czwartek, 29 maja 2014

two - when your mistakes make new problems

Justin
Muzyka rozprzestrzeniała się w moich uszach, kiedy razem z Derekiem siedziałem przy barze, pijąc piwo. Nie wiedziałem ile spędziliśmy w tym klubie, ale bez zabawy z Jackie, z którą nieziemsko mogłem się pieprzyć bez z zobowiązań, nie było w porządku. Wytłumaczyła się, że musi zostać ze swoim synkiem, ponieważ jej mama miała nocną zmianę. Kto normalny ma nocną zmianę w niedzielę? Poza tym był to już któryś raz z rzędu, kiedy się tym tłumaczy. Równa się to z tym, że jestem w potrzebie seksualnej. Wypiłem do końca piwo i nie zwracając uwagi na mojego przyjaciela, poszedłem na parkiet, gdzie dorwałem pierwszą dziewczynę, która dobrze kręciła tyłkiem. Potrzebowałem trochę zabawy, ale byłem tak jakby przywiązany do jednej dziewczyny. Mieliśmy układ przyjaciół z korzyściami, więc nawet jeśli nie byłem z nią w związku, miałem z nią umowę. I jakby nie patrzeć, tutejsze dziewczyny mogą być zarażone jakimiś chorobami wenerycznymi. Nie liczę na jakiegoś HIV-a albo rzeżączkę. Dziewczyna mocno przycisnęła tyłek do mojego krocza i zaczęła na mnie napierać. Była nachalna. 
- Bieber! - ktoś zawołał, więc odwróciłem się i zobaczyłem Marie. Zostawiłem laskę, która nie dawała mi spokoju i zacząłem tańczyć z siostrą Dereka. Byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a ja ceniłem sobie takich ludzi. Może i wydawałem się dupkiem, ale nie w stosunku do osób, które były przy mnie w najgorszych momentach. 
- Mamy nową laskę w dzielnicy - powiedziała, zarzucając mi ręce na szyję. - Bogata dziewczyna z Manhattanu. Kojarzysz tego Michaela - spojrzała na mnie.
- Jak mógłbym nie pamiętać, skoro nawijasz o nim na okrągło - zakpiłem, układając dłonie na jej biodrach. Wywróciła oczami, co dostrzegłem ledwo w tych nikłych światłach. Nie lubiła, kiedy z niej żartowałem, ale to ona była dziewczyną w naszej trójce i to ja z Derekiem mieliśmy powód, żeby jej nie rozumieć, kiedy chodziło o chłopaka. 
- Cokolwiek - prychnęła i przysunęła się bliżej - To jego siostra - dodała po chwili, a ja wzruszyłem ramionami. 
- Bogata biała w tym miejscu nie ma szansy na przetrwanie - powiedziałem nieprzejęty, ponieważ wiedziałem jak traktuje się tutaj ludzi o moim kolorze skóry, w dodatku bogatych. 
- Jest gorąca, możesz się nią zając, Biebs - powiedziała, uśmiechając się jak głupia, na co wywróciłem oczami. To nie było tak, że zaliczałem każdą po kolei, ale uznawano mnie za takiego, ponieważ spałem z większością dziewczyn w tym klubie, czy dzielnicy. Nie wiem, czy miałem szczęście, czy miałem na tyle trzeźwy umysł, żeby się zabezpieczyć, bo jeszcze nie wpadłem. Nie wiem, czy byłbym w stanie zająć się moim rodzeństwem, bachorem i laską, która żerowała by na mnie.
- Nie z każdą gorącą dziewczyną muszę spać, Marie - westchnąłem trochę za bardzo roztargniony. Tak strasznie brakowało mi seksu, że nie chciałem nawet o tym rozmawiać. 
- Jakkolwiek chcesz to wytłumaczyć, była w twoim typie koleś. Znam cię na tyle, żeby wiedzieć jakie białe laski lubisz, Bieber - uśmiechnęła się zadowolona. Przysięgam, że miałem ochotę zetrzeć jej ten uśmieszek z twarzy, ale był tak rzadki, że nie chciałem psuć jej humoru jakimiś głupimi docinkami. Wzruszyłem ramionami. 
- Psy! - usłyszałem, więc od razu zebrałem się do biegu, ciągnąc Marie za nadgarstek, prosto do wyjścia z prowizorycznego klubu. To nie było coś, czego bym wcześniej nie robił, więc wiedziałem jak postępować, by nas nie złapali. Zaraz przy wyjściu pociągnąłem Marie w prawo, po czym skręciłem za stary magazyn, w którym byliśmy i pobiegliśmy przez pole, które kilka lat temu spłonęło. Oczywiście porachunki gangów, czy inne gówno, ale to była szansa by uciec. W dodatku nie było tak daleko do głównych ulic Bronxu, co dało nam możliwość szybkiego znalezienia się w domu. Niestety nie miałem pojęcia co działo się z Derekiem, od momentu, kiedy poszedłem tańczyć.
- Zwolnij - sapnęła Marie, skutecznie mnie zatrzymując, opierała się całym swoim ciałem, by nie iść dalej - Już ich zgubiliśmy, Justin - powiedziała, a ja odwróciłem się w jej stronę na sekundę i spojrzałem za nią. Rzeczywiście, było czysto i cicho, więc skinąwszy głową poszedłem do przodu wolnym krokiem. Błagałem, by Marie zamknęła swoją buzię, bo miałem dość jej gadania na dzisiejszy dzień. - Właściwie - zaczęła, a ja przewróciłem oczami. - To, jutro przychodzi obejrzeć mecz koszykówki ze mną - powiedziała. Złączyłem brwi w skonsternowaniu.
- Kto? - zapytałem od niechcenia i sięgnąłem do kieszeni dżinsów, przypominając sobie o skręcie, czekającym tylko na to, aż się wypali. Marie westchnęła zdenerwowana, tak jakbym był kimś, kto nie słuchał jej od kilkunastu minut.
- Siostra Michaela! - warknęła, wracając do rozmowy z parkietu. Skręciłem do parku, mając nadzieję, że pójdzie szukać Dereka, bo szczerze, nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje. Kiedy zasiadłem na oparciu pierwszej ławki, którą napotkałem, zaczął wiać silny wiatr, a Mulatka wciąż była za mną. Kiedy uświadomiłem sobie co do mnie powiedziała, mruknąłem przekleństwo.
- Marie, kiedy zrozumiesz, że ludzie, których ty lubisz, inni nie muszą? - westchnąłem, odpalając jointa w moich ustach. Mocno zaciągnąłem się marihuaną, a Marie spojrzała na mnie z urazą wymalowaną w oczach. Nie wiedziałem dlaczego, ale wydawało mi się, że znam ją bardziej, niż ona sama, ponieważ nie wiedziała w jaki sposób pokazywała wszystkie emocje, jednym spojrzeniem. Możliwe, że byłem na to wyczulony, nie mniej jednak, była czasami jak otwarta książka.
- Przysięgam, że jeśli jej nie polubisz to jej więcej nie przyprowadzę - uśmiechnęła się miło do mnie, na co przez chwilę myślałem. Szczerze, mówiąc, Marie dobrze wiedziała jakie dziewczyny mi się podobają, więc mogla mieć racje.
- W porządku, oby nie była zarozumiała - westchnąłem, podając jej skręta. Skinęła w podzięce i pociągnęła długiego bucha. Była nieliczną dziewczyną, która wie jak zachować się w danej sytuacji. Kiedy facet potrzebował pomocy, co było dość żenujące, wiedziała co powiedzieć. Kiedy była bójka, jako jedyna laska wtrącała się i biła, nawet z facetami, którzy, nie tknęli jej, ponieważ nawet jeśli jest się kryminalistą zazwyczaj wciąż ma się szacunek do kobiet. Zwłaszcza, że czarnoskórzy traktują swoje matki z jeszcze większym szacunkiem, niż samego siebie.
Marie wyciągnęła telefon i zapewne wybrała numer Dereka, po czym włączając głośnomówiący, wystawiła między nas złotego Iphone'a. Mieliśmy takie telefony tylko ze względu na to, jak w trójkę zarabialiśmy, musieliśmy eliminować innych, sprzedawać prochy i kradzione towary, a w zamian dostawaliśmy co chcieliśmy. Po kilku sygnałach odebrał. Zdyszany z początku nie mógł nic powiedzieć i kaszląc, zapewne z wysiłku w końcu się odezwał.
- Musiałem spierdalać przed pieprzoną psiarnią. Nienawidzę, kiedy muszę biec przez kilkanaście przecznic. - warknął do telefonu, próbując unormować oddech. Zaśmiałem się z niego, nie czując, że marihuana w ogóle na mnie działa.
- Miałeś samochód, stary - powiedziałem po chwili, dalej śmiejąc się. Derek nie odezwał się przez chwilę, zapewne wymyślając jakąś obelgę.
- Jakbym kurwa zdążył - powiedział - to bym nie biegł, prawda? - warknął ironicznie, przez co znów się zaśmiałem.
- Jesteś idiotą, koleś. Znasz drogę, którą zawsze uciekamy, co cię powstrzymało? - zapytałem, już normalnie, a on westchnął. Wypuściłem dym z ust, unosząc głowę w stronę nieba, które było czarne. Było już naprawdę późno, moje rodzeństwo zapewne już spało. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiam ich samych, tak jak za każdym razem, ale wiedziałem, że Jazzy zajmie się dobrze Jaxonem i domem. 
- Ledwo przecisnąłem się przez tych ludzi, którzy jak stado biegli do wyjścia. Nie wiem, jakim cudem się wam udało. 
- To Justin miał trzeźwy umysł, ja biegłabym przed siebie - Marie wzruszyła ramionami mimo, że Derek nie mógł tego zobaczyć. 
Po kilunastu minutach, Marie rozmawiała ze swoim bratem i podniosła się, by zapewne wrócić do domu. Pożegnaliśmy się krótkim uściskiem i poszliśmy w swoją stronę. Skręt, którego wypaliłem nie uspokoił mnie w ogóle. Nie byłem pewien, czemu jestem tak bardzo wściekły. Może dlatego, że Marie zaprosiła jakąś laskę na mecz, może z braku seksu, ale było to strasznie irytujące, więc wyciągnąłem paczkę papierosów i wsunąłem jeden do ust. Doszedłem do starej kamienicy, gdzie większość mieszkań była pusta. Pod drzwiami siedział bezdomny otulony kocem. Nienawidziłem patrzeć ma takich ludzi, bo gdybym nie wziął się w garść kilka miesięcy temu, życie moje i mojego rodzeństwa wyglądało by właśnie tak. Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja wyciągnąłem pół wypalonego papierosa z ust i podałem mu go, a on uśmiechnął się wdzięcznie. Skinąłem głową, wchodząc do budynku. Szybko pobiegłem na czwarte piętro i otworzyłem drzwi kluczami. Spojrzałem przelotnie na korytarz i dopiero wtedy wszedłem do domu. W kuchni paliło się światło, więc zajrzałem tam i zauważyłem zaspanego Jaxona, próbującego złapać szklankę z szafki wiszącej na ścianie, stał na wysokim krześle, wyciągając ręce i jęcząc cicho, bo nie udawało mu się tego zrobić. Wszedłem tam, złapałem mojego brata, ściągnąłem go na ziemię i podałem mu szklankę. 
- Justin! - krzyknął, mocno tuląc się do moich nóg. Nie byłoby go tutaj, starającego się o szklankę, gdyby Jazmyn posłuchała mnie i zostawiła herbatę przy łóżku Jaxona. Kiedy się odsunął, przetarł piąstkami oczy i westchnął cicho. - Dasz mi pić, Justin? -zapytał, siadając na krześle, na którym przed chwilą stał. Skinąłem głową i podałem mu szklankę soku, który wyciągnąłem z lodówki. Potargałem mu włosy, kiedy oddał mi pustą szklankę. Złapałem go w ramiona i gasząc światło w kuchi, poszedłem do jego i Jazzy pokoju. Położyłem go w łóżku i spojrzałem na Jazmyn, ale rzecz jasna, nie było jej. Westchnąłem z frustracji, kiedy usłyszałem trzask drzwi. Usiadłem na jej łóżku, upewniając się, że nie zauważy mnie w ciemnościach. Po kilku minutach weszła do pokoju. Złapała jakieś ubrania z łóżka, które służyły jej za piżamę i zaczęła się przebierać, więc zabrałem wzrok z niej. Kiedy się położyła, nachyliłem się nad jej czołem i lekko je pocałowałem, na co cicho krzyknęła. 
- Pogadamy sobie jutro, siostro - powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Wiedziałem, że nie zostawię tego w taki sposób. Miała dopiero piętnaście lat i mogło jej się wszystko stać. 
Dochodziła już czwarta, a ja nie czułem zmęczenia, więc po prostu usiadłem w salonie i włączyłem telewizor, który ledwo już działał. Nie pomyślałem, że o tak później porze nic nie będzie lecieć, więc jak szybko włączyłem go, tak szybko wyłączyłem. Poszedłem do pokoju i przeczesując włosy dłonią, ściągnąłem z siebie ubrania i w bokserkach, położyłem się w łóżku. 
Arianne 
Otworzyłam oczy, czując się okropnie. Bolała mnie głowa, ponieważ wczoraj usnęłam bardzo późno. Moi rodzice nie dzwonili do mnie, więc albo się nie martwią, albo nie mają jeszcze pojęcia, że uciekłam. Michael zniknął mi z oczu wczoraj wieczorem, zamykając się w pokoju. Przez cały wieczór siedział cicho, kiedy ja prowadziłam rozmowę z Derekiem i Marie. Nie byłam pewna, czy był speszony, czy nie wiedział co powiedzieć, ale jednego miałam świadomość. Marie mu się podoba. 
Podniosłam się z łóżka i sięgnęłam po telefon, gdzie miałam wiadomość od Katiny, która kazała mi zadzwonić i zrobić konferencję z nią i Britney. Mimo, że bardzo nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, że jestem w tej dzielnicy, mieszkam tu przez jakiś czas, i to razem z moim bratem, ale one zasługiwały na wiedzę o tym. Zanim jednak wybrałam ich numery, ruszyłam do torby i wyciągnęłam z niej jakieś ubrania. Konkretniej krótką białą bluzkę, czarne spodnie ze skórki i po chwili je założyłam, usiadłam znów na łóżku. Podwinęłam nogawki spodni, a na nogi wciągnęłam białe trampki Converse. Dochodziła już dwunasta trzydzieści, na co wytrzeszczyłam oczy, jak to możliwe, że spałam tak długo? Wiedząc, że są na lunchu, wybrałam ich numer. Poczekałam chwilę i w końcu usłyszałam głosy moich przyjaciółek. 
- Cholera, Ari. Przyprawiłaś nas o zawał - jęknęła Britney, na co zachichotałam - Gdzie jesteś, myślałyśmy, że coś ci się stało - dodała. 
- Wszystko w porządku, po prostu pokłóciłam się z rodzicami i przyjechałam do Mike'a - odparłam. 
- I to jest powód, żeby nie przyjeżdżać do szkoły? Jesteś na pieprzonym końcu świata? Co z egzaminem z angielskiego? - zapytała Katina. 
- Skąd nagłe zainteresowanie nauką? - zakpiłam. To nie tak, że żadna z nas się nie uczyła, ale Katina była tą, która miała gdzieś naukę. Dlatego ją najbardziej kręcili chłopcy, którzy nie są do końca grzeczni i żeby jej nie obrazić, ta dzielnica była dla niej. 
- Nie martwię się sobą - warknęła - Tylko tobą, to ty masz dostać się na studia, nie bardzo się interesuję moją przyszłością, bo i tak będę musiała pracować w firmie mojej mamy - westchnęła - Zapomniałaś? - powiedziała po chwili. To prawda. Bez względu na jej oceny w szkole, jej mama powiedziała, że ma zostać prawnikiem. Miała głowę do takich rzeczy i była sprytna, więc również uważałam, że nadaje się do tego. No i pani Qeens, jej mama chce jej wszystkiego nauczyć. Moja mama była zwykłą panią domu, która nie wiedziała co to praca. 
- Oh, ale egzamin jest jutro, a ja przygotowywałam się od tamtego weekendu. Jeden dzień bez szkoły niewiele zmieni - westchnęłam, unikając odpowiedzenia gdzie jestem. 
- Gdzie Michael teraz mieszka? - usłyszałam Britney i zaklęłam, przysięgam. Zabiję je za tą ciekawość. 
- W... - zaczęłam zastanawiać się, czy odpowiedzieć. Manhattan to inny świat niż Bronx mimo, że leżą obok siebie. - Br... - kiedy tylko zaczęłam mówić, przerwała mi Katina. 
- Brooklyn? Laska, zawsze macie szczęście co do najlepszych miejsc w Nowym Jorku - powiedziała, udając wściekłość na mnie. Zachichotałam zdenerwowana. Będą chciały przyjechać, jestem tego pewna, ponieważ znam je od małego. 
- Nie, Katina, to nie Brooklyn - westchnęłam, przeczesując splątane po nocy włosy dłonią i próbując ukryć przed sobą wstyd. Mieszkaniec Manhattanu nie ma szansy na przeżycie tutaj, tak jest przynajmniej zakładane. Poza tym, takie coś jest niedopuszczalne, kiedy jesteś wysoko postawiony w społeczeństwie. Zapomniałam wspomnieć, że mój ojciec jest jednym z ważniejszych organów władzy w Nowym Jorku. Najważniejszym sędzią, więc naprawdę ma kasy jak lodu. No i stąd znam Katine, ponieważ zna jej mamę, która jest samotna. Wiecie ile razy myślałam, czy nie ma z nią romansu? Często wychodził rozmawiając przez telefon. Późno wracał. Nienawidziłam tej myśli. 
- Proszę, powiedz, że to nie to o czym myślę! - pisnęła. - Bronx! - powiedziała, a Britney ją uciszyła, jakby była obok. Z pewnością po Britney przyjechał jej tata, żeby spędzić z nią trochę czasu, ponieważ to był jedyny czas kiedy mogli porozmawiać. Szczęście, że mieli przerwę w jednym czasie, więc zawsze jedli lunch w drogiej restauracji, a ja im na pewno przeszkadzałam. Ja zawsze chodziłam z Katiną do McDonald's lub KFC. Rzadko spędzałyśmy je z Brit, cóż, rozumiałyśmy, że woli przeznaczyć to czterdzieści minut dla swojego taty. 
- Britney, jesteś z tatą? - zapytałam, na co ta mruknęła przecząco. - Więc jesteście razem? - dodałam, na co znów zaprzeczyła. Zmarszczyłam brwi w skonsternowaniu. 
- Poszła spotkać się z Mattem - odparła za nią Katina. Zacisnęłam szczękę na dźwięk tego imienia. 
- Matt McCarvey? - zapytałam bez emocji. Przysięgam jeśli to on, Britney nie ma co liczyć na to, że jej to wybaczę. Okazałaby się suką i tak jak rzadko używam tego stwierdzenia, teraz nadawałoby się idealnie. Ona jako jedyna o tym wiedziała i cóż, przypadkowo. Zawsze kryłam swoją sympatię do tego chłopaka, choćby dlatego, że był zadziornym i niegrzecznym chłopakiem, a ja grzeczną - do czasu - dziewczynką tatusia. Nikt nie wziąłby tego na poważnie, poza tym, nie lubiłam okazywać uczuć. 
- Tak - odparła, wypuszczając powietrze. Miałam ochotę wyrzucić telefon przez okno, wcześniej uderzając nim o ścianę, ale wiem, że jej by to nie zabolało, więc po prostu zacisnęłam mocniej dłoń, którą go trzymałam i wypuściłam cicho oddech, nie będąc świadoma, że zatrzymałam go w płucach. Uśmiechnęłam się chytrze, Britney oczekuje mojego gniewu, ale dostanie go w inny sposób. Zachowała się przeciwnie do zasad w naszej przyjaźni. Jeśli któraś wiedziała o tym, że lubimy jakiegoś chłopaka, nie było mowy o sprzątnięciu go jej z przed nosa, tak jak ona teraz to zrobiła. - Zanim się wkurzysz, zaprosił mnie wczoraj... 
- W porządku, s... Stara- powiedziałam słodko, poprawiając się zanim powiedziałabym coś co by ją obraziło - Wiecie, umówiłam się, więc muszę kończyć - westchnęłam. 
- Czekaj, to jesteś w Bronxie? - spytała Katina, a ja przytaknęłam. Wiedziałam, że zaraz zadzwoni sama, chcąc dowiedzieć się o co chodziło z Brit. 
Po rozłączeniu się, sięgnęłam do torby po kosmetyczke i wyszłam do łazienki. Mój telefon zadzwonił w kieszeni moich spodni, ponownie, więc wzięłam go do ręki i miałam rację. Imię i zdjęcie Katiny wyświetliło się na ekranie. Odebrałam, wchodząc do łazienki. Włączyłam na głośnomówiący i zaczęłam się malować. 
- Okeeeeey, Matt ci się cholernie podoba, prawda? - zapytała, a ja przewróciłam oczami, patrząc na swoje odbicie w lustrze. - Nawet nie masz pojęcia jak sztucznie zabrzmiałaś z tym cukierkowym "w porządku" - zaśmiała się. Nie wie skąd nagła wrogość do Brit, ale przytaknęłam. 
- Uhm, słuchaj nie chcę, żeby się wszyscy dowiedzieli o Bronx i w ogóle. Jesteś w stanie zatrzymać do dla siebie? - zapytałam z nadzieją. 
- Jasne, stara. Wiesz, że nigdy nie zawodzę, ale Brit zanim się rozłączyła, powiedziała, że zapłacisz za to jak ją potraktowałaś. Wiedziała, że chciałaś nazwać ją suką - westchnęła Kat, a ja wypuściłam powietrze z ust. Mimo, że tak naprawdę tu nie mieszkałam, wciąż tu byłam i wiadomo, że to i tak wstyd. Umyłam twarz i dokładnie ją wytarłam. 
- Po prostu ją powstrzymaj, okey? - powiedziałam, wiedząc, że to i tak nie będzie skuteczne. Nie będzie trzymać się przy niej dzień i noc póki nie wrócę. Zaczęłam się malować. Na twarz nałożyłam podkład i puder, zostawiając twarz jak najbardziej naturalną, zrobiłam cienkie kreski na oku i przejechałam po rzęsach maskarą. Uwielbiam szminki, więc musiałam nałożyć krwistoczerwoną szminkę. Po jakimś czasie, kiedy Kat poprawiła mi w miarę humor pożegnałam się i wyszłam z łazienki. Michaela nie było więc zapewne wyszedł już dawno do pracy. Weszłam do kuchni i wzięłam sobie jabłko, wiedząc, że więcej nie zjem z nerwów. Jeśli Britney rozpowie to szkole, mój telefon nie przestanie dzwonić, tego mam cholerną świadomość. Będą tam głównie obelgi, takie jak usłyszałam od mojej mamy. 
Wróciłam do pokoju i wyciągnęłam z torby kartę, ponieważ musiałam wypłacić gotówkę, by przeżyć przez te kilka dni. Nie zamierzam żyć na koszt mojego brata. Wzięłam również kluczyki do auta i czerwonoczarną koszulę w kratę, którą na razie zawiązałam w pasie, ale skoro później mam iść na mecz koszykówki, nie wiem, czy nie będzie mi zimno. Na głowę założyłam snackback i miałam nadzieję, że wyglądam w miarę w ich stylu. Wyszłam z domu, na komodzie znajdując dodatkowe klucze i zamknęłam drzwi. Na schodach spotkałam Dereka. 
- Hej - uśmiechnęłam się, a on skinął głową. - Chciałam się zapytać, czy wciąż jesteś w stanie pokazać mi, gdzie będę mogła wypłacić gotówkę. 
- Jasne - uśmiechnął się miło, a ja odwzajemniłam to, będąc wdzięczna. Wyszliśmy z bloku i udaliśmy się na podwórze. Ugryzłam któryś raz z kolei jabłko i poprawiłam włosy, które opadały mi na twarz. Kiedy już się tam znaleźliśmy, moje jabłko wypadło z mojej dłoni. Z początku myślałam, że to Mike wziął moje auto, ale mam kluczyki.
Ono zostało, kurwa, skradzione. To było cholernie denerwujące. Najpierw moje żółte Lamborghini, a teraz Ferrari. Wkurzyłam się niesamowicie, a Derek zmieszał się lekko, ponieważ żył w tym miejscu. Westchnęłam nie chcąc się bardziej denerwować. W dodatku straciłam moją szminkę Chanel.
~
Znów duża ilość tekstu i mało Justina. Wiem, przepraszam, w następnym rozdziale już coś się dzieję, a co najważniejsze w czwartym są sam na sam xd 
Zachęcam do komentowania i obserwowania, a także do zapisania się w karcie informowani ! 
Do następnego <3
 

poniedziałek, 19 maja 2014

one - nice home, bro

Arianne
Wywróciłam po raz kolejny oczami. Moi rodzice stali nade mną wściekli, ponieważ ponownie ich okłamałam, ale jak ich nie kłamać, skoro nic mi nie wolno? Stałam się więźniem mojego pokoju, nie ważne jak luksusowy i wielki był. Nienawidziłam siedzieć w nim w piątkowe wieczory, kiedy mogłam się bawić. O losie, czemu znów zostałam przyłapana?
- Arrianne Elizabeth Mercer, kiedy w końcu pozwolisz nam sobie zaufać? - powiedział spokojnie mój ojciec, to zadziwiające, kiedy on mógł tak po prostu stać z obłędem w oczach, wściekły na mnie, ale mówić z opanowaniem i mogę przysiąc, że widziałam łzy w oczach mojej matki. Przez kilka sekund zrobiło mi się jej żal, ale przypomniałam sobie, że kiedy błagałam ją na kolanach o wyjście z domu w sobotni wieczór, niemal płakałam z rękoma złożonymi do modlitwy, ona praktycznie wyśmiała mnie w twarz i mogę nawet powiedzieć, że sprawiło jej przyjemność to, że uziemiła mnie na weekend, który jest corocznym weekendem-imprezowym. I pierwszy raz mogłam mieć okazję do pojawienia się na niej, ponieważ wpuszczali od szesnastego roku życia, a moje urodziny w ostatnim czasie przypadały dwa-trzy dni po tym, więc wczoraj była to jedyna okazja. Oczywiście, rodzice musieli przyjść i po dłuższym zastanowieniu puścić mnie tam, ale mnie już nie było w moim pokoju.
- Odpowiesz mi, czy mam odebrać ci kartę kredytową i samochód? - warknął na mnie, już poirytowany ojciec.
- Jesteście niesprawiedliwi, macie tego świadomość? - powiedziałam, a w pewnym momencie załamał mi się głos. Nie miałam pojęcia, że mam ochotę płakać, więc przełknęłam ciężką gulę w gardle i zacisnęłam zęby, spinając się w sobie, żeby nie dać im powodu, żeby uznali mnie za słabą. Bo właśnie o to chodziło, chcieli, żebym okazała skruchę, ale nie robię tego, ponieważ przez całe życie byłam przykładnym dzieckiem i chyba mi się coś za to należy. Mam dosyć tego, że kiedy Britney i Katina bawią się ze znajomymi ja siedzę przy laptopie, oglądając jakieś filmy. Oni nawet nie wierzyli mi, że nie piję. Nienawidzę smaku alkoholu, więc nigdy nie będę go piła, tak przynajmniej sądzę. Są typem rodzica moje-dziecko-musi-być-święte-bo-co-pomyślą-inni-ludzie. Innymi słowy, dbali o reputację bardziej niż o własne dzieci. Dlatego Michael wyjechał na Bronx.
- My jesteśmy niesprawiedliwi? - zapytała mama, na którą przeniosłam wzrok. Nie płakała jeszcze, ale raz, po raz pociągnęła nosem. - A co z tobą, dziecko? Zachowujesz się jak niewychowany bachor. Nie potrafisz nawet dostosować się do naszych reguł i nie okłamywać nas! - krzyknęła.
- Takie reguły, przez które Michael  odszedł? A wiecie dlaczego? Zbierał na to od piętnastki i wczoraj skończył te cholerne osiemnaście lat i uwolnił się od was. - powiedziałam spokojnie, ponieważ miałam już totalnie gdzieś co się ze mną stanie.
- Więc, Arrianne, skoro twój brat to taki przykład dla ciebie to jedź do Bronxu, ale kiedy zajdziesz w ciążę, nie przychodź z tym do nas, dobrze, córeczko? - moja matka zwyczajnie dała mi do zrozumienia bym stąd odeszła. Czuliście sarkazm, kiedy mówiła córeczko? Mam ochotę zwyczajnie dać jej w twarz.
- Kristin! - krzyknął mój tata. Mimo, że był na mnie wściekły, wciąż nie pozwalał się tak do mnie zwracać. Byłam mu za to wdzięczna.
- Ted - moja mama posłała mu spojrzenie mówiące, to ja jestem matką, więc pozwól mi robić to w czym jestem najlepsza. No chyba nie. Wywróciłam oczami.
- Mama ma rację. Albo zastosujesz się do zasad, albo możesz jechać do Bronx - powiedział mój tata, po prostu się poddając. Świetnie. Podniosłam się zirytowana, nie czekałam na nic. Pobiegłam do pokoju i zaczęłam pakować swoje ubrania.
Tak, pojadę do Bronxu i nie obchodzi mnie, że to niebezpieczne i lekkomyślne, ale dłużej z nimi nie wytrzymam.
Schowałam ubrania, które są moimi ulubionymi, tak żeby starczyło na kilka dni. Parę wygodnych butów i czystą bieliznę. Z łazienki wzięłam swoje kosmetyki i cieszę się, że zmieściłam to wszystko do jednej torby sportowej. Ostatnie rzeczy, jak ładowarka, słuchawki i głośniki do mojego iPhone, schowałam do kieszeni po boku. Wzięłam całą odłożoną gotówkę jaką posiadałam i postanowiłam jeszcze, że w Bronx pójdę wypłacić pieniądze z mojej karty, bo byłam pewna, że moi rodzice od razu będą chcieli ją zablokować.
Wyszłam powoli z pokoju i dziękowałam za to, że mam duży dom, ponieważ nikt nie zauważy, że wyszłam. Nie w najbliższym czasie.
Poszłam do garażu i wsiadłam do mojego czarnego Ferrari. Kocham auta, to chyba moja największa miłość. Dlatego zawsze moi rodzice chcą zabrać mi samochód na pierwszym miejscu. Uwielbiałam wymknąć się w nocy i udać się na obrzeża miasta, gdzie jeździłam z wysoką prędkością, po to by nie myśleć jak chorą mam rodzinę. Każdy z nich był denerwujący na swój własny sposób. Nie licząc Michaela, z którym dogadywałam się jak z przyjacielem. Możliwe, że przez małą różnicę w wieku. Jest starszy o rok. Zanim wyjechałam z garażu, wyciągnęłam telefon, wybrałam numer mojego brata, włączyłam na głośnomówiący i rzuciłam komórkę na deskę rozdzielczą. Przekręciłam kluczyki i nacisnęłam pedał gazu, po czym wyjechałam z garażu i zamknęłam go za sobą pilotem. Po kilku sygnałach odebrał mój brat.   
- Ari? - powiedział zdziwionym głosem. Rozmawialiśmy nieco ponad dwie godziny temu, więc mógłbyć lekko zdezorientowany. Uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu, ponieważ tylko on mógł pomóc mi, kiedy byłam w dołku.
-Mike - powiedziałam zdrobniale i zagryzłam wnętrze policzka, kiedy dojeżdżałam do wyjazdu z naszego prywatnego i strzeżonego osiedla. Na szczęście nie było późno, więc nie musiałam nikogo wrabiać, że jadę do całodobowego marketu, bo skończyło się mleko albo, że miałam ochotę na paczkę ciastek. Takimi rzeczami zajmowała się nasza gosposia, ale zawsze w to wierzyli albo po prostu przymykali oko na to, że się wymykam, bo moi rodzice surowo zabronili wypuszczania mnie po dziewiątej trzydzieści. - Czekaj sekundę - powiedziałam do brata i otworzyłam szybę od strony pasażera i lekko podniosłam się, żeby lekko opaść na fotel obok, opierając się na łokciu.
- Panienka Mercer, gdzie się pani wybiera - Jerry, jeden z ochroniarzy uśmiechnął się miło, nachylając przy oknie.
- Postanowiłam odprężyć się i wybrać na kort tenisowy, Jerry - uśmiechnęłam się wesoło, ukrywając moją złość na rodziców. Moja druga miłość to tenis, który jest naprawdę dobry do tego, żeby się odstresować.
- Dobrze, w takim razie miłej gry i dnia - powiedział, po czym uchylił rogatkę, bym mogła wyjechać z podjazdu.
- Formalnie, siostro - głos Michaela z telefonu rozniósł się po wnętrzu samochodu, kiedy zamykałam okno.
- Cokolwiek - westchnęłam i machnęłam ręką mimo, że nie mógł tego zobaczyć. - Jesteś w stanie mi pomóc, prawda bracie? - powiedziałam i wyjechałam na główne ulice Manhattanu. Przez moment nie usłyszałam odpowiedzi, ale bardziej skupiłam się na drodze. Niestety, kiedy stanęłam w korku zaklęłam pod nosem.
- Jasne, jeśli nie chodzi o pieniądze, jestem do dyspozycji. - powiedział miłym i troskliwym głosem starszego brata. Nienawidziłam tej strony jego, kiedy przychodziłam z chłopakiem do domu, a jego czerwona lampka się zapalała, wtedy używał tego bardzo troskliwego głosu.
- Przenocuj mnie przez dwa-trzy dni - poprosiłam z nadzieją. Zamilkł, a ja wyciągnęłam jasnoróżową szminkę Chanel ze schowka i nią pomalowałam swoje malinowe usta. Kiedy samochody przede mną ruszyły, zrobiłam to samo i powoli zbliżałam się do granic Manhattanu.
- Nie mogłabyś poprosić Katiny bądź Britney. Tutaj nie jest bezpiecznie - westchnął. Zmarszczyłam brwi, on tam mieszka i wciąż żyje, więc mi też się nic nie stanie.
- Tam rodzice przyjadą po mnie, Bronx to dzielnica, do której nawet nie zbliżą się na kilometr - wyjaśniłam przejeżdżają obok ostatniej stacji metra przed wjazdem na granicę Bronxu. Tutaj wszystko zaczęło zmieniać się w brzydkie i biedne.
- Dokładnie, ty też powinnaś zostać na Manhattanie - odparł, ale kompletnie nie zwróciłam na niego uwagi. Widziałam tylko białego chłopaka bijącego przypartego do muru czarnoskórego. Zwolniłam, przykładając do ust dłoń. Murzyn miał złote zęby i długie dredy, tego który wymierzał ciosy nie widziałam, ponieważ odwrócony był do mnie tyłem.
- Nieważne, gdzie mieszkasz. Adres - powiedziałam przerażona. Pod budynkami leżeli pijani bezdomni, kilka dziewczyn świeciło ciałem z nadzieją na zarobek i jakaś grupka czarnoskórych chłopaków, konkretniej be-boye tańczyli na sklejonych kartonach do muzyki, która niekoniecznie była w moim stylu, ponieważ był to rap. Złapałam z kilkoma osobami kontakt wzrokowy i widziałam tylko pogardę w ich oczach.
- Nie, błagam. Powiedz, że to nie twoje auto widzę - powiedział, a ja rozejrzałam się i widząc go z czarnoskórą dziewczyną na jakiś schodach, zatrzymałam się i wysiadłam, sprawdzając, czy dokładnie zamknęłam auto. Podeszłam do nich powoli, bojąc się obłędu w oczach dziewczyny. Wyglądała na wściekłą. W dodatku wyglądała na taką, która lubi bójki uliczne. Miała na sobie krótki gorset, który odsłaniał jej płaski, umięśniony brzuch, czerwoną bejsbolówkę i szare, obcisłe dresy i adidasy za kostkę. Jej włosy tworzyły fryzurę przypominającą afro. Była śliczna, ale zdecydowanie nie była odpowiednia dla mojego brata. On jest... Poukładany, a ona raczej typem szalonej i niebezpiecznej dziewczyny.
- Arianne, jesteś cholernie pokręcona, dziewczyno - warknął Michael i podszedł do mnie, mocno mnie ściskając.
- To twoja dziewczyna? - zapytałam cicho, przy jego uchu.
- Nie, jesteśmy sąsiadami - wyjaśnił równie cicho.
- Też tęskniłam, bracie - powiedziałam normalnie i odsunęłam się od Mike'a.
- Arianne, to Marie, Marie to moja siostra, Arianne - przedstawił nas sobie, a Marie uśmiechnęła się, dla mnie dosyć szczerze. Chyba uspokoiło ją to, że okazałam się siostrą Michaela. Fuj, jeśli pomyślała, że na niego lecę.
- Musimy, gdzieś indziej zaparkować to auto, ponieważ moje już zostało skradzione - jego twarz spochmurniała, a ja rozszerzyłam oczy.
- Błagam, powiedz mi, że samochód, który kochałam bardziej od ciebie, wciąż jest w twoich łapach - warknęłam. - To cudo, Boże moje wspaniałe żółte Lambo, po prostu zniknęło - splunęłam.
- Ari, ono zostało skradzione. Gdybym wiedział, że coś takiego się tu dzieje, przyjechałbym metrem - westchnął. Wzdrygnęłam się na to słowo. Na peronie zawsze śmierdziało ludzkimi odchodami i było tak brudno. Ale co mnie bardziej dziwiło, to to, że stacje w Brooklynie były ładniejsze mimo, że jesteśmy bogatszą dzielnicą. Nie mogę sobie wyobrazić, jak wyglądało ono tutaj.
- Spójrz, kolejna biała! - ktoś warknął niedaleko za moimi plecami. Marie stąpnęła do przodu.
- Jeszcze słowo, Candy a poobijam ci tą sztuczną twarz - powiedziała zimnym głosem, którego się przeraziłam. Odwróciłam się powoli i zobaczyłam Murzynkę z farbowanymi na blond włosami i obok niej jakiegoś chłopaka, który był ciemniejszy od niej.
- Teraz zadajesz się z bogatymi białasami, Maria? - powiedział chłopak, uśmiechając się chytrze, a jego towarzyszka zaszydziła z niej w innym języku.
- Marie - splunęła niemal jadem. Spojrzałam na Michaela, rozumiejąc o co mu chodzi. Posłał mi wymowne spojrzenie typu a nie mówiłem. Zauważyłam ruch obok mnie, a po chwili damski wrzask. Marie ciągnęła za włosy tą Murzynkę, która miała na imię chyba Candy, czy jakkolwiek inaczej. Po chwili wylądowały na ziemi, bijąc się. Marie usiadła na tej drugiej okrakiem i zaczęła uderzać ją po twarzy pięściami. Boże, dlaczego to musi się dziać kiedy ja tu jestem?
Michael podszedł i oderwał Marie od drugiej dziewczyny, a tamten chłopak pociągnął ją dalej, żeby obydwie były jak najdalej od siebie. Byłam przerażona, że sama chciałam się tu znaleźć. Nie sądziłam, że nie będę tutaj aż tak bardzo pasować, ale nie zamierzałam odejść z podkulonym ogonem tylko dlatego, że przeraziło mnie kilka bójek na tej ulicy. Rozejrzałam się i jedyne na co zwróciłam uwagę to wysoki chłopak, z włosami w nieładzie, cały we krwi. Ale najważniejsze było to, że jest biały. Kiedy się zastanowiłam bardziej, zrozumiałam, że to chłopak, który bił czarnoskórego ze złotymi zębami. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, był zniewalający. Nie obchodziło mnie, że jest cały brudny od krwi, prawdopodobnie nie swojej. Wciąż pozostawał cudowny, ponieważ był cholernie seksowny. Mogłabym rzucić się na niego w jednej sekundzie.
Kiedy spojrzał na mnie, a nasze spojrzenia się spotkały na jego usta wtargnął nikczemny uśmieszek, a ja wciągnęłam powietrze, ponieważ zauważył mnie. Ta chwila szybko minęła, bo po prostu spojrzał przed siebie i przywitał się z kolejnym czarnoskórym. Spojrzałam na mojego brata i Marie.
- Więc, mogę na kilka dni u ciebie zostać? - zapytałam z nadzieją, ponieważ chciałam uwolnić się od rodziców na kilka dni. Oh, przestań, chcesz poznać tego chłopaka. Wewnętrzna suka parsknęła na mnie, zadowolona z siebie. Odgarnęłam to od siebie i dalej czekałam na reakcję Michaela, jak ja nienawidzę jego pełnego imienia.
- Skoro już się tu znalazłaś, to zapraszam - wykonał gest ręką, zapraszając mnie do środka - ale daj mi kluczyki, zaparkuje to cacko w środku, na podwórzu, może nie ukradną go jak mojego - westchnął. Skinęłam głową, wyciągnęłam torbę, wcześniej otwierając drzwi i podałam mu kluczyki od Ferrari. - Marie zaprowadzisz ją? - zapytał po chwili a ta przytaknęła, więc wręczył jej pęk kluczy. Najpierw otworzyła drzwi klatki, po czym weszłyśmy do środka. Smród moczu dostał się do moich nozdrzy, a ja wzdrygnęłam się, porównując to do stacji metra, które nie pachniały ani lepiej, ani gorzej. Westchnęłam kręcąc głową i poprawiłam spadający mi bagaż. Szłam za Marie, ponieważ nie mieli tu windy.
- Właściwie, to na jakim piętrze mieszka? - zapytałam z czystej ciekawości, a Marie nie odwróciła się do mnie.
- Dziewiąte - odparła, a ja przytaknęłam, wiedząc, że moje nogi w tych botkach za chwilę odpadną, ale szłam w zaparte. W końcu Marie otworzyła jedne z drzwi i podała mi klucze. Wpuściła mnie.
- Wiem, że tak jakby tu nie mieszkam - odezwałam się niezręcznie, a ona na mnie spoglądnęła - Ale może wejdziesz? - zaproponowałam z uśmiechem. Ona westchnęła i pokręciła głową w niezgodzie.
- To nie tak, że jestem blisko z twoim bratem, ja po prostu jestem jedyną, która przyjęła go bez obelgi "biały w naszej dzielnicy". Ja wiem o co tak naprawdę im chodzi. Zazwyczaj Latynosi i Afroamerykanie są w gorszej sytuacji, a kiedy pojawia się tu bogacz, to po prostu samo się to ciśnie na język - powiedziała - Poza tym, mam coś do zrobienia na mieście - powiedziała.
Co można robić tutaj, oprócz bicia się, zakpiłam w myślach i przytaknęłam głową. Dołączył do nas mój brat, a Marie pożegnała się z nim skinieniem głowy i zbiegła po schodach. Michael wszedł do środka zaraz za mną.
- Ładny dom, bracie - zażartowałam.
- To było najtańsze w całym Nowym Jorku, bez przesady. Da się mieszkać. Czasem słychać rożne odgłosy z ulicy albo zza ściany, ale jest w porządku - wzruszył ramionami, ale widziałam w jego oczach, że to sprawia, że jest smutny, bo na pewno tęskni za luksusowymi rzeczami, jak łazienka wielkości jego salonu, czy nawet pokój gier w naszej willi.
- Ej, podoba mi się tu. To tak jak wygląda na filmach - uśmiechnęłam się i weszłam w głąb. Mimo, że od ścian odchodził tynk, ukazując wyżartą cegłę, w powietrzu unosił się zapach wilgoci i moczu z korytarza, to było całkiem przytulnie. Nie najlepsze miejsce na własne pierwsze mieszkanie mojego brata, ale szło się przyzwyczaić. Michael skinął głową i wyprzedził mnie, po czym otworzył jedne z drzwi. Ukazał się malutki, skromny pokój, gdzie było nowe łóżko i kilka starych mebli, jak komoda i szafa. Mój brat podrapał się po karku i lekko się uśmiechnął.
- Witaj w domu! - powiedział pół-żartem, pół-serio. Przewróciłam oczami i odwróciłam się przodem do niego. Mocno go przytuliłam i uśmiechnęłam się do niego.
- Doceniam to, że przyjąłeś mnie tutaj - mrugnęłam do niego - A teraz pozwól przyzwyczaić mi się do tego pokoju - zaśmiałam się i wkroczyłam do środka. Michael po chwili zniknął i mogłam usłyszeć jak stawia czajnik na gazie. Usiadłam na jednoosobowym łóżko i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ten pokój był ładniejszy od małego przejścia między pokojami a łazienką, zapewne. Jego ściany miały odcień łososiowy, ale wpadał w biel, więc na pierwszy rzut oka wyglądał na biały, jak w szpitalu. Oświetlało je słońce wpadające do środka przez duże okno, zachodziło już więc panował lekki półmrok. Było tu pusto, więc z pokoju nikt nie korzystał na to wygląda. Rzuciłam torbę pod ścianę przy łóżku i wyszłam z pokoju, chcąc skorzystać z łazienki. 
- Mike, gdzie łazienka? - zawołałam i usłyszałam gwizd czajnika. 
- Pierwsze drzwi po lewej od twojego pokoju - odparł, wychylając się zza framugi wejścia, zapewne do kuchni. - Chcesz herbaty? - zaproponował, ale pokręciłam głową lekko się uśmiechając. Weszłam do łazienki, tak jak pokierował mnie Michael. Pomieszczenie nie było duże, umywalka, prysznic i toaleta. Nic specjalnego. Podeszłam do lustra wiszącego na ścianie. Moja twarz była bez makijażu, ale wciąż nie wyglądałam najgorzej. Jedynie na ustach znajdowała się szminka, która trochę odciągała wzrok od mojej zmęczonej twarzy po wczorajszej imprezie. Związałam włosy w wysokiego kucyka i przemyłam twarz zimną wodą. Poczułam się trochę lepiej. Wytarłam ją w ręcznik wiszący obok, po czym wyszłam z łazienki i udałam się tam, gdzie przed chwilą urzędował mój brat. I wciąż tam był, ale siedział z telefonem przy twarzy, popijając herbatę. Na zewnątrz zrobiło się już dość ciemno, a ja chciałam iść pobiegać, tak jak robiłam to codziennie, ale szczerze mówiąc, bałam się, że coś mi się stanie. 
- Marie, może wpadniesz na kolację, poznasz się z Arienne - mój brat powiedział do komórki i wiedziałam, że rozmawia ze swoją sąsiadką. - To przyjdź z nim - dodał zachęcająco po chwili. Pokręciłam głową na to, jak zdesperowany był. Przetarł dłonią twarz, a ja parsknęłam śmiechem, przez co rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie. Rozejrzałam się po kuchni, a mój wzrok padł na lodówkę, więc od razu podeszłam tam. Wyciągnęłam sok pomarańczowy i postawiłam go na blacie. - Świetnie, w takim razie czekam - powiedział zadowolony. Spojrzałam na niego, w momencie, kiedy posłał mi spojrzenie, które wręcz błagało o pomoc. Skinęłam głową, będąc bezradna. Sięgnęłam z lodówki jeszcze pomidory i ogórka, razem z sałatą. Zdziwiłam się, że Michael ma to w lodówce. Wzięłam również bekon i jajka, postanowiłam zrobić jajecznice. Nie zrozumcie tego, że nie umiem gotować. Umiem, ale to co jest w tej lodówce nadaje się tylko na to. 
-*-
- Cześć, Marie - usłyszałam przy drzwiach, kiedy mój brat witał 'gości'. - Michael - dodał. 
- Derek - ktoś odparł i usłyszałam, jakby klaśnięcie, więc chyba podali sobie dłonie. Starałam się szybko wyrobić z nakładaniem jedzenia na talerze, po czym pobiegłam do pokoju zmienić koszulę, którą ubrudziłam pomidorem. Nie wiem jak, ale niestety tak zrobiłam. Założyłam burgundowy sweterek i szybko wróciłam do kuchni, gdzie siedzieli. Kuchnia to zdecydowanie największe pomieszczenie w tym mieszkaniu. Spojrzałam na Marie i chłopaka obok niej, również czarnoskórego. 
- Am, jestem Arianne - uśmiechnęłam się, podając dłoń chłopakowi. 
- Derek - odparł równie miło, miał aurę badboya. Na jego przedramionach, które jedyne były odkryte, ponieważ miał bejsbolówkę, a jej rękawy podciągnął do łokci, widniały tatuaże, na jednym sięgał aż do zewnętrznej części dłoni. Oprócz tego miał zafarbowane na platynowy blond włosy, a na jego lewym uchu był kolczyk. Szyję również miał w tatuażach. Jeśli powiedziałbyś mi wczoraj, że są tu tak seksowni kolesie, wyśmiałabym cię. Moi rodzice wpajali mi, że ta dzielnica jest biedna, a ludzie chodzą w podartych i brudnych ubraniach, a w dodatku cuchną potem i rozkładem. 
Kiedy zaczęliśmy jeść, patrzyłam na brata, który wlepiał wzrok w Marie. Widziałam, że się krępuje, czując jego spojrzenie na sobie. Zmrużyłam oczy, myśląc nad tym, co zrobić, żeby nie czuła niezręcznie. Postanowiłam zacząć rozmowę, ponieważ nikt się do tego nie palił. 
- Więc - żachnęłam - Jesteście rodzeństwem, tak? - zapytałam, szukając w nich podobieństw, ale tylko jedno zauważyłam. Oczy, były identyczne. Mocno brązowe, w odcieniu gorzkiej czekolady. 
- Tak, właściwie to przybranym. Mam innego ojca - westchnęła Marie - ale od dwóch lat mieszkamy sami - wzruszyła ramionami. 
- Nasi rodzice zostali w Brazyli, tam gdzie się urodziliśmy - powiedział Derek - Jedynie mój ojciec gdzieś się tutaj kręci. Czasami mam ochotę zabić go, kiedy przychodzi po pieniądze. Jakbyśmy my mieli go jak lodu - warknął, odsuwając od siebie talerz. Zastanawia mnie to, że tak po prostu mówią nam o tym, skoro znamy się od godziny, z Marie od może dwóch. To chyba musi być trudny temat, znaczy, nie dość, że nie mieszka się z rodziną to, własny ojciec przychodzi po tylko i wyłącznie pieniądze. Skinęłam głową w zrozumieniu, przełykając ślinę. Byli mili, jak dla białych, jak to lubili na nas wołać. Podobało mi się to, że nie mają z tym problemu, zapewne jako jedni z niewielu. 
- Właściwie, to dlaczego nie jesteście przeciwko nam, jako białym? Nienawidzicie nas w końcu - mruknęłam cicho, nie chcąc wyprowadzić ich z równowagi. Marie uśmiechnęła się patrząc na swojego brata. 
- Mamy dwoje przyjaciół o waszym kolorze skóry, no i wy też to ludzie - Marie była strasznie miłą osobą, jak na dziewczynę, która rzuca się na jakąś łaskę na ulicy. Derek był mi znajomy, ale nie wiem skąd. Prawdopodobnie widziałam go, kiedy tutaj jechałam, czy coś. 
- Idziesz ze mną jutro, zobaczyć jak Derek i inni grają w kosza? - zaproponowała mi, a ja skinęłam głową w zgodzie. Nie chciałam tutaj siedzieć. Nie po to uciekłam od rodziców na kilka dni, by zmarnować je. Spojrzałam na Michaela, który skinął głową. Właściwie nie miałam powodów by go pytać, ale Bronx jest niebezpieczny, a jeśli ufa Marie, ja ufam jej. 
- Ja i tak nie mogę, idę do pracy - odezwał się, a ja zmarszczyłam brwi. Był tutaj dopiero kilka dni i już znalazł pracę. Wow. 
- Właściwie.. Jest tutaj jakiś bankomat? Chciałabym wypłacić trochę pieniędzy, zważywszy na to, że nasi rodzice, kiedy dowiedzą się, gdzie poszłam zablokują mi wszystkie środki - westchnęłam, a Marie skinęła głową.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Ari. Jest późno coś może ci się stać - westchnął Michael, a ja przytaknęłam głową, ponieważ miał rację.
- No dobrze - wypuściłam powietrze, nie będę mogła pozwolić sobie na to, by trzymać pieniądze przy sobie, ale miałam też gotówkę w torbie, więc powinno mi to wystarczyć.
- Ja muszę i tak coś zrobić, więc chodź ze mną, najwyżej poznasz kilku moich znajomych - Derek uśmiechnął się miło, a ja przeniosłam wzrok na Michaela, a on pokręcił głową przecząco. Właściwie, też bym mu nie ufała.
- Może jutro, teraz jestem zmęczona - udałam ziewnięcie - A rodzice i tak pewnie myślą, że zamknęłam się w pokoju i nie będę się do nich odzywać - wzruszyłam ramionami.
Skończyliśmy jedzenie i pożegnaliśmy się, a ja udałam się do pokoju, po prowizoryczną piżamę i poszłam do łazienki odświeżyć się i położyć, by przygotować się na jutrzejszy dzień. Pierwszy raz w życiu opuszczę szkołę.
~
Pierwszy rozdział za nami. Wiem, że dzieje się niewiele i przepraszam, że musiałyście przebrnąć przez tak dużą ilość tekstu! Musiałam jednak jakoś zacząć tego bloga, a nie chcę żeby poznawali się w pierwszym rozdziale i od razu było między nimi gorąco. Na razie jednak poznaliście Michaela, Marie, a nawet Dereka, jednego z ważniejszych bohaterów. 
W następnym rozdziale pojawi się trochę Justin i jego życia, ale wciąż nie spotka się z Arianne. Bardzo staram się, by historia nie była przewidywalna, staram się wymyślić coś innego, mimo że B.R.O.N.X mnie do tego natchnął, to nie chcę by było to identyczne, kubek w kubek. Więc mam nadzieję, że będzie wam się podobać.
Proszę gorąco o komentarze, wiem, że pierwszy rozdział jest naprawdę nudny, nawet dla mnie, ale zostańcie przynajmniej do 3, a wtedy oni się poznają i będzie trochę ich momentów.
Zapisujcie się w zakładce informowani i do następnego rozdziału! <3
Mam nadzieję, że nie ma błędów :)

wattpad


poniedziałek, 12 maja 2014

bohaterowie

Arienne Mercer 17 lat
"Tata myśli, że nie będziesz dla mnie wystarczająco dobry. Mama mówi bądź ostrożna, bo on złamie twoje serce na trzy. Oni nie chodzą w moich butach. I nie są całowani przez ciebie. Moja siostra mówi, że nie lubi tego jak masz ułożone włosy. Ale ja wiem, że jest zazdrosna więc czemu miałoby to mnie obchodzić? Muszę kłamać o tym, jak dobrze się z tobą czuję. Powiedz mi, powiedz, że nie złamiesz mi serca. Nie rozedrzesz mojego świata na kawałki. I będziesz wtedy kiedy będę cię potrzebowała. Bo ja chcę im powiedzieć. Oni po prostu cię nie znają. Nie znają cię tak jak ja. To zabawne, bo czasami czuję się jakbyśmy byli przeciwko całemu światu. Traktują cię jak kryminalistę ale ja wciąż będę twoją dziewczyną. Odejdę lub umrę z tobą. (...) Nie wiesz o naszej miłości. Wybierasz to co widzisz. Bo gdybyś czuł to jak się kochamy. Pozwoliłbyś na to. Nie wiesz o wszystkich razach. Kiedy jesteśmy tylko on i ja, tak ja. Bo gdybyś czuł to jak się kochamy. Pozwoliłbyś na to"
- Little Mix - They Just Don't Know You

Justin Bieber 20 lat
„A ja, nie wymieniłbym tego na świecie. A ja, po prostu jestem tak cholernie szczęśliwy, że jesteś moją dziewczyną. A ja, nie wymieniłbym tego na nic. Nie, nie, nie, za nic. (…)Wszystkie te razy, które spędziliśmy na basenie, dziewczyno. Byłem zbyt biedny, by zabrać Cię nawet do zoo, dziewczyno. Może to właśnie dlatego, że miałem Ciebie, dziewczyno. (…) Człowieku, nienawidzę widzieć Cię samotnej w klubie. Szukającej pocałunków i uścisków, sączącej XO dopóki cię nie wyrwę mówiąc: chodźmy! (…)Moją winą były te długie noce. Długie noce, kiedy zostawiałem Cię na prześcieradle. Przepraszam, że musiałaś sama płakać przed snem. Próbowałaś liczyć na mnie, a ja sprawiłem, że liczyłaś owce. Wiem, że nie byłem z Tobą szczery, prawie zerwałem wszystkie obietnice, przyniosłem kłopoty do Twojego świata. I powiedziałaś : „Jak mogłeś mnie okłamać, myślałam, że mógłbyś za mnie zginąć"
- Big Sean - Ashley 

Katina Qeens 17 lat
"Mam w głowie wers. Słowa, które sprawiają że się jąkam. Swag w moim kroku. Zmiana z szarego w kolor, gwarantuję to. Znalazłam mój szczęśliwy numer i to uczucie że załapałeś. Nie pomaga, ale sprawia że się zastanawiam. Nie ma potrzeby próbować. On jest po prostu właściwy. On ma to coś. Nie pozwolę nikomu powiedzieć mi nie. Nie, nie obchodzi mnie. Zabiera mnie wysoko. Nie spocznę, dopóki ten chłopak nie będzie mój. On rozumie mnie dobrze. Ja rozumiem to źle. On sprawia że czuję się jak dziewczyna stająca się wściekła. Ma mnie biegająca dookoła jakbym miała świra. Zabiera mnie w dół, nie mogę zatrzymać. Podnosi mnie. Nie mogę zejść na dół. Zamknął mnie i ja nie chcę wychodzić. Wiem, że bawi się moim sercem i że ja nie mam wyboru."
- Little Mix - Something About The Boy

 Derek Mayers 21 lat
   "Hej! Maleńka, jesteś przebojem. Gorąca niewielka postać, tak, jesteś zwyciężczynią. I tak bardzo się cieszę, że jestem twój. Jesteś klasą sama w sobie. I oh, mała ślicznotko, kiedy mówisz do mnie przysięgam cały świat staje. Jesteś moją ukochaną. I tak bardzo się cieszę, że jesteś moja. Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Znaczysz dla mnie, tyle ile ja znaczę dla ciebie i razem kochanie. Nie ma niczego, czego nie moglibyśmy zrobić, bo jeśli mam ciebie, nie potrzebuję pieniędzy, nie potrzebuję samochodów, dziewczyno, jesteś dla mnie wszystkim. Jestem zakochany w tobie. I dziewczyno, nikt więcej nie mógłby, bo z każdym pocałunkiem i każdym uściskiem, sprawiasz, że się zakochuję. I teraz wiem, że nie mogę być jedyny."
- Chris Brown - With You

___

Jazmyn 15 lat
Jackie 21 lat
Lil Twist 21 lat
Chris 23 lata
Candy 21 lat
Britney 19 lat
Marie 20 lat
Michael 18 lat
Maya 19 lat
Zeke 22 lata