żeby dać pieniądze komuś kogo ledwie znam. Jednak chciałam pomóc, więc czułam się trochę mniej źle. 
- Cóż, chciałam ci właśnie powiedzieć, że jestem w domu i wychodzę do szkoły - wzruszyłam ramionami, łapiąc dobre kłamstwo. 
- Oh, w takim razie, pogadamy o twojej karze, gdy wrócisz - powiedziała, a ja skinęłam głową, czując, że wszystko we mnie wrze. Nie miałam skąd wziąć pieniędzy. Ruszyłam w dół schodów, ale odwróciłam się do matki. 
- Mamo, mogę cię o coś prosić? - zapytałam, błagając by się zgodziła. Odwróciła się w moją stronę. 
- O co dokładnie? 
- Cóż, moja... uh, znajoma jest chora i potrzebuje pieniędzy na leczenie, ale jest dość biedna i chciałabym pomóc - westchnęłam. Mama spojrzała na mnie mrużąc oczy. 
- Oczywiście, jeśli zapłacisz za to sama - powiedziała, a ja wytrzeszczyłam oczy. Wściekłam się na nią, bo, jakim kurwa prawem. To były cele potrzebujące i okey, trochę skłamałam. Zostałam wychowana na sknerę, ale nie potrafiłam odmówić Justinowi. 
- Ale nie mam tyle pieniędzy - westchnęłam. 
- Przykro mi - wzruszyła ramionami i weszła do swojej sypialni. Zanim zeszłam na dół kopnęłam w ścianę i nie obchodziło mnie, że mnie to boli, czy, że ją ubrudziłam. Byłam zwyczajnie poirytowana i nawet nie próbowałabym u ojca, który nawet nie ma czasu ze mną porozmawiać, dopiero co pomagać innym. Wyszłam wściekła z domu i wsiadłam do samochodu Katiny. Miała na sobie baseballówkę naszej szkolnej drużyny koszykarskiej, top w kwiecisty wzór i spodnie z wysokim stanem, oraz czarne buty na obcasie. Na zewnątrz było słonecznie, a on ubrała się dosyć ciepło.
- Kat, nie jest ci za ciepło? - zapytałam, a ona pokręciła głową. 
- Później ma zrobić się zimno - wzruszyła ramionami.
Pokręciłam głową, bo nie było to teraz ważne, nie miałam skąd wziąć pieprzonych pieniędzy, miałam może nędzne trzy tysiące na karcie i żałowałam, że wydałam ostatnio tak dużo na zakupach. Nie śmiałam nawet zapytać o pieniądze Katiny, ponieważ to ja coś obiecałam. Pomyślałam, że będę miała szansę zabrać je jednego dnia i po prostu zawieźć Justinowi, ale najprawdopodobniej dostanę dziś szlaban za ucieczkę. Tak właściwie to byłam u Mike'a, więc to nie było nic złego, póki naprawdę u niego byłam.
- Właściwie to czemu jesteś zirytowana? - zapytała, a ja zorientowałam się, że wyjeżdżamy z mojego osiedla. Zamrugałam kilka razy, zastanawiając się co ma na myśli, ale szybko sie zreflektowałam, ponieważ rzeczywiście byłam poirytowana i wściekła.
- Cóż, wiesz, że byłam na Bronxie. Jeden chłopak... - zagryzłam wargę, myśląc o Justinie - Poprosił mnie, żebym zapłaciła dwanaście tysięcy za operację jego przyjaciółki. Ja zgodziłam się, nieświadoma, że moi rodzice serio nie będą chcieli zapłacić, a ja obiecałam i teraz nie wiem jak zdobyć te pieniądze - wzruszyłam ramionami. Katina siedziała przez moment, nie odzywając się.
- Oh, tak po prostu dasz mu pieniądze, nie znając go i rzeczywiście myślisz, że wyda je na rzekomą przyjaciółkę - spojrzała na mnie przelotnie i zatrzymała się pod Starbucksem. Wywróciłam na nią oczami, kiedy wysiadałyśmy. Wzięłam moją torebkę i weszłam z nią do kawiarni, ustawiając się w kolejce.
- Właściwie to planowałam to zrobić, ale będę musiała uprzejmie mu odmówić, ponieważ nie zdobędę ich w tak krótkim czasie - westchnęłam i przesunęłyśmy się w kolejce. Napotkałam wzrokiem Britney, siedzącą z dwoma dziwkami w mojej szkole, Cassie i Kat. Kiedy na mnie spojrzały, Brit bezczelnie się uśmiechnęła i ruszyła w naszą stronę.
- Dziwka na horyzoncie - bąknęła obok mnie Kat, tak, żeby ona to usłyszała i podeszła do kasy, po czym zamówiła standardowo nasze kawy. Po czym uprzejmie odwróciła się do mnie, w momencie, kiedy przede mną stanęła Britney. Katina oparła się o ladę, z błahym uśmiechem na ustach, kiedy moje serce zabiło szybciej. Wiedziałam, że zaraz zacznie temat Bronxu.
- Więc, masz już STD*, bo szybko staniesz się dziwką w takim miejscu, jak Bronx - powiedziała to tak głośno, żeby kilka osób mogło odwrócić się i spojrzeć na mnie, kiedy z jej ust wyszła nazwa zapyziałej dzielnicy. Wywróciłam oczami i lekko zerknęłam na dwie dziwki za nią.
- Oh, tak właściwie, to prędzej złapiesz jakieś weneryki, niż ja... - powiedziałam ironicznie. Katina odwróciła się, by odebrać zamówienia i zapłacić.
- Ponieważ..? - zapytała nieświadoma tego co mam na myśli, Britney, a ja uśmiechnęłam się głupkowato.
- Ponieważ to nie ja obciągam wszystkim, nawet nauczycielom, nie myśl, że nie wiem, suko - splunęłam jej w twarz i wyszłam z kawiarni za Katiną. Trzymała w dłoni moją kawę i ja nawet nie mogłam oddać jej za nią pieniędzy.
- Nienawidzę, że jedna z tych dziwek ma moje imię - warknęła i wsiadła do samochodu. Zaśmiałam się, kiedy odkładałam torbę, której rzeczywiście nie musiałam brać ze sobą. Upiłam łyk mojej cynamonowej mochy, po czym wstawiłam ją na miejsce na kubek.
- Cóż, ciesz się, że to tylko zdrobnienie - mrugnęłam do niej i zapięłam pasy, czego nie zrobiłam gdy wyjeżdżała z mojego osiedla. Posłała mi groźne spojrzenie, a ja wyciągnęłam materiał na egzamin.
- Nie wiem, czy jesteś świadoma, ale jedziemy do szkoły jedynie na jakieś dwie godziny, ponieważ po egzaminie jesteśmy wolni - powiedziała, odjeżdżając spod Starbucksa, a ja zagryzłam wargę. To znaczy, że mam czas pojechać na Bronx i osobiście pogadać z Justinem. Zamrugałam kilka razy, uświadamiając sobie, że ja naprawdę dużo o nim myślę. Westchnęłam.
- Chcesz pojechać ze mną na Bronx? - zapytałam nieświadoma tego co mówię. Kat spojrzała na mnie przez moment.
- Serio? Tak, chcę - westchnęła. Zdziwiłam się tym wesołym tonem, ale jeśli to jest to czego ona chce, to nie będę pytać, ponieważ myślałam, że będzie raczej przerażona i wybije mi to z głowy.
- W porządku, pojedźmy tam od razu po szkole, nie chcę wracać do domu - odparłam i spojrzałam na wszystko co było potrzebne na ten cały egzamin. Było tego nieskończenie wiele i dzięki ci Boże, że w miarę opanowałam to przed wyjazdem na Bronx, ponieważ od tamtego czasu nawet do tego nie zajrzałam. Nie miałam nawet szansy.
- Cóż, mogę zaproponować jedynie, że wpadniesz do mnie i ubierzesz się cieplej, bo naprawdę ma się ochłodzić - powiedziała, zatrzymując się na parkingu szkolnym. Wzruszyłam ramionami, zgadzając się i wysiadłam z auta, nie fatygując się by zabrać torbę, czy telefon. Weszłyśmy do szkoły i udałyśmy się do sali, w której odbyć miał się dzisiejszy egzamin.
~*~
Po egzaminie, tak jak mówiła Katina, zostaliśmy wypuszczeni do domu. Byłam podekscytowana, ponieważ były to ostatnie tygodnie szkoły i nadchodziły wakacje. Wsiadłam do jej samochodu, a ona odjechała w stronę swojej willi. Okej, to jest dziwne, że moi znajomi są tak bogaci jak ja, ale chodzę do szkoły prywatnej, innych ludzi jest trudno znaleźć. 
Nie było to daleko, dlatego już po dziesięciu minutach byłyśmy w jej pokoju. Miała w szafie parę spodni, które kiedyś u niej zostawiłam i pożyczyła mi krótką białą bluzkę oraz czarną ramoneskę. Założyłam jeszcze moje conversy i wyszłyśmy z powrotem do jej samochodu. Na podjeździe stał samochód jej mamy, więc zaczekałyśmy chwilę, po czym przywitałam się z panią Qeens uściskiem, a Katina buziakiem w policzek.
- Gdzie się wybieracie? - zapytała mama Katiny, Marise. Spojrzałam niezręcznie na Kat, a ona mrugnęła do mnie. 
- Właśnie miałyśmy iść na miasto, by coś zjeść i może potem wybrać się na jakieś małe zakupy. Wrócę późnym popołudniem, mamo, w porządku? - uśmiechnęła się do niej, a ona skinęła głową, po czym posłała mi promienny uśmiech. 
- Może wpadniesz na kolację razem z Kat? - zaproponowała, a ja kiwnęłam głową.
- Tylko jeśli moja mama wyrazi zgodę, to z przyjemnością - odparłam, a ona ponownie mnie przytuliła, tak jak Kat, po czym poszła do domu. 
- Uh, jak zwykle przesłodzona - westchnęła Kat i wsiadła do samochodu. Zrobiłam to samo i zapięłam pas. Wywróciłam oczami.
- Po prostu uprzejma - wzruszyłam ramionami, ponieważ miała złotą mamę, nawet jeśli miała tylko ją, to jej życie było naprawdę wspaniałe. Mój ojciec najprawdopodobniej miał romans z jej mamą, ale nie dzieliłam się tym z Kat, ponieważ to mogłoby złamać jej serce, moja matka to typowa suka. Siedzi całymi dniami w domu, zarządzając pieniędzmi mojego taty, który jest naprawdę wspaniałym facetem, a moja matka na to nie zasługiwała. Właściwie, to miałam nadzieję, że będę mieć szansę przekonać go do zapłaty za leczenie Jackie.
Katina wyruszyła ramionami i wyjechała z podjazdu jej domu. Ona miała właściwie bliżej do Bronxu, ale postanowiłam poprosić ją jednak by zawiozła mnie na chwile do domu, chciałam spróbować zabrać pieniądze. Kiedy tylko zatrzymała samochód, pobiegłam do domu i weszłam po schodach, na piętro gdzie są nasze sypialnie. Weszłam do pokoju moich rodziców i to co tam zastałam sprawiło, że w moich oczach stanęły łzy, a moje serce połamało się na tysiące kawałków. Jęki i skrzypienie łóżka przyprawiło mnie o ból glowy, a kiedy wydałam z siebie bezradny krzyk, a moja mama i jakaś jej męska dziwka spojrzeli na mnie, zatrzasnęłam drzwi i wybiegłam z domu. Nie ważne, że łzy spływały po moich policzkach, a ja szłam zamroczona do samochodu Katiny. Kiedy usiadłam na miejscu pasażera, zobaczyłam, że moja matka wybiegła w szlafroku za mną. 
- Co się... - zaczęła Kat, ale spojrzałam na nią srogo. 
- Jedź do Bronxu natychmiast - warknęłam i złapałam za telefon. Katina wyrwała mi go, zanim wybrałam numer ojca i wcisnęła do kieszeni swojej bluzy. Odjechała, zaraz przed tym jak moja mama zapukała do okna z mojej strony. 
- Teraz mów mi co się stało, zanim zrobisz coś głupiego - warknęła, kiedy wyjeżdżała na ulice Manhattanu. Wywróciłam oczami. 
- Moja matka zdradziła mojego ojca z jakąś męską dziwką. Co za szmata - warknęłam - Tak po prostu zrobiła to w ich spólnym łóżku - dodałam, a łzy na moich policzkach po prostu pojawiały się, przez co zaczęłam się dławić, przez gulę w moim gardle. 
- To nie jest to, czego twój tata nie zrobił wcześniej - westchnęła, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. O mój Boże, czy ona i mój ojciec...
- Co masz na myśli? - zapytałam przerażona. 
- Wiesz to zabawne, kiedy widzisz faceta w swojej kuchni, kiedy to ojciec twojej przyjaciółki i wiesz, że pieprzył twoją matkę - zaśmiała się, naprawdę się z tego śmiała. A sądziłam, że będzie wściekła. - Ale moja mama jest szczęśliwa, więc jestem mu wdzięczna -wzruszyła ramionami. - I nie mów tego swojemu ojcu na razie, nie będziecie mieli gdzie pójść, jeśli będzie chciał odejść, prawda? - dodała, a ja skinęłam głową. 
- Masz rację, poza tym muszę poprosić go o to, by zapłacił za leczenie - wzruszyłam ramionami. Wjechała do Bronxu.
- Dokładnie, przestań się teraz tym przejmować i wytrzyj makijaż spływający z twojej twarzy - dodała, a ja pociągnęłam za to co zo jest przymocowane do dachu i służy przeciwsłonecznie, ale ma też lusterko. Wyjęłam mokre chusteczki z mojej torebki i starłam spływający tusz. Nie przejmowałam się tym, że nie mam żadnego podkładu w tym momencie. Przez chwilą widziałam moją matkę z jakimś kutasem i naprawdę nie chciałam zamartwiać się moim wyglądem.
Wskazałam Kat, gdzie może się zatrzymać i wzięłam od niej telefon, chcąc zadzwonić do Marie.  Katina nieufnie dała mi iPhone'a, a ja wybrałam numer. 
- Halo? - usłyszałam jej głos i uśmiechnęłam się lekko. 
- Hej, Marie, chciałam zapytać czy mogę się z tobą spotkać, poznasz moją przyjaciółkę - zagryzłam wargę, myśląc, że wscieknie się na wieść o Kat. Westchnęła, kiedy do kogoś szeptała, a potem usłyszałam Dereka, który odezwał się, zapewne wcześniej zabierając jej telefon. 
- Przyjdź do parku, jest obok boiska, gdzie graliśmy mecz - powiedział i się rozłączył. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam do Kat, żeby iść w umówione miejsce. 
Już z daleka zauważyłam grupkę ludzi i Sylvestra na kolanach Justina. Najsłodszy widok świata, nawet jeśli zgrywał twardziela to, Jackie sprawiała, że się troszczył i zyskał w moich oczach. Podeszłyśmy tam i zobaczyłam chłopczyka, który siedział obok Jazmyn, mocno się do niej tuląc. Widać było jego podkrążone oczy, płakał przed chwilą. Przywitałam się ze wszystkimi, a Marie została przy mnie dłużej. Poznałam ją z Kat, tak jak każdego z pozostałych i po kilku minutach było mniej niezręcznie, niż kiedy poznawali swoje imiona. 
Kiwnęłam w stronę Justina, chcąc odejść z nim na bok, by porozmawiać. Oddał Sylviego w ramiona Jackie, po czym powoli podszedł w moją stronę. W jego ręku znalazł się już papieros. 
- Hej - powiedział, kiedy ruszyliśmy alejką. Był rzeczywiście jedyną osobą, z którą się nie przywitałam. Skinęłam głową. 
- Uhm, nie mam pieniędzy na dziś, ponieważ zaistniały pewne... Sprawy - powiedziałam, krzywiąc się na wspomnienie mojej mamy z jakimś facetem. Justin odpalił papierosa, po czym kiwnął głową.
- Płakałaś - powiedział cicho. Oh, zauważył. Wzruszyłam ramionami, nie chcąc nic mówić. 
- Oh, to nic - westchnęłam. 
- Nie miałem zamiaru, wiedzieć co to, więc serio, nie myśl, że chcę wiedzieć - powiedział, wypuszczając dym. Wyciągnął fajkę w moją stronę i mimo tego że naprawdę nienawidziłam tego zapachu, miałam nadzieję na to, że sprawi mi to przyjemność. Wzięłam papierosa, po czym pociągnęłam trochę, zaciągając się nikotyną. Po tym, jak wczoraj zapaliłam trawkę i zaczęłam się dusić dziś, mogłam to podtrzymać i poczułam się trochę lepiej. Skinęłam w podzięce, oddając fajkę, a potem wróciliśmy. Podeszłam do Jazmyn, która gadała z Kat i miała przy sobie małego, białego chłopca, który naprawdę płakał, przytulony do niej. 
- Kto to? - zapytałam, zagryzając wargę, kiedy na mnie spojrzały. Jazmyn uśmiechnęła się do malca, który odwzajemnił to lekko, wciąż mając smutek w oczach. 
- To Jaxon - powiedziała, a ja zaczęłam zauważać podobieństwa do Justina i o Boże, co jeśli to jego dziecko? Rozszerzyłam lekko oczy, chcąc o to zapytać, ale Jazmyn mnie uprzedziła. - Nasz brat. 
Skinęłam głową, karcąc się za to co pomyślałam. Schyliłam się i uśmiechnęłam do Jaxona.
- Jestem Arianne - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Spojrzał na mnie nieśmiało, po czym uśmiechnął się lekko i wyciągnął w moją stronę ręce. Zaskoczona wzięłam go w ramiona i przytuliłam do siebie. Jazmyn znów zaczęła rozmawiać z Kat, a Jackie zaczęła całować się Justinem, Derek gadał z Marie, a ja zostałam sama z pięcioletnim chłopcem, więc usiadłam na ławce i posadziłam na kolanach Jaxon. - Więc co się stało? - zapytałam cicho, a on zaczął bawić się suwakiem mojej ramoneski. 
- Zgubiłem samochodzik w przedszkolu i przez to jestem smutny - nadąsał się, a ja lekko się uśmiechnęłam. 
- Na pewno będziesz miał jeszcze tysiące samochodzików, które kupi ci Justin - powiedziałam, a malec się we mnie wtulił. 
- Tak bardzo kocham Justina, jest najlepszym bratem świata - wyseplenił z uśmiechem, zauważyłam, że brakuje mu dwóch ząbkow na dole. Uśmiechnęłam się do niego. 
Zostałam z Katiną do piątej, po czym we dwie postanowiłyśmy, że musimy wracać. Wymieniłam się numerami z Jackie i Justinem, po czym poszłam z Kat do jej audi. Oczywiście odmówiłam kolacji i kazałam powiedzieć pani Qeens, że moja mama nie pozwoliła mi przyjść. Pożegnałam się z Katiną i poszłam do domu, gdzie spotkało mnie piekło z moją matką.
___
Hej! Nie będę się rozpisywać, ponieważ nie mam pojęcia co napisać. Dlatego proszę tylko o komentarze od każdego, nawet zwykła kropka! ♥

niedziela, 22 czerwca 2014

three - the bad news is the worst part of the unacceptable things

Justin
Rozgrzewałem się z chłopakami, biegając z piłką w tą i z powrotem. To było jedyne zajęcie, które odsuwało mnie od codziennego życia. Jednak wciąż musiałem pozostać przy zdrowych zmysłach i mieć oko na Jazzy, która siedziała teraz z Marie, Jackie i jej synkiem, którego trzymała sobie na kolanach i się bawiła. Jazmyn kocha dzieci, więc nie mogłem się temu dziwić. Odrzuciłem piłkę, widząc Dereka w towarzystwie białej. Zapewne to była ta siostra tego Michaela, którego nie znałem, a założę się, że wiedziałem więcej niż powinienem. Podszedłem do nich i przywitałem się z Derekiem męskim uściskiem. Za mną szła Marie, która znała już tą dziewczynę. Muszę przyznać, że wyglądała dobrze i mimo kilku niedociągnięć, jak na przykład cholernie drogie ubrania, zapewne od projektantów, mogła się wyglądem do nas wpasować. Podobało mi się to, że nie ubrała się jak lalunia. Błagałem w myślach, by nie była zarozumiała i żeby nie wtrącała się w nieswoje sprawy. 
- Uhm, hej - powiedziała, obczajając mnie od dołu do góry, zatrzymując się na moich ustach, zaraz po tym oblizując swoje. Uśmiechnąłem się chytrze, a ona spojrzała w moje oczy. - Jestem Arriane - podała mi dłoń, której nie uścisnąłem. Skinąłem głową. 
- Justin - powiedziałem, chłodno. Nie znałem jej, więc nie miałem zamiaru zwracać się do niej inaczej. Chyba się speszyła, bo zabrała dłoń spuszczając wzrok. 
- Laska! - krzyknęła Marie za moimi plecami i podbiegła do Arianne. Przytuliły się. Po chwili obie się zaśmiały i Mulatka pociągnęła nową w stronę dziewczyn.
- Co sądzisz? - zapytał Derek, stając obok mnie. Spojrzałem na to jak ruszała tyłkiem i nie było najgorzej. Była szczupła, ale nie chuda. Idealna, rzecz biorąc, ale nie poznałem jej, jednak musiałem powiedzieć, że mógłbym ją przelecieć. Wzruszyłem jedynie ramionami i wróciłem na boisko, wiedząc, że Derek idzie tuż za mną. Czułem na sobie przeszywający wzrok i pierwszy raz parzył mnie w skórę. Jeszcze nigdy nie czułem się tak niekomfortowo, kiedy ktoś mi się przyglądał, bo jestem w każdym calu idealny. Wiedziałem, że to Arianne, która zamiast zająć się rozmową musiała wlepić we mnie spojrzenie. 
- Shirts kontra skins - ktoś powiedział, kiedy dzieliliśmy się na dwa równe zespoły. Byłem w drużynie bez koszulek, więc od razu pociągnąłem ją do góry. Spojrzałem ja dziewczyny, a Marie coś mówiła do Arianne, która teraz już na mnie nie patrzyła. Świetnie, kiedy jest to co najlepsze, ona się odwraca. 
Przez kilka minut czekaliśmy aż Derek się rozgrzeje. Był w mojej drużynie, więc również nie miał na sobie koszulki. Korzystając z chwili podszedłem do Jackie, która podniosła się razem z synkiem, pięcioletnim Sylvestrem. Przepraszam, ale to imię nie nadaje się dla takiego dzieciaka, jak on. Jackie jest starsza ode mnie o rok, czyli w tym roku skończy dwadzieścia jeden. Złapałem ją w pasie, kiedy już odchodziła i przyciągnąłem do siebie. Ona jęknęła, zadowolona. Nie obchodziło mnie, że ma dziecko, póki nie musiałem się nim zajmować. Byliśmy w bliskich stosunkach. Rozmawialiśmy, byliśmy przyjaciółmi. Nie łączył nas tylko seks. Kiedy miałem odrobinę więcej pieniędzy z narkotyków, czy czegokolwiek i starczało mi na utrzymanie rodziny starałem się pomóc jej jak tylko mogłem.
- Justin, muszę iść - powiedziała, powoli odwracając się w moją stronę. Westchnąłem zmieszany. 
- Więc po prostu czekaj na mnie u siebie, w porządku? - zapytałem, mając nadzieję na trochę zabawy. Byłem zdesperowany. To już tydzień, odkąd Jackie kompletnie mnie unikała i starała się, by nie spotykać się ze mną. 
- Idę z Sylvim do lekarza. Od kilku dni boli go brzuch - powiedziała, a mnie trudno bylo w to uwierzyć. Rozszerzyłem oczy na kilka sekund, ale po chwili wróciłem do mojego pustego wyrazu twarzy. Skinąłem głową i lekko pocałowałem ją w usta. Nie chciałem być nachalny skoro widocznie miała mnie dosyć. Ku mojemu zdziwieniu odsunęła się od razu i uciekła bez słowa w stronę wyjścia. Oczywiście coś musiało się stać, a ona mi nie ufa, więc nic mi nie powie. 
Odwróciłem się i spojrzałem na chłopaków, którzy czekali na mnie, a potem na Marie. Jestem pewien, że ona wie o co chodzi Jackie. Ruszyłem w stronę boiska, ale na chwilę zatrzymałem się przy Jazzy, Marie i Arianne, które zajęte były rozmową. 
- Hej, możemy pogadać po meczu? - zapytałem, a Marie skinęła niepewnie głową. Zrobiłem to samo i pobiegłem na boisko. 
Arianne 
- To jego dziewczyna? - zapytałam Marie. Byłam ciekawa, bo kiedy Jackie siedziała tutaj z nami, nie wspominała nic o tym, że Justin to jej chłopak. I że syn może być jego, choć nie sądzę, ponieważ jest czarnoskóry. 
- Bardziej przyjaciółka od seksu - mruknęła Jazmyn, która się nudziła. Spojrzałam na nią. Miała dopiero piętnaście lat i naprawdę nie sądziłam, że wie aż tyle o życiu seksualnym własnego brata. Jej czarne włosy, na końcach zakończone turkusowym kolorem dodawały jej lat, tak samo jak wyzywające ubrania i biust w połowie wystawiony dla oczu świata. Czarny lakier, którego teraz skrobała z paznocki odchodził płatami. A mocny makijaż sprawiał, że wyglądała na wiek Jackie. 
- Skoro się nudzisz, czemu tu siedzisz? - zapytałam, nie chcąc brzmieć na wredną. Westchnęła, wygładzając swoją czarną spódniczkę na jej udach. 
- Mój wspaniały, opiekuńczy brat przywlukł mnie tu za karę - westchnęła, a ja spojrzałam w jego stronę. Mimo że grali jakieś trzydzieści metrów dalej mogłam zobaczyć strużki potu spływające po jego umięśnionym brzuchu. Kiedy rzucał piłkę, mięśnie pleców napięły się tworząc idealnie wyeksponowane ciało. 
- O mój Boże! Ty obczajasz mojego brata - pisnęła, a Justin spojrzał w naszą stronę. Zarumieniona opuściłam głowę. Mimo że ją polubiłam, to teraz byłam na nią wściekła. Westchnienie uciekło z moich ust, a chłopaki kontynuowali grę. - Hej, obczaja go każda, nie jesteś pierwsza - szturchnęła mnie w ramię. 
- Jeśli miało mi się zrobić lepiej, wiedz, że tak nie jest - syknęłam, a ona uniosła ręce do góry. 
- Hola, spokojnie - znów się zaśmiała, a ja miałam nadzieję, że jej brat nie będzie taki sam, bo już miałabym go dość. 
Kiedy chłopaki skończyli grę, a ja zadzwoniłam do Katiny, Marie poszła gadać z Justinem, tak jak o to prosił wcześniej. Po kilku sygnałach Katina mnie rozłączyła, zapewne dlatego, że nie mogła rozmawiać. Wróciłam do grupy, gdzie była Jazmyn i Derek, a także kilkoro chłopaków, których nie znałam. 
- Lil Twist - przedstawił się czarnoskóry w moim wieku, a za nim pojawił się chłopak, który szedł wczoraj z chyba Candy. 
- Nie rozmawiaj z tą białą - powiedział, odciągając go ode mnie. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, ale po chwili Jazzy stanęła obok mnie. 
- To Chris. Nienawidzi takich jak ty, ponieważ sam kiedyś był bogaty i przez białych stracił majątek. Nie masz pojęcia, jak długo mu zajęło przyzwyczajenie się, że ja i Justin tu mieszkamy. W końcu większość populacji tutaj jest czarna - westchnęła, a ja skinęłam głową. Było jeszcze kilku chłopaków, którzy chyba mnie nie zauważyli, ponieważ nawet się nie przedstawili.
Usiedliśmy na ławkach przy boisku, a oni wyciągnęli marihuanę i papierosy. Od zapachu zrobiło mi się niedobrze, więc po prostu wstałam i odeszłam na bok, utrzymując odległość taką, by chmara dymu nie dosięgnęła mnie. Usiadłam na krwężniku dzielącym boisko od trawy i spojrzałam na telefon, ponieważ zadzwonił. Pojawiło się zdjęcie Katiny, więc od razu odebrałam. Chciałam się dowiedzieć, czy Britney miała nie wyparzoną gębę. 
- Ari, przepraszam, że nie odebrałam wcześniej, ale miałam poważną rozmowę z nauczycielem, ponieważ zaczęłam mówić dość wulgarnie w stronę Britney - zaśmiała się - ona po prostu stanęła na środku korytarza i zebrała wszystkich, by powiedzieć, że jesteś w Bronxie, więc po prostu podeszłam i zaczęłam na nią krzyczeć, wyrzucając z siebie dużo obelg - westchnęła. 
- Ale... Powiedziała o tym? - zapytałam, oczekując najgorszego. 
- Większości, ale dużo osób i tak w to nie wierzy. Wiem, że mało pocieszające, ale tak już jest - powiedziała, a ja przytaknęłam. - Ale hej, gdyby nie ten egzamin przyjechałabym - powiedziała pogodnie - Jutro jestem twoja - dodała, a ja przytaknęłam. 
Poczułam smród marihuany, więc obejrzałam się za siebie. Był to Justin, przez co poczułam się niezręcznie. Jego siostra miała niewyparzony język. Pożegnałam się z Katina, nie czekając na odpowiedź. Usiadł obok mnie, zaciągając się skrętem. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy poczułam jeszcze silniej zapach, ale starałam się to stłumić. 
- Nie powinnaś być teraz w szkole, czy coś tam? - zapytał - Poza tym, przeprowadziłaś się tu? - dodał. 
- Po prostu odwiedzam brata - westchnęłam, a on wyciągnął w moją stronę jointa. - Nie wolno mi tego palić - powiedziałam, od razu, bojąc się konsekwencji. 
- Aw, dobra dziewczynka - zakpił, a ja wywróciłam oczami. To nie było tak, że słuchałam rodziców pod każdym względem, ale to była już kwestia tego, że obiecałam. Jednak chciałam mu udowodnić, że mogę być nieposłuszna. Kiedy chciałam sięgnąć po skręta, zauważyłam, że jego myśli - mimo odurzenia po marihuanie - zeszły na inny tor i siedział lekko przygnębiony. 
- Znamy się krótko, ale jeśli cię coś gryzie, możesz mi o tym powiedzieć - wyszło z moich ust zanim potrafiłam to powstrzymać, a on spojrzał na mnie spod boku. Wyglądało to, jakby powstrzymywał się od jakiejś kpiny i po prostu pokręcił głową. Skinęłam w zrozumieniu i sięgnęłam po skręta między jego palcami. Kiedy spojrzał na mnie zdziwiony mogłam zauważyć przekrwione oczy od narkotyku, a jego mięśnie - wciąż był bez koszulki - były napięte, przez co widziałam każdą, nawet najmniejszą żyłkę, które pojawiają się od ćwiczeń i treningów. Zaciągnęłam się powoli i zatrzymałam dym w płucach, nie na długo, bo zaczęłam się dusić. Nie wiem, czy to miało działać, ale czułam się zwyczajnie. Tak jak zawsze. 
Justin 
Dziewczyna była niewinna, co mnie strasznie zaintrygowało. Inne, co prawda nie narzekam, są łatwe do zdobycia. Wystarczy jakiś tekst i kilka miłych słów. Niektóre nawet potrafią same wejść do łóżka. Wiedziałem już, że jej nie przelecę, bez większych starań, tak jak mówiła mi Marie. Poza tym, Arianne jest typem dziewczyny czekam-na-tego-odpowiedniego. I właśnie, mimo że jest bogata i widać, że trochę rozpieszczona, to jej zachowanie wciąż jest niewinne. 
Z przemyśleń wyrwał mnie jej chichot. Patrzyła przed siebie, na beton, który pokrywał całe boisko do koszykówki i pod nosem coś liczyła, wskazując palcem. 
- Arianne, co robisz? - zapytałem zdezorientowany, a ona zaklęła pod nosem i na mnie spojrzała. 
- Przez ciebie zapomniałam ile policzyłam mrówek, Justin - westchnęła. Jej oczy były przekrwione, a źrenice były rozszerzone. Ona naprawdę pierwszy raz paliła trawkę. 
- Masz halucynacje, mała - westchnąłem i podniosłem się, po czym podałem jej dłoń, by pomóc wstać. Zaprowadziłem ją do grupy, gdzie nie było Jazmyn. Podszedłem do Marie i przekazałem jej Arianne. - Zajmij się nią, proszę - powiedziałem podenerwonany. - Gdzie jest, kurwa, Jazzy - warknąłem, patrząc na Dereka. Zniknął też Lil Twist. O. Mój. Boże. Oni zawsze na siebie lecieli. 
- Poszła z Lilem - westchnął, nie patrząc na mnie. 
- Kurwa, kurwa - powiedziałem w zdenerwowaniu i przeczesałem dłonią włosy. Kiedy ujrzałem jej niebieskie włosy w krzakach, od razu tam poszedłem. Marihuana, która była jeszcze w mojej krwi, podwyższała moją adrenalinę i naprawdę, byłem więcej niż wściekły. Przedarłem się przez zarośla i od razu dorwałem Jazzy, którą gwałtownie odsunałem od ust Lila. 
- Czy ty kurwa myślisz?! On jest od ciebie starszy o cztery lata - warknąłem na swoją siostrę, a ona spojrzała na mnie oczami, które wyrażały przeprosiny. Wydawała się być w szoku, ponieważ była pod wpływem narkotyków. 
- Przepraszam, Justin - wyłkała i uciekła, ze spływającymi łzami. 
- Z tobą się jeszcze policze, Twist - warknąłem i poszedłem za Jazmyn. Nienawidzę tej dzielnicy, nienawidzę, tego, że jestem biedny. Nienawidzę wychowywać mojego rodzeństwa, kiedy moja mama mogłaby to zrobić. Jazmyn biegła prosto do domu, więc łapiąc moją koszulkę po prostu za nią pobiegłem. Złapałem ją w połowie drogi i mocno trzymałem w ramionach.
- Przepraszam, Justin. Cały czas cię zawodzę. Jestem złą siostrą, a powinnam ci pomagać. Sam musisz o nas zadbać, a ja robię ci takie rzeczy - łkała w moją koszulkę. Westchnąłem, obwiniałem się za to, że ona obwinia siebie. Zacząłem głaskać jej plecy, uciszając, ale nie skutecznie, ponieważ zaniosła się jeszcze większym płaczem.
- Jazzy - powiedziałem, odsuwając ją ostrożnie od siebie. Spojrzała na moją twarz, zapłakanymi oczami. Sięgnąłem od razu, by je zetrzeć. - Jesteś wspaniałą siostrą i nawet jeśli zrobisz coś złego czasami, to jesteś powodem, dla którego nie wylądowaliśmy na ulicy. To dla ciebie i Jaxona wziąłem się za nas. Zacząłem zarabiać i dbać o to. I nie wiem, czy poradziłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Dlatego tak bardzo się wściekam za każdym razem - wyjaśniłem, a na jej ustach pojawił się nikły uśmiech.
- Dziękuję? - powiedziała, pytająco, a ja zachichotałem.
- Mogę ci zaufać i poprosić, byś odebrała Jaxona ze szkoły? - poprosiłem, nie chcąc, by Jaxon zobaczył mnie pod wpływem narkotyków. W odróżnieniu do mnie, Jazzy wypaliła naprawdę mało, więc mogło już z niej powoli uciekać. Skinęła głową i pocałowała mnie w policzek. - Widzimy się w domu, siostrzyczko - powiedziałem i ostatni raz mocno ją uścisnąłem.
Wróciłem na boisko i przysiadłem na stole do ping-ponga jak reszta. Arianne wydawała się być już w porządku, choć dalej wyglądała, jakby była pod wpływem trawki. Szczerze, śmiesznie jest oglądać naćpanych ludzi, bo robią coś czego nie są świadomi. Marie siedziała przed nią, mówiąc do niej bardzo powoli. Zaśmiałem się i spojrzałem na Dereka, który był mną rozbawiony. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem mu się, z zaciekawieniem. Pokręcił głową zażenowany. 
- Nie wierzę, że doprowadziłeś ją do takiego stanu, stary - klepnął mnie w ramię, siadając obok mnie. Przewróciłem oczami. 
- Każdy reaguje inaczej, skąd miałem wiedzieć jak ona - warknąłem. - Poza tym, sama chciała. - powiedziałem. Nie wciskałem jej, a że wziąłem ją podstępem, to już co innego. 
- Tylko mówię. Jednak mogła być twoja, była naćpana - powiedział. 
Co wy kurwa macie z tym, że muszę ją zaliczyć? Westchnąłem sfrustrowany i napisałem do Jackie, w nadziei, że się zgodzi na seks, bo musiałem to zrobić w końcu. Poza tym, potrzebowałem wyjaśnień, bo wiedziałem, że coś sie stało. Odpisała kilka miniut później, a ja zdążyłem w sfrustrowaniu przeczesać włosy, a moje kolano bez przerwy unosiło się i opadało. 
Od: Jacks
Justin... Muszę ci coś powiedzieć, ale to nie na smsa. Możemy się spotkać w parku za dziesięć minut? 
Brzmiało strasznie poważnie i naprawdę się zdenerwowałem. Rozejrzałem się po ludziach w moich otoczeniu i postanowiłem, że po prostu wyjdę. Wyszedłem z boiska i podążyłem szybko do parku, gdzie zająłem jedną z ławek i oczekiwałem w zniecierpliwieniu. Kiedy zauważyłem, zarys postaci kobiety z synem, trzymający ją za rękę podniosłem się gwałtownie z miejsca. Moje ręce od razu schowały się w kieszeniach spodni, a jedną stopą zacząłem nerwowo postukiwać o ziemię. Jackie podniosła Sylvestra i mocno do siebie przytuliła. W jej oczach było pełno łez, więc od razu podszedłem do niej. Jedną dłonią, którą z nerwów starałem się wyciągnąć z kieszeni, zacząłem z gładzić jej policzek, rozmazując łzy pomieszne z tuszem. 
- Co się stało, Jacks? - zapytałem przerażony. Ona nie potrafiła nic powiedzieć. Trzęsła się przez salwy płaczu, a ja nie wiedziałem jak ją uspokoić. Wyciągnąłem ręce do Sylvestra i zaproponowałem, że wezmę go na ręce. Wyciągnął ramiona w moją stronę, a Jackie pozwoliła mi zabrać go od siebie. - Pójdziesz pobawić się trochę, Sylvi? Zaraz do ciebie dołączę, mały - potargałem jego dłuższe pokręcone, czarne włoski, a on przytaknął, więc uśmiechnąłem się szeroko. Przytulił mnie. 
- Wujku Justin, proszę spraw by mama była taka jak wcześniej - powiedział piskliwym głosem, małego dziecka. 
- Zrobię co w mojej mocy, żołnierzu - powiedziałem. Zawsze jeśli chodziło o uszczęśliwienie jego mamy, był małym żołnierzem, bo to było nielada wyzwanie, jak wojna o niepodległość państwa.
Postawiłem go na ziemi i pozwoliłem pobiec na trwawnik. Podszedłem do Jackie i mocno ją przytuliłem, zanurzając twarz w jej brązowych, farbowanych włosach. Ona od razu odwzajemniła uścisk i odrobinę uspokoiła płacz. Poprowadziłem ją w stronę ławki i usadziłem obok siebie. 
- Justin... J-ja... Umieram. Jeśli nie zdobędę pieniędzy na leczenie, mogę umrzeć. A wiadomo, że nie zdobędę ich pensja mojej mamy to grosze. - wyłkała. Rozszerzyłem oczy, to niemożliwe. Nie ona. Nie zasługuje na to. 
- Kurwa mać - przeklnąłem uderzając pięścią o ławkę. - Na co jesteś chora? - spytałem, przecierając twarz dłońmi. Wytarła łzy z policzków. Widocznie poczuła się lepiej, bo powiedziała to wszystko. 
- Do dzisiaj nie byłam pewna. Mam... HIV-a - powiedziała, bojąc się mojej reakcji. O matko. Wstałem z ławki i zacząłem niespokojnie chodzić w tą i z powrotem. Nie wydaje mi się, żebyśmy się niezabezpieczali i była to gumka za każdym razem. - Pytałam lekarza, kobiety rzadziej zarażają swoich partnerów, poza tym zabezpieczeni byliśmy zawsze. Spokojnie, nie martw się - powiedziała, starając się mnie uspokoić. Ale jak mam być spokojny, skoro też mogę być zarażony. 
- Nieważne. Zrobię badania. Ile kosztuje leczenie? - zapytałem, chcąc to opłacić. Pokręciła głową, nie zgadzając się na to. Wiedziała, że chcę zapłacić za to. 
- Dwanaście tysięcy - westchnęła. 
- Znajdę pieniądze. Daj mi tydzień - warknąłem, chowając pięści w kieszeniach, chcąc niedopuścić do uderzenia w cokolwiek. 
- Nie, Justin. Chcę jedynie prosić, żebyś zajął się Sylvestrem, żadnej litości i pomocy - powiedziała i zawołała Sylviego. Mruknąłem przekleństwo. Odeszła bez słowa, a ja wiedziałem co zrobić, żeby zdobyć tę pieniądze. I nawet wiedziałem kto mi je da.
___
Cóż, uwielbiam ten rozdział ze wszystkich dotąd napisanych i naprawdę nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że mimo tak długiej przerwy będziecie dalej czytać. Proszę o komentarz od każdego kto przeczytał, wystarczy słowo lub kropka <3