niedziela, 29 czerwca 2014

four - no opportunity to help is the fault of our capabilities

Arianne
Wróciłam do domu kompletnie skołowana, po tym jak Derek i Marie odprowadzili mnie pod drzwi. Wymieniłam się z nimi numerami, tak na wszelki wypadek i przekroczyłam próg mieszkania Michaela, po czym upewniłam się, że zamknęłam wszystkie zamki. Nigdy więcej nie wezmę skręta do ust. Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę, a w dodatku głowa mi zaraz pęknie. Weszłam do pokoju i podeszłam do okna, by otworzyć je na oścież, jednak coś innego przykuło moją uwagę. Moje ferrari, które stało zaparkowane pod wejściem do bloku. Złapałam od razu kluczyki i mimo rozwalającego mi czaszkę bólu i kompletnej ciemności na ulicy, zbiegłam po schodach w dół i wyszłam na zewnątrz. Wokół było pusto, przez co się lekko przeraziłam. Jednak nacisnęłam przycisk na pilocie, a auto wydało znany mi dźwięk. Zanim zdążyłam wsiąść do środka, ktoś przyparł mnie do muru z siłą, jakiej nigdy w życiu nie czułam. Tęczówki w kolorze jasnego brązu wpatrywały się we mnie z determinacją. Bogu dzięki, że to Justin. Nie, właściwie zaczynam się go bać, bo przypomniało mi się co zrobił z chłopakiem ze złotymi zębami. I jak widziałam krew na jego ubraniach i rękach. Zanim zdążyłam sobie uświadomić, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Przestraszyłam się tak bardzo, pierwszy raz w życiu.
- Spójrz - warknął - Jesteś mi potrzebna - powiedział, a ja uciekałam wzrokiem od jego oczu, które tryskały nienawiścią.
- Mógłbyś m-mnie postawić? - starałam się powiedzieć normalnie, ale mój głos załamał się i brakło mi tchu. Jego dłoń była mocno zaciśnięta na mojej szyi i trzymała mnie przypartą do muru. Powoli opuścił mnie na ziemię, ale ręce umieścił po obu stronach mojej głowy. Złapałam się za szyję, wciąż czując jego parzący dotyk. - O co chodzi? - zapytałam, lekko przestraszona. Mógł chcieć wszystkiego. Od pieniędzy do seksu. Bałam się tego, co wypłynie z jego ust.
- Potrzebuję pieniędzy. Uwierz, nie na utrzymanie. Potrafię sobie poradzić, ale tu chodzi o Jackie i ten... - westchnął zakłopotany. To było proste zauważyć, że nawet jeśli wszyscy mówili o nim, że ją wykorzystuje, to zależy mu na niej bardzo mocno. I nie obchodziło mnie to, że powie, że jest inaczej. To widać po jego twarzy i po tym jak troszczy się o nią. Pod tym względem był inny niż jego otoczka złego chłopca.
- Co się stało Jackie? - zapytałam, kiedy mój umysł przyswoił sobie co powiedział. Wiem, że znam ją jedno popołudnie i wiem, że nie powinnam się martwić osobą, która ma powiązanie z kryminalizmem, ale wydawała się być naprawdę miłą i niezależną dziewczyną, która naprawdę walczy o swoje. Poza tym, była dla mnie bardzo sympatyczna i polubiłam Sylvestra. A pieniądze dla mnie nie grają roli.
- Jest... Em, chora. Potrzebuję dwanaście tysięcy, by zapłacić za jej leczenie, nie chcę jej stracić - powiedział w sfrustrowaniu. Przewróciłam oczami.
- Zależy ci na niej - powiedziałam, zakładając ręce na piersiach. Spojrzał na mnie wymownie.
- Nie po prostu... Jest dla mnie osobą, o którą się troszczę - powiedział, ale czy to nie znaczy to samo.
- Czyli zależy ci na niej. I tak, zapłacę za jej leczenie, bo jest wartościową osobą - wzruszyłam ramionami. - Nie musiałeś używać przemocy, jestem osobą, która lubi pomagać i to jest dla mnie czysta przyjemność. Wracam jutro rano na Manhattan. Przyjadę po południu z pieniędzmi. Ah, i czy moje ferrari wróci do mnie? - zapytałam, ale on stał zbyt zdumiony, żeby mi odpowiedzieć.
- Czekaj, ty tak po prostu za to zapłacisz? - zapytał w niedowierzaniu. Wzruszyłam ramionami i kiwnęłam głową. - Ale dlaczego? - dodał.
- Ponieważ zostałam wychowana na osobę, która troszczy się o osoby, którym nie powiodło się tak jak naszej rodzinie - odparłam.
- Wow, dzięki - powiedział, a ja skinęłam głową.
- Przyjemność po mojej stronie, Justin. Na przyszłość. Pytaj po prostu. - powiedziałam, zerkając na swoje auto. - Mogę je z powrotem, czy masz zamiar znów je ukraść? - zapytałam, trochę zdenerwowana za to co zrobił. Rozumiem, że takie auto w tym miejscu zwraca uwagę, ale nie robi się takich rzeczy.
- Za to, że pomagasz bezinteresownie mojej przyjaciółce. Droga wolna - odsunął się, a ja skinęłam w podzięce. - Ale nie obiecuję, że ono znów może zniknąć - powiedział, posyłając mi uśmiech. Wywróciłam oczami, bo naprawdę zaczynał mnie irytować. 
- Przepraszam, ale jestem zmęczona, więc wrócę do mieszkania - powiedziałam i ruszyłam do wejścia, nie zapominając zablokować samochód. Spojrzałam na niego ostatni raz, kiedy zamykałam drzwi klatki. 
- Dobranoc, Arienne - powiedział, a ja nie mogłam się oprzeć i lekko się uśmiechnęłam. 
- Branoc - odparłam i zamknęłam za sobą drzwi. Weszłam po schodach na dziewiąte piętro i od razu ukryłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku, myśląc o tym, że poznałam chłopaka, który jest niebezpieczny, ale naprawdę go lubię. 
~*~
Następnego dnia wyszłam z domu Michaela o szóstej, by zdążyć przygotować się w swoim pokoju, na Manhattanie. Założyłam rzeczy z wczorajszego dnia, to była męczarnia, że ktoś zobaczy mnie w tych samych ciuchach, ale nie miałam wyjścia skoro było dość słonecznie, a spodnie, które miałam były tymi, w których najmniej byłoby mi gorąco. Wsiadłam szybko do ferrari i odjechałam spod kamienicy mojego brata. Mój telefon zaświecił, ukazując zdjęcie Katiny. Odebrałam i włączyłam na głośnomówiący. 
- Ari, skarbie! Będę po ciebie około siódmej trzydzieści, w porządku? - zapytała wesoło. Uśmiechnęłam się na dźwięk jej głosu i spojrzałam na deskę rozdzielczą. Wskazywała dokładnie trzy minuty po szóstej. 
- Jasne, Kat, właśnie jadę do domu, mam nadzieję, że nie spotkam tam moich rodziców - westchnęłam i wyjechałam z Bronxu. Katina zaśmiała się do słuchawki i mogłam słyszeć, że również ma włączony głośnik, ponieważ odezwał się jej młodszy brat. 
- Spadaj stąd, gnoju! - warknęła do Eddiego. Malec jest wspaniały, ale naprawdę irytujący. Zaśmiałam się, kiedy jechałam głównymi ulicami Manhattanu i odetchnęłam, widząc coś naprawdę znajomego. Tęskniłam za tym, nawet jeśli nie było mnie tu jedynie dzień. - Przepraszam - odezwała się po chwili. - Twoi rodzice kontaktowali się z moimi i pytali, czy ciebie tu nie ma. Myślę, że nawet jeśli się z nimi pokłóciłaś, to i tak się o ciebie martwią - powiedziała, a ja skinęłam głową, bo dobrze o tym wiedziałam. 
- Wiem, Kat, ale to właśnie ich zachowanie doprowadziło do tego, że uciekłam. Czepiają się najmniejszych rzeczy, które zrobię nie tak - westchnęłam i zatrzymałam samochód na podjeździe mojej willi. 
Dziś nie było Jerrego, tylko jakiś starszy gość, który był jeszcze na nocnej zmianie. Weszłam do domu i pobiegłam do pokoju, gdzie wzięłam prysznic, umyłam zęby zapasową szczoteczką, ponieważ torbę i wszystkie rzeczy zostały w mieszkaniu Mike'a. Umalowałam się i wyszłam do pokoju. Wybrałam białą koszulę i krótkie, dżinsowe szorty, a na stopy założyłam moje wierne białe conversy. Wymieniłam obudowę mojego iPhone'a i wzięłam czarne okulary i torebkę w tym samym kolorze, gdzie wrzuciłam telefon, słuchawki, a także parę potrzebnych książek i materiał na egzamin z języka angielskiego. W momencie, w którym spojrzałam na zegarek, rozniósł się klakson. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Katinę w swoim białym audi.
- Zaczekaj jeszcze chwilę, w porządku? - zawołałam, a on skinęła głową. Zostawiłam uchylone okno i wybiegłam z rzeczami z pokoju. Kiedy chciałam wkraść się do sypialni moich rodziców, wpadłam na mamę, która obrzuciła mnie lekceważącym spojrzeniem. Spuściłam wzrok. 
- Czego chciałaś z naszego pokoju, dziecko? I czemu nie wiem, że jesteś w domu? - zapytała wściekła. Zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście chciałam okraść moich rodziców, żeby dać pieniądze komuś kogo ledwie znam. Jednak chciałam pomóc, więc czułam się trochę mniej źle. 
- Cóż, chciałam ci właśnie powiedzieć, że jestem w domu i wychodzę do szkoły - wzruszyłam ramionami, łapiąc dobre kłamstwo. 
- Oh, w takim razie, pogadamy o twojej karze, gdy wrócisz - powiedziała, a ja skinęłam głową, czując, że wszystko we mnie wrze. Nie miałam skąd wziąć pieniędzy. Ruszyłam w dół schodów, ale odwróciłam się do matki. 
- Mamo, mogę cię o coś prosić? - zapytałam, błagając by się zgodziła. Odwróciła się w moją stronę. 
- O co dokładnie? 
- Cóż, moja... uh, znajoma jest chora i potrzebuje pieniędzy na leczenie, ale jest dość biedna i chciałabym pomóc - westchnęłam. Mama spojrzała na mnie mrużąc oczy. 
- Oczywiście, jeśli zapłacisz za to sama - powiedziała, a ja wytrzeszczyłam oczy. Wściekłam się na nią, bo, jakim kurwa prawem. To były cele potrzebujące i okey, trochę skłamałam. Zostałam wychowana na sknerę, ale nie potrafiłam odmówić Justinowi. 
- Ale nie mam tyle pieniędzy - westchnęłam. 
- Przykro mi - wzruszyła ramionami i weszła do swojej sypialni. Zanim zeszłam na dół kopnęłam w ścianę i nie obchodziło mnie, że mnie to boli, czy, że ją ubrudziłam. Byłam zwyczajnie poirytowana i nawet nie próbowałabym u ojca, który nawet nie ma czasu ze mną porozmawiać, dopiero co pomagać innym. Wyszłam wściekła z domu i wsiadłam do samochodu Katiny. Miała na sobie baseballówkę naszej szkolnej drużyny koszykarskiej, top w kwiecisty wzór i spodnie z wysokim stanem, oraz czarne buty na obcasie. Na zewnątrz było słonecznie, a on ubrała się dosyć ciepło.
- Kat, nie jest ci za ciepło? - zapytałam, a ona pokręciła głową. 
- Później ma zrobić się zimno - wzruszyła ramionami.
Pokręciłam głową, bo nie było to teraz ważne, nie miałam skąd wziąć pieprzonych pieniędzy, miałam może nędzne trzy tysiące na karcie i żałowałam, że wydałam ostatnio tak dużo na zakupach. Nie śmiałam nawet zapytać o pieniądze Katiny, ponieważ to ja coś obiecałam. Pomyślałam, że będę miała szansę zabrać je jednego dnia i po prostu zawieźć Justinowi, ale najprawdopodobniej dostanę dziś szlaban za ucieczkę. Tak właściwie to byłam u Mike'a, więc to nie było nic złego, póki naprawdę u niego byłam.
- Właściwie to czemu jesteś zirytowana? - zapytała, a ja zorientowałam się, że wyjeżdżamy z mojego osiedla. Zamrugałam kilka razy, zastanawiając się co ma na myśli, ale szybko sie zreflektowałam, ponieważ rzeczywiście byłam poirytowana i wściekła.
- Cóż, wiesz, że byłam na Bronxie. Jeden chłopak... - zagryzłam wargę, myśląc o Justinie - Poprosił mnie, żebym zapłaciła dwanaście tysięcy za operację jego przyjaciółki. Ja zgodziłam się, nieświadoma, że moi rodzice serio nie będą chcieli zapłacić, a ja obiecałam i teraz nie wiem jak zdobyć te pieniądze - wzruszyłam ramionami. Katina siedziała przez moment, nie odzywając się.
- Oh, tak po prostu dasz mu pieniądze, nie znając go i rzeczywiście myślisz, że wyda je na rzekomą przyjaciółkę - spojrzała na mnie przelotnie i zatrzymała się pod Starbucksem. Wywróciłam na nią oczami, kiedy wysiadałyśmy. Wzięłam moją torebkę i weszłam z nią do kawiarni, ustawiając się w kolejce.
- Właściwie to planowałam to zrobić, ale będę musiała uprzejmie mu odmówić, ponieważ nie zdobędę ich w tak krótkim czasie - westchnęłam i przesunęłyśmy się w kolejce. Napotkałam wzrokiem Britney, siedzącą z dwoma dziwkami w mojej szkole, Cassie i Kat. Kiedy na mnie spojrzały, Brit bezczelnie się uśmiechnęła i ruszyła w naszą stronę.
- Dziwka na horyzoncie - bąknęła obok mnie Kat, tak, żeby ona to usłyszała i podeszła do kasy, po czym zamówiła standardowo nasze kawy. Po czym uprzejmie odwróciła się do mnie, w momencie, kiedy przede mną stanęła Britney. Katina oparła się o ladę, z błahym uśmiechem na ustach, kiedy moje serce zabiło szybciej. Wiedziałam, że zaraz zacznie temat Bronxu.
- Więc, masz już STD*, bo szybko staniesz się dziwką w takim miejscu, jak Bronx - powiedziała to tak głośno, żeby kilka osób mogło odwrócić się i spojrzeć na mnie, kiedy z jej ust wyszła nazwa zapyziałej dzielnicy. Wywróciłam oczami i lekko zerknęłam na dwie dziwki za nią.
- Oh, tak właściwie, to prędzej złapiesz jakieś weneryki, niż ja... - powiedziałam ironicznie. Katina odwróciła się, by odebrać zamówienia i zapłacić.
- Ponieważ..? - zapytała nieświadoma tego co mam na myśli, Britney, a ja uśmiechnęłam się głupkowato.
- Ponieważ to nie ja obciągam wszystkim, nawet nauczycielom, nie myśl, że nie wiem, suko - splunęłam jej w twarz i wyszłam z kawiarni za Katiną. Trzymała w dłoni moją kawę i ja nawet nie mogłam oddać jej za nią pieniędzy.
- Nienawidzę, że jedna z tych dziwek ma moje imię - warknęła i wsiadła do samochodu. Zaśmiałam się, kiedy odkładałam torbę, której rzeczywiście nie musiałam brać ze sobą. Upiłam łyk mojej cynamonowej mochy, po czym wstawiłam ją na miejsce na kubek.
- Cóż, ciesz się, że to tylko zdrobnienie - mrugnęłam do niej i zapięłam pasy, czego nie zrobiłam gdy wyjeżdżała z mojego osiedla. Posłała mi groźne spojrzenie, a ja wyciągnęłam materiał na egzamin.
- Nie wiem, czy jesteś świadoma, ale jedziemy do szkoły jedynie na jakieś dwie godziny, ponieważ po egzaminie jesteśmy wolni - powiedziała, odjeżdżając spod Starbucksa, a ja zagryzłam wargę. To znaczy, że mam czas pojechać na Bronx i osobiście pogadać z Justinem. Zamrugałam kilka razy, uświadamiając sobie, że ja naprawdę dużo o nim myślę. Westchnęłam.
- Chcesz pojechać ze mną na Bronx? - zapytałam nieświadoma tego co mówię. Kat spojrzała na mnie przez moment.
- Serio? Tak, chcę - westchnęła. Zdziwiłam się tym wesołym tonem, ale jeśli to jest to czego ona chce, to nie będę pytać, ponieważ myślałam, że będzie raczej przerażona i wybije mi to z głowy.
- W porządku, pojedźmy tam od razu po szkole, nie chcę wracać do domu - odparłam i spojrzałam na wszystko co było potrzebne na ten cały egzamin. Było tego nieskończenie wiele i dzięki ci Boże, że w miarę opanowałam to przed wyjazdem na Bronx, ponieważ od tamtego czasu nawet do tego nie zajrzałam. Nie miałam nawet szansy.
- Cóż, mogę zaproponować jedynie, że wpadniesz do mnie i ubierzesz się cieplej, bo naprawdę ma się ochłodzić - powiedziała, zatrzymując się na parkingu szkolnym. Wzruszyłam ramionami, zgadzając się i wysiadłam z auta, nie fatygując się by zabrać torbę, czy telefon. Weszłyśmy do szkoły i udałyśmy się do sali, w której odbyć miał się dzisiejszy egzamin.
~*~
Po egzaminie, tak jak mówiła Katina, zostaliśmy wypuszczeni do domu. Byłam podekscytowana, ponieważ były to ostatnie tygodnie szkoły i nadchodziły wakacje. Wsiadłam do jej samochodu, a ona odjechała w stronę swojej willi. Okej, to jest dziwne, że moi znajomi są tak bogaci jak ja, ale chodzę do szkoły prywatnej, innych ludzi jest trudno znaleźć. 
Nie było to daleko, dlatego już po dziesięciu minutach byłyśmy w jej pokoju. Miała w szafie parę spodni, które kiedyś u niej zostawiłam i pożyczyła mi krótką białą bluzkę oraz czarną ramoneskę. Założyłam jeszcze moje conversy i wyszłyśmy z powrotem do jej samochodu. Na podjeździe stał samochód jej mamy, więc zaczekałyśmy chwilę, po czym przywitałam się z panią Qeens uściskiem, a Katina buziakiem w policzek.
- Gdzie się wybieracie? - zapytała mama Katiny, Marise. Spojrzałam niezręcznie na Kat, a ona mrugnęła do mnie. 
- Właśnie miałyśmy iść na miasto, by coś zjeść i może potem wybrać się na jakieś małe zakupy. Wrócę późnym popołudniem, mamo, w porządku? - uśmiechnęła się do niej, a ona skinęła głową, po czym posłała mi promienny uśmiech. 
- Może wpadniesz na kolację razem z Kat? - zaproponowała, a ja kiwnęłam głową.
- Tylko jeśli moja mama wyrazi zgodę, to z przyjemnością - odparłam, a ona ponownie mnie przytuliła, tak jak Kat, po czym poszła do domu. 
- Uh, jak zwykle przesłodzona - westchnęła Kat i wsiadła do samochodu. Zrobiłam to samo i zapięłam pas. Wywróciłam oczami.
- Po prostu uprzejma - wzruszyłam ramionami, ponieważ miała złotą mamę, nawet jeśli miała tylko ją, to jej życie było naprawdę wspaniałe. Mój ojciec najprawdopodobniej miał romans z jej mamą, ale nie dzieliłam się tym z Kat, ponieważ to mogłoby złamać jej serce, moja matka to typowa suka. Siedzi całymi dniami w domu, zarządzając pieniędzmi mojego taty, który jest naprawdę wspaniałym facetem, a moja matka na to nie zasługiwała. Właściwie, to miałam nadzieję, że będę mieć szansę przekonać go do zapłaty za leczenie Jackie.
Katina wyruszyła ramionami i wyjechała z podjazdu jej domu. Ona miała właściwie bliżej do Bronxu, ale postanowiłam poprosić ją jednak by zawiozła mnie na chwile do domu, chciałam spróbować zabrać pieniądze. Kiedy tylko zatrzymała samochód, pobiegłam do domu i weszłam po schodach, na piętro gdzie są nasze sypialnie. Weszłam do pokoju moich rodziców i to co tam zastałam sprawiło, że w moich oczach stanęły łzy, a moje serce połamało się na tysiące kawałków. Jęki i skrzypienie łóżka przyprawiło mnie o ból glowy, a kiedy wydałam z siebie bezradny krzyk, a moja mama i jakaś jej męska dziwka spojrzeli na mnie, zatrzasnęłam drzwi i wybiegłam z domu. Nie ważne, że łzy spływały po moich policzkach, a ja szłam zamroczona do samochodu Katiny. Kiedy usiadłam na miejscu pasażera, zobaczyłam, że moja matka wybiegła w szlafroku za mną. 
- Co się... - zaczęła Kat, ale spojrzałam na nią srogo. 
- Jedź do Bronxu natychmiast - warknęłam i złapałam za telefon. Katina wyrwała mi go, zanim wybrałam numer ojca i wcisnęła do kieszeni swojej bluzy. Odjechała, zaraz przed tym jak moja mama zapukała do okna z mojej strony. 
- Teraz mów mi co się stało, zanim zrobisz coś głupiego - warknęła, kiedy wyjeżdżała na ulice Manhattanu. Wywróciłam oczami. 
- Moja matka zdradziła mojego ojca z jakąś męską dziwką. Co za szmata - warknęłam - Tak po prostu zrobiła to w ich spólnym łóżku - dodałam, a łzy na moich policzkach po prostu pojawiały się, przez co zaczęłam się dławić, przez gulę w moim gardle. 
- To nie jest to, czego twój tata nie zrobił wcześniej - westchnęła, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. O mój Boże, czy ona i mój ojciec...
- Co masz na myśli? - zapytałam przerażona. 
- Wiesz to zabawne, kiedy widzisz faceta w swojej kuchni, kiedy to ojciec twojej przyjaciółki i wiesz, że pieprzył twoją matkę - zaśmiała się, naprawdę się z tego śmiała. A sądziłam, że będzie wściekła. - Ale moja mama jest szczęśliwa, więc jestem mu wdzięczna -wzruszyła ramionami. - I nie mów tego swojemu ojcu na razie, nie będziecie mieli gdzie pójść, jeśli będzie chciał odejść, prawda? - dodała, a ja skinęłam głową. 
- Masz rację, poza tym muszę poprosić go o to, by zapłacił za leczenie - wzruszyłam ramionami. Wjechała do Bronxu.
- Dokładnie, przestań się teraz tym przejmować i wytrzyj makijaż spływający z twojej twarzy - dodała, a ja pociągnęłam za to co zo jest przymocowane do dachu i służy przeciwsłonecznie, ale ma też lusterko. Wyjęłam mokre chusteczki z mojej torebki i starłam spływający tusz. Nie przejmowałam się tym, że nie mam żadnego podkładu w tym momencie. Przez chwilą widziałam moją matkę z jakimś kutasem i naprawdę nie chciałam zamartwiać się moim wyglądem.
Wskazałam Kat, gdzie może się zatrzymać i wzięłam od niej telefon, chcąc zadzwonić do Marie.  Katina nieufnie dała mi iPhone'a, a ja wybrałam numer. 
- Halo? - usłyszałam jej głos i uśmiechnęłam się lekko. 
- Hej, Marie, chciałam zapytać czy mogę się z tobą spotkać, poznasz moją przyjaciółkę - zagryzłam wargę, myśląc, że wscieknie się na wieść o Kat. Westchnęła, kiedy do kogoś szeptała, a potem usłyszałam Dereka, który odezwał się, zapewne wcześniej zabierając jej telefon. 
- Przyjdź do parku, jest obok boiska, gdzie graliśmy mecz - powiedział i się rozłączył. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam do Kat, żeby iść w umówione miejsce. 
Już z daleka zauważyłam grupkę ludzi i Sylvestra na kolanach Justina. Najsłodszy widok świata, nawet jeśli zgrywał twardziela to, Jackie sprawiała, że się troszczył i zyskał w moich oczach. Podeszłyśmy tam i zobaczyłam chłopczyka, który siedział obok Jazmyn, mocno się do niej tuląc. Widać było jego podkrążone oczy, płakał przed chwilą. Przywitałam się ze wszystkimi, a Marie została przy mnie dłużej. Poznałam ją z Kat, tak jak każdego z pozostałych i po kilku minutach było mniej niezręcznie, niż kiedy poznawali swoje imiona. 
Kiwnęłam w stronę Justina, chcąc odejść z nim na bok, by porozmawiać. Oddał Sylviego w ramiona Jackie, po czym powoli podszedł w moją stronę. W jego ręku znalazł się już papieros. 
- Hej - powiedział, kiedy ruszyliśmy alejką. Był rzeczywiście jedyną osobą, z którą się nie przywitałam. Skinęłam głową. 
- Uhm, nie mam pieniędzy na dziś, ponieważ zaistniały pewne... Sprawy - powiedziałam, krzywiąc się na wspomnienie mojej mamy z jakimś facetem. Justin odpalił papierosa, po czym kiwnął głową.
- Płakałaś - powiedział cicho. Oh, zauważył. Wzruszyłam ramionami, nie chcąc nic mówić. 
- Oh, to nic - westchnęłam. 
- Nie miałem zamiaru, wiedzieć co to, więc serio, nie myśl, że chcę wiedzieć - powiedział, wypuszczając dym. Wyciągnął fajkę w moją stronę i mimo tego że naprawdę nienawidziłam tego zapachu, miałam nadzieję na to, że sprawi mi to przyjemność. Wzięłam papierosa, po czym pociągnęłam trochę, zaciągając się nikotyną. Po tym, jak wczoraj zapaliłam trawkę i zaczęłam się dusić dziś, mogłam to podtrzymać i poczułam się trochę lepiej. Skinęłam w podzięce, oddając fajkę, a potem wróciliśmy. Podeszłam do Jazmyn, która gadała z Kat i miała przy sobie małego, białego chłopca, który naprawdę płakał, przytulony do niej. 
- Kto to? - zapytałam, zagryzając wargę, kiedy na mnie spojrzały. Jazmyn uśmiechnęła się do malca, który odwzajemnił to lekko, wciąż mając smutek w oczach. 
- To Jaxon - powiedziała, a ja zaczęłam zauważać podobieństwa do Justina i o Boże, co jeśli to jego dziecko? Rozszerzyłam lekko oczy, chcąc o to zapytać, ale Jazmyn mnie uprzedziła. - Nasz brat. 
Skinęłam głową, karcąc się za to co pomyślałam. Schyliłam się i uśmiechnęłam do Jaxona.
- Jestem Arianne - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Spojrzał na mnie nieśmiało, po czym uśmiechnął się lekko i wyciągnął w moją stronę ręce. Zaskoczona wzięłam go w ramiona i przytuliłam do siebie. Jazmyn znów zaczęła rozmawiać z Kat, a Jackie zaczęła całować się Justinem, Derek gadał z Marie, a ja zostałam sama z pięcioletnim chłopcem, więc usiadłam na ławce i posadziłam na kolanach Jaxon. - Więc co się stało? - zapytałam cicho, a on zaczął bawić się suwakiem mojej ramoneski. 
- Zgubiłem samochodzik w przedszkolu i przez to jestem smutny - nadąsał się, a ja lekko się uśmiechnęłam. 
- Na pewno będziesz miał jeszcze tysiące samochodzików, które kupi ci Justin - powiedziałam, a malec się we mnie wtulił. 
- Tak bardzo kocham Justina, jest najlepszym bratem świata - wyseplenił z uśmiechem, zauważyłam, że brakuje mu dwóch ząbkow na dole. Uśmiechnęłam się do niego. 
Zostałam z Katiną do piątej, po czym we dwie postanowiłyśmy, że musimy wracać. Wymieniłam się numerami z Jackie i Justinem, po czym poszłam z Kat do jej audi. Oczywiście odmówiłam kolacji i kazałam powiedzieć pani Qeens, że moja mama nie pozwoliła mi przyjść. Pożegnałam się z Katiną i poszłam do domu, gdzie spotkało mnie piekło z moją matką.
___
Hej! Nie będę się rozpisywać, ponieważ nie mam pojęcia co napisać. Dlatego proszę tylko o komentarze od każdego, nawet zwykła kropka! ♥

niedziela, 22 czerwca 2014

three - the bad news is the worst part of the unacceptable things

Justin
Rozgrzewałem się z chłopakami, biegając z piłką w tą i z powrotem. To było jedyne zajęcie, które odsuwało mnie od codziennego życia. Jednak wciąż musiałem pozostać przy zdrowych zmysłach i mieć oko na Jazzy, która siedziała teraz z Marie, Jackie i jej synkiem, którego trzymała sobie na kolanach i się bawiła. Jazmyn kocha dzieci, więc nie mogłem się temu dziwić. Odrzuciłem piłkę, widząc Dereka w towarzystwie białej. Zapewne to była ta siostra tego Michaela, którego nie znałem, a założę się, że wiedziałem więcej niż powinienem. Podszedłem do nich i przywitałem się z Derekiem męskim uściskiem. Za mną szła Marie, która znała już tą dziewczynę. Muszę przyznać, że wyglądała dobrze i mimo kilku niedociągnięć, jak na przykład cholernie drogie ubrania, zapewne od projektantów, mogła się wyglądem do nas wpasować. Podobało mi się to, że nie ubrała się jak lalunia. Błagałem w myślach, by nie była zarozumiała i żeby nie wtrącała się w nieswoje sprawy. 
- Uhm, hej - powiedziała, obczajając mnie od dołu do góry, zatrzymując się na moich ustach, zaraz po tym oblizując swoje. Uśmiechnąłem się chytrze, a ona spojrzała w moje oczy. - Jestem Arriane - podała mi dłoń, której nie uścisnąłem. Skinąłem głową. 
- Justin - powiedziałem, chłodno. Nie znałem jej, więc nie miałem zamiaru zwracać się do niej inaczej. Chyba się speszyła, bo zabrała dłoń spuszczając wzrok. 
- Laska! - krzyknęła Marie za moimi plecami i podbiegła do Arianne. Przytuliły się. Po chwili obie się zaśmiały i Mulatka pociągnęła nową w stronę dziewczyn.
- Co sądzisz? - zapytał Derek, stając obok mnie. Spojrzałem na to jak ruszała tyłkiem i nie było najgorzej. Była szczupła, ale nie chuda. Idealna, rzecz biorąc, ale nie poznałem jej, jednak musiałem powiedzieć, że mógłbym ją przelecieć. Wzruszyłem jedynie ramionami i wróciłem na boisko, wiedząc, że Derek idzie tuż za mną. Czułem na sobie przeszywający wzrok i pierwszy raz parzył mnie w skórę. Jeszcze nigdy nie czułem się tak niekomfortowo, kiedy ktoś mi się przyglądał, bo jestem w każdym calu idealny. Wiedziałem, że to Arianne, która zamiast zająć się rozmową musiała wlepić we mnie spojrzenie. 
- Shirts kontra skins - ktoś powiedział, kiedy dzieliliśmy się na dwa równe zespoły. Byłem w drużynie bez koszulek, więc od razu pociągnąłem ją do góry. Spojrzałem ja dziewczyny, a Marie coś mówiła do Arianne, która teraz już na mnie nie patrzyła. Świetnie, kiedy jest to co najlepsze, ona się odwraca. 
Przez kilka minut czekaliśmy aż Derek się rozgrzeje. Był w mojej drużynie, więc również nie miał na sobie koszulki. Korzystając z chwili podszedłem do Jackie, która podniosła się razem z synkiem, pięcioletnim Sylvestrem. Przepraszam, ale to imię nie nadaje się dla takiego dzieciaka, jak on. Jackie jest starsza ode mnie o rok, czyli w tym roku skończy dwadzieścia jeden. Złapałem ją w pasie, kiedy już odchodziła i przyciągnąłem do siebie. Ona jęknęła, zadowolona. Nie obchodziło mnie, że ma dziecko, póki nie musiałem się nim zajmować. Byliśmy w bliskich stosunkach. Rozmawialiśmy, byliśmy przyjaciółmi. Nie łączył nas tylko seks. Kiedy miałem odrobinę więcej pieniędzy z narkotyków, czy czegokolwiek i starczało mi na utrzymanie rodziny starałem się pomóc jej jak tylko mogłem.
- Justin, muszę iść - powiedziała, powoli odwracając się w moją stronę. Westchnąłem zmieszany. 
- Więc po prostu czekaj na mnie u siebie, w porządku? - zapytałem, mając nadzieję na trochę zabawy. Byłem zdesperowany. To już tydzień, odkąd Jackie kompletnie mnie unikała i starała się, by nie spotykać się ze mną. 
- Idę z Sylvim do lekarza. Od kilku dni boli go brzuch - powiedziała, a mnie trudno bylo w to uwierzyć. Rozszerzyłem oczy na kilka sekund, ale po chwili wróciłem do mojego pustego wyrazu twarzy. Skinąłem głową i lekko pocałowałem ją w usta. Nie chciałem być nachalny skoro widocznie miała mnie dosyć. Ku mojemu zdziwieniu odsunęła się od razu i uciekła bez słowa w stronę wyjścia. Oczywiście coś musiało się stać, a ona mi nie ufa, więc nic mi nie powie. 
Odwróciłem się i spojrzałem na chłopaków, którzy czekali na mnie, a potem na Marie. Jestem pewien, że ona wie o co chodzi Jackie. Ruszyłem w stronę boiska, ale na chwilę zatrzymałem się przy Jazzy, Marie i Arianne, które zajęte były rozmową. 
- Hej, możemy pogadać po meczu? - zapytałem, a Marie skinęła niepewnie głową. Zrobiłem to samo i pobiegłem na boisko. 
Arianne 
- To jego dziewczyna? - zapytałam Marie. Byłam ciekawa, bo kiedy Jackie siedziała tutaj z nami, nie wspominała nic o tym, że Justin to jej chłopak. I że syn może być jego, choć nie sądzę, ponieważ jest czarnoskóry. 
- Bardziej przyjaciółka od seksu - mruknęła Jazmyn, która się nudziła. Spojrzałam na nią. Miała dopiero piętnaście lat i naprawdę nie sądziłam, że wie aż tyle o życiu seksualnym własnego brata. Jej czarne włosy, na końcach zakończone turkusowym kolorem dodawały jej lat, tak samo jak wyzywające ubrania i biust w połowie wystawiony dla oczu świata. Czarny lakier, którego teraz skrobała z paznocki odchodził płatami. A mocny makijaż sprawiał, że wyglądała na wiek Jackie. 
- Skoro się nudzisz, czemu tu siedzisz? - zapytałam, nie chcąc brzmieć na wredną. Westchnęła, wygładzając swoją czarną spódniczkę na jej udach. 
- Mój wspaniały, opiekuńczy brat przywlukł mnie tu za karę - westchnęła, a ja spojrzałam w jego stronę. Mimo że grali jakieś trzydzieści metrów dalej mogłam zobaczyć strużki potu spływające po jego umięśnionym brzuchu. Kiedy rzucał piłkę, mięśnie pleców napięły się tworząc idealnie wyeksponowane ciało. 
- O mój Boże! Ty obczajasz mojego brata - pisnęła, a Justin spojrzał w naszą stronę. Zarumieniona opuściłam głowę. Mimo że ją polubiłam, to teraz byłam na nią wściekła. Westchnienie uciekło z moich ust, a chłopaki kontynuowali grę. - Hej, obczaja go każda, nie jesteś pierwsza - szturchnęła mnie w ramię. 
- Jeśli miało mi się zrobić lepiej, wiedz, że tak nie jest - syknęłam, a ona uniosła ręce do góry. 
- Hola, spokojnie - znów się zaśmiała, a ja miałam nadzieję, że jej brat nie będzie taki sam, bo już miałabym go dość. 
Kiedy chłopaki skończyli grę, a ja zadzwoniłam do Katiny, Marie poszła gadać z Justinem, tak jak o to prosił wcześniej. Po kilku sygnałach Katina mnie rozłączyła, zapewne dlatego, że nie mogła rozmawiać. Wróciłam do grupy, gdzie była Jazmyn i Derek, a także kilkoro chłopaków, których nie znałam. 
- Lil Twist - przedstawił się czarnoskóry w moim wieku, a za nim pojawił się chłopak, który szedł wczoraj z chyba Candy. 
- Nie rozmawiaj z tą białą - powiedział, odciągając go ode mnie. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, ale po chwili Jazzy stanęła obok mnie. 
- To Chris. Nienawidzi takich jak ty, ponieważ sam kiedyś był bogaty i przez białych stracił majątek. Nie masz pojęcia, jak długo mu zajęło przyzwyczajenie się, że ja i Justin tu mieszkamy. W końcu większość populacji tutaj jest czarna - westchnęła, a ja skinęłam głową. Było jeszcze kilku chłopaków, którzy chyba mnie nie zauważyli, ponieważ nawet się nie przedstawili.
Usiedliśmy na ławkach przy boisku, a oni wyciągnęli marihuanę i papierosy. Od zapachu zrobiło mi się niedobrze, więc po prostu wstałam i odeszłam na bok, utrzymując odległość taką, by chmara dymu nie dosięgnęła mnie. Usiadłam na krwężniku dzielącym boisko od trawy i spojrzałam na telefon, ponieważ zadzwonił. Pojawiło się zdjęcie Katiny, więc od razu odebrałam. Chciałam się dowiedzieć, czy Britney miała nie wyparzoną gębę. 
- Ari, przepraszam, że nie odebrałam wcześniej, ale miałam poważną rozmowę z nauczycielem, ponieważ zaczęłam mówić dość wulgarnie w stronę Britney - zaśmiała się - ona po prostu stanęła na środku korytarza i zebrała wszystkich, by powiedzieć, że jesteś w Bronxie, więc po prostu podeszłam i zaczęłam na nią krzyczeć, wyrzucając z siebie dużo obelg - westchnęła. 
- Ale... Powiedziała o tym? - zapytałam, oczekując najgorszego. 
- Większości, ale dużo osób i tak w to nie wierzy. Wiem, że mało pocieszające, ale tak już jest - powiedziała, a ja przytaknęłam. - Ale hej, gdyby nie ten egzamin przyjechałabym - powiedziała pogodnie - Jutro jestem twoja - dodała, a ja przytaknęłam. 
Poczułam smród marihuany, więc obejrzałam się za siebie. Był to Justin, przez co poczułam się niezręcznie. Jego siostra miała niewyparzony język. Pożegnałam się z Katina, nie czekając na odpowiedź. Usiadł obok mnie, zaciągając się skrętem. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy poczułam jeszcze silniej zapach, ale starałam się to stłumić. 
- Nie powinnaś być teraz w szkole, czy coś tam? - zapytał - Poza tym, przeprowadziłaś się tu? - dodał. 
- Po prostu odwiedzam brata - westchnęłam, a on wyciągnął w moją stronę jointa. - Nie wolno mi tego palić - powiedziałam, od razu, bojąc się konsekwencji. 
- Aw, dobra dziewczynka - zakpił, a ja wywróciłam oczami. To nie było tak, że słuchałam rodziców pod każdym względem, ale to była już kwestia tego, że obiecałam. Jednak chciałam mu udowodnić, że mogę być nieposłuszna. Kiedy chciałam sięgnąć po skręta, zauważyłam, że jego myśli - mimo odurzenia po marihuanie - zeszły na inny tor i siedział lekko przygnębiony. 
- Znamy się krótko, ale jeśli cię coś gryzie, możesz mi o tym powiedzieć - wyszło z moich ust zanim potrafiłam to powstrzymać, a on spojrzał na mnie spod boku. Wyglądało to, jakby powstrzymywał się od jakiejś kpiny i po prostu pokręcił głową. Skinęłam w zrozumieniu i sięgnęłam po skręta między jego palcami. Kiedy spojrzał na mnie zdziwiony mogłam zauważyć przekrwione oczy od narkotyku, a jego mięśnie - wciąż był bez koszulki - były napięte, przez co widziałam każdą, nawet najmniejszą żyłkę, które pojawiają się od ćwiczeń i treningów. Zaciągnęłam się powoli i zatrzymałam dym w płucach, nie na długo, bo zaczęłam się dusić. Nie wiem, czy to miało działać, ale czułam się zwyczajnie. Tak jak zawsze. 
Justin 
Dziewczyna była niewinna, co mnie strasznie zaintrygowało. Inne, co prawda nie narzekam, są łatwe do zdobycia. Wystarczy jakiś tekst i kilka miłych słów. Niektóre nawet potrafią same wejść do łóżka. Wiedziałem już, że jej nie przelecę, bez większych starań, tak jak mówiła mi Marie. Poza tym, Arianne jest typem dziewczyny czekam-na-tego-odpowiedniego. I właśnie, mimo że jest bogata i widać, że trochę rozpieszczona, to jej zachowanie wciąż jest niewinne. 
Z przemyśleń wyrwał mnie jej chichot. Patrzyła przed siebie, na beton, który pokrywał całe boisko do koszykówki i pod nosem coś liczyła, wskazując palcem. 
- Arianne, co robisz? - zapytałem zdezorientowany, a ona zaklęła pod nosem i na mnie spojrzała. 
- Przez ciebie zapomniałam ile policzyłam mrówek, Justin - westchnęła. Jej oczy były przekrwione, a źrenice były rozszerzone. Ona naprawdę pierwszy raz paliła trawkę. 
- Masz halucynacje, mała - westchnąłem i podniosłem się, po czym podałem jej dłoń, by pomóc wstać. Zaprowadziłem ją do grupy, gdzie nie było Jazmyn. Podszedłem do Marie i przekazałem jej Arianne. - Zajmij się nią, proszę - powiedziałem podenerwonany. - Gdzie jest, kurwa, Jazzy - warknąłem, patrząc na Dereka. Zniknął też Lil Twist. O. Mój. Boże. Oni zawsze na siebie lecieli. 
- Poszła z Lilem - westchnął, nie patrząc na mnie. 
- Kurwa, kurwa - powiedziałem w zdenerwowaniu i przeczesałem dłonią włosy. Kiedy ujrzałem jej niebieskie włosy w krzakach, od razu tam poszedłem. Marihuana, która była jeszcze w mojej krwi, podwyższała moją adrenalinę i naprawdę, byłem więcej niż wściekły. Przedarłem się przez zarośla i od razu dorwałem Jazzy, którą gwałtownie odsunałem od ust Lila. 
- Czy ty kurwa myślisz?! On jest od ciebie starszy o cztery lata - warknąłem na swoją siostrę, a ona spojrzała na mnie oczami, które wyrażały przeprosiny. Wydawała się być w szoku, ponieważ była pod wpływem narkotyków. 
- Przepraszam, Justin - wyłkała i uciekła, ze spływającymi łzami. 
- Z tobą się jeszcze policze, Twist - warknąłem i poszedłem za Jazmyn. Nienawidzę tej dzielnicy, nienawidzę, tego, że jestem biedny. Nienawidzę wychowywać mojego rodzeństwa, kiedy moja mama mogłaby to zrobić. Jazmyn biegła prosto do domu, więc łapiąc moją koszulkę po prostu za nią pobiegłem. Złapałem ją w połowie drogi i mocno trzymałem w ramionach.
- Przepraszam, Justin. Cały czas cię zawodzę. Jestem złą siostrą, a powinnam ci pomagać. Sam musisz o nas zadbać, a ja robię ci takie rzeczy - łkała w moją koszulkę. Westchnąłem, obwiniałem się za to, że ona obwinia siebie. Zacząłem głaskać jej plecy, uciszając, ale nie skutecznie, ponieważ zaniosła się jeszcze większym płaczem.
- Jazzy - powiedziałem, odsuwając ją ostrożnie od siebie. Spojrzała na moją twarz, zapłakanymi oczami. Sięgnąłem od razu, by je zetrzeć. - Jesteś wspaniałą siostrą i nawet jeśli zrobisz coś złego czasami, to jesteś powodem, dla którego nie wylądowaliśmy na ulicy. To dla ciebie i Jaxona wziąłem się za nas. Zacząłem zarabiać i dbać o to. I nie wiem, czy poradziłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Dlatego tak bardzo się wściekam za każdym razem - wyjaśniłem, a na jej ustach pojawił się nikły uśmiech.
- Dziękuję? - powiedziała, pytająco, a ja zachichotałem.
- Mogę ci zaufać i poprosić, byś odebrała Jaxona ze szkoły? - poprosiłem, nie chcąc, by Jaxon zobaczył mnie pod wpływem narkotyków. W odróżnieniu do mnie, Jazzy wypaliła naprawdę mało, więc mogło już z niej powoli uciekać. Skinęła głową i pocałowała mnie w policzek. - Widzimy się w domu, siostrzyczko - powiedziałem i ostatni raz mocno ją uścisnąłem.
Wróciłem na boisko i przysiadłem na stole do ping-ponga jak reszta. Arianne wydawała się być już w porządku, choć dalej wyglądała, jakby była pod wpływem trawki. Szczerze, śmiesznie jest oglądać naćpanych ludzi, bo robią coś czego nie są świadomi. Marie siedziała przed nią, mówiąc do niej bardzo powoli. Zaśmiałem się i spojrzałem na Dereka, który był mną rozbawiony. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem mu się, z zaciekawieniem. Pokręcił głową zażenowany. 
- Nie wierzę, że doprowadziłeś ją do takiego stanu, stary - klepnął mnie w ramię, siadając obok mnie. Przewróciłem oczami. 
- Każdy reaguje inaczej, skąd miałem wiedzieć jak ona - warknąłem. - Poza tym, sama chciała. - powiedziałem. Nie wciskałem jej, a że wziąłem ją podstępem, to już co innego. 
- Tylko mówię. Jednak mogła być twoja, była naćpana - powiedział. 
Co wy kurwa macie z tym, że muszę ją zaliczyć? Westchnąłem sfrustrowany i napisałem do Jackie, w nadziei, że się zgodzi na seks, bo musiałem to zrobić w końcu. Poza tym, potrzebowałem wyjaśnień, bo wiedziałem, że coś sie stało. Odpisała kilka miniut później, a ja zdążyłem w sfrustrowaniu przeczesać włosy, a moje kolano bez przerwy unosiło się i opadało. 
Od: Jacks
Justin... Muszę ci coś powiedzieć, ale to nie na smsa. Możemy się spotkać w parku za dziesięć minut? 
Brzmiało strasznie poważnie i naprawdę się zdenerwowałem. Rozejrzałem się po ludziach w moich otoczeniu i postanowiłem, że po prostu wyjdę. Wyszedłem z boiska i podążyłem szybko do parku, gdzie zająłem jedną z ławek i oczekiwałem w zniecierpliwieniu. Kiedy zauważyłem, zarys postaci kobiety z synem, trzymający ją za rękę podniosłem się gwałtownie z miejsca. Moje ręce od razu schowały się w kieszeniach spodni, a jedną stopą zacząłem nerwowo postukiwać o ziemię. Jackie podniosła Sylvestra i mocno do siebie przytuliła. W jej oczach było pełno łez, więc od razu podszedłem do niej. Jedną dłonią, którą z nerwów starałem się wyciągnąć z kieszeni, zacząłem z gładzić jej policzek, rozmazując łzy pomieszne z tuszem. 
- Co się stało, Jacks? - zapytałem przerażony. Ona nie potrafiła nic powiedzieć. Trzęsła się przez salwy płaczu, a ja nie wiedziałem jak ją uspokoić. Wyciągnąłem ręce do Sylvestra i zaproponowałem, że wezmę go na ręce. Wyciągnął ramiona w moją stronę, a Jackie pozwoliła mi zabrać go od siebie. - Pójdziesz pobawić się trochę, Sylvi? Zaraz do ciebie dołączę, mały - potargałem jego dłuższe pokręcone, czarne włoski, a on przytaknął, więc uśmiechnąłem się szeroko. Przytulił mnie. 
- Wujku Justin, proszę spraw by mama była taka jak wcześniej - powiedział piskliwym głosem, małego dziecka. 
- Zrobię co w mojej mocy, żołnierzu - powiedziałem. Zawsze jeśli chodziło o uszczęśliwienie jego mamy, był małym żołnierzem, bo to było nielada wyzwanie, jak wojna o niepodległość państwa.
Postawiłem go na ziemi i pozwoliłem pobiec na trwawnik. Podszedłem do Jackie i mocno ją przytuliłem, zanurzając twarz w jej brązowych, farbowanych włosach. Ona od razu odwzajemniła uścisk i odrobinę uspokoiła płacz. Poprowadziłem ją w stronę ławki i usadziłem obok siebie. 
- Justin... J-ja... Umieram. Jeśli nie zdobędę pieniędzy na leczenie, mogę umrzeć. A wiadomo, że nie zdobędę ich pensja mojej mamy to grosze. - wyłkała. Rozszerzyłem oczy, to niemożliwe. Nie ona. Nie zasługuje na to. 
- Kurwa mać - przeklnąłem uderzając pięścią o ławkę. - Na co jesteś chora? - spytałem, przecierając twarz dłońmi. Wytarła łzy z policzków. Widocznie poczuła się lepiej, bo powiedziała to wszystko. 
- Do dzisiaj nie byłam pewna. Mam... HIV-a - powiedziała, bojąc się mojej reakcji. O matko. Wstałem z ławki i zacząłem niespokojnie chodzić w tą i z powrotem. Nie wydaje mi się, żebyśmy się niezabezpieczali i była to gumka za każdym razem. - Pytałam lekarza, kobiety rzadziej zarażają swoich partnerów, poza tym zabezpieczeni byliśmy zawsze. Spokojnie, nie martw się - powiedziała, starając się mnie uspokoić. Ale jak mam być spokojny, skoro też mogę być zarażony. 
- Nieważne. Zrobię badania. Ile kosztuje leczenie? - zapytałem, chcąc to opłacić. Pokręciła głową, nie zgadzając się na to. Wiedziała, że chcę zapłacić za to. 
- Dwanaście tysięcy - westchnęła. 
- Znajdę pieniądze. Daj mi tydzień - warknąłem, chowając pięści w kieszeniach, chcąc niedopuścić do uderzenia w cokolwiek. 
- Nie, Justin. Chcę jedynie prosić, żebyś zajął się Sylvestrem, żadnej litości i pomocy - powiedziała i zawołała Sylviego. Mruknąłem przekleństwo. Odeszła bez słowa, a ja wiedziałem co zrobić, żeby zdobyć tę pieniądze. I nawet wiedziałem kto mi je da.
___
Cóż, uwielbiam ten rozdział ze wszystkich dotąd napisanych i naprawdę nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że mimo tak długiej przerwy będziecie dalej czytać. Proszę o komentarz od każdego kto przeczytał, wystarczy słowo lub kropka <3

czwartek, 29 maja 2014

two - when your mistakes make new problems

Justin
Muzyka rozprzestrzeniała się w moich uszach, kiedy razem z Derekiem siedziałem przy barze, pijąc piwo. Nie wiedziałem ile spędziliśmy w tym klubie, ale bez zabawy z Jackie, z którą nieziemsko mogłem się pieprzyć bez z zobowiązań, nie było w porządku. Wytłumaczyła się, że musi zostać ze swoim synkiem, ponieważ jej mama miała nocną zmianę. Kto normalny ma nocną zmianę w niedzielę? Poza tym był to już któryś raz z rzędu, kiedy się tym tłumaczy. Równa się to z tym, że jestem w potrzebie seksualnej. Wypiłem do końca piwo i nie zwracając uwagi na mojego przyjaciela, poszedłem na parkiet, gdzie dorwałem pierwszą dziewczynę, która dobrze kręciła tyłkiem. Potrzebowałem trochę zabawy, ale byłem tak jakby przywiązany do jednej dziewczyny. Mieliśmy układ przyjaciół z korzyściami, więc nawet jeśli nie byłem z nią w związku, miałem z nią umowę. I jakby nie patrzeć, tutejsze dziewczyny mogą być zarażone jakimiś chorobami wenerycznymi. Nie liczę na jakiegoś HIV-a albo rzeżączkę. Dziewczyna mocno przycisnęła tyłek do mojego krocza i zaczęła na mnie napierać. Była nachalna. 
- Bieber! - ktoś zawołał, więc odwróciłem się i zobaczyłem Marie. Zostawiłem laskę, która nie dawała mi spokoju i zacząłem tańczyć z siostrą Dereka. Byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a ja ceniłem sobie takich ludzi. Może i wydawałem się dupkiem, ale nie w stosunku do osób, które były przy mnie w najgorszych momentach. 
- Mamy nową laskę w dzielnicy - powiedziała, zarzucając mi ręce na szyję. - Bogata dziewczyna z Manhattanu. Kojarzysz tego Michaela - spojrzała na mnie.
- Jak mógłbym nie pamiętać, skoro nawijasz o nim na okrągło - zakpiłem, układając dłonie na jej biodrach. Wywróciła oczami, co dostrzegłem ledwo w tych nikłych światłach. Nie lubiła, kiedy z niej żartowałem, ale to ona była dziewczyną w naszej trójce i to ja z Derekiem mieliśmy powód, żeby jej nie rozumieć, kiedy chodziło o chłopaka. 
- Cokolwiek - prychnęła i przysunęła się bliżej - To jego siostra - dodała po chwili, a ja wzruszyłem ramionami. 
- Bogata biała w tym miejscu nie ma szansy na przetrwanie - powiedziałem nieprzejęty, ponieważ wiedziałem jak traktuje się tutaj ludzi o moim kolorze skóry, w dodatku bogatych. 
- Jest gorąca, możesz się nią zając, Biebs - powiedziała, uśmiechając się jak głupia, na co wywróciłem oczami. To nie było tak, że zaliczałem każdą po kolei, ale uznawano mnie za takiego, ponieważ spałem z większością dziewczyn w tym klubie, czy dzielnicy. Nie wiem, czy miałem szczęście, czy miałem na tyle trzeźwy umysł, żeby się zabezpieczyć, bo jeszcze nie wpadłem. Nie wiem, czy byłbym w stanie zająć się moim rodzeństwem, bachorem i laską, która żerowała by na mnie.
- Nie z każdą gorącą dziewczyną muszę spać, Marie - westchnąłem trochę za bardzo roztargniony. Tak strasznie brakowało mi seksu, że nie chciałem nawet o tym rozmawiać. 
- Jakkolwiek chcesz to wytłumaczyć, była w twoim typie koleś. Znam cię na tyle, żeby wiedzieć jakie białe laski lubisz, Bieber - uśmiechnęła się zadowolona. Przysięgam, że miałem ochotę zetrzeć jej ten uśmieszek z twarzy, ale był tak rzadki, że nie chciałem psuć jej humoru jakimiś głupimi docinkami. Wzruszyłem ramionami. 
- Psy! - usłyszałem, więc od razu zebrałem się do biegu, ciągnąc Marie za nadgarstek, prosto do wyjścia z prowizorycznego klubu. To nie było coś, czego bym wcześniej nie robił, więc wiedziałem jak postępować, by nas nie złapali. Zaraz przy wyjściu pociągnąłem Marie w prawo, po czym skręciłem za stary magazyn, w którym byliśmy i pobiegliśmy przez pole, które kilka lat temu spłonęło. Oczywiście porachunki gangów, czy inne gówno, ale to była szansa by uciec. W dodatku nie było tak daleko do głównych ulic Bronxu, co dało nam możliwość szybkiego znalezienia się w domu. Niestety nie miałem pojęcia co działo się z Derekiem, od momentu, kiedy poszedłem tańczyć.
- Zwolnij - sapnęła Marie, skutecznie mnie zatrzymując, opierała się całym swoim ciałem, by nie iść dalej - Już ich zgubiliśmy, Justin - powiedziała, a ja odwróciłem się w jej stronę na sekundę i spojrzałem za nią. Rzeczywiście, było czysto i cicho, więc skinąwszy głową poszedłem do przodu wolnym krokiem. Błagałem, by Marie zamknęła swoją buzię, bo miałem dość jej gadania na dzisiejszy dzień. - Właściwie - zaczęła, a ja przewróciłem oczami. - To, jutro przychodzi obejrzeć mecz koszykówki ze mną - powiedziała. Złączyłem brwi w skonsternowaniu.
- Kto? - zapytałem od niechcenia i sięgnąłem do kieszeni dżinsów, przypominając sobie o skręcie, czekającym tylko na to, aż się wypali. Marie westchnęła zdenerwowana, tak jakbym był kimś, kto nie słuchał jej od kilkunastu minut.
- Siostra Michaela! - warknęła, wracając do rozmowy z parkietu. Skręciłem do parku, mając nadzieję, że pójdzie szukać Dereka, bo szczerze, nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje. Kiedy zasiadłem na oparciu pierwszej ławki, którą napotkałem, zaczął wiać silny wiatr, a Mulatka wciąż była za mną. Kiedy uświadomiłem sobie co do mnie powiedziała, mruknąłem przekleństwo.
- Marie, kiedy zrozumiesz, że ludzie, których ty lubisz, inni nie muszą? - westchnąłem, odpalając jointa w moich ustach. Mocno zaciągnąłem się marihuaną, a Marie spojrzała na mnie z urazą wymalowaną w oczach. Nie wiedziałem dlaczego, ale wydawało mi się, że znam ją bardziej, niż ona sama, ponieważ nie wiedziała w jaki sposób pokazywała wszystkie emocje, jednym spojrzeniem. Możliwe, że byłem na to wyczulony, nie mniej jednak, była czasami jak otwarta książka.
- Przysięgam, że jeśli jej nie polubisz to jej więcej nie przyprowadzę - uśmiechnęła się miło do mnie, na co przez chwilę myślałem. Szczerze, mówiąc, Marie dobrze wiedziała jakie dziewczyny mi się podobają, więc mogla mieć racje.
- W porządku, oby nie była zarozumiała - westchnąłem, podając jej skręta. Skinęła w podzięce i pociągnęła długiego bucha. Była nieliczną dziewczyną, która wie jak zachować się w danej sytuacji. Kiedy facet potrzebował pomocy, co było dość żenujące, wiedziała co powiedzieć. Kiedy była bójka, jako jedyna laska wtrącała się i biła, nawet z facetami, którzy, nie tknęli jej, ponieważ nawet jeśli jest się kryminalistą zazwyczaj wciąż ma się szacunek do kobiet. Zwłaszcza, że czarnoskórzy traktują swoje matki z jeszcze większym szacunkiem, niż samego siebie.
Marie wyciągnęła telefon i zapewne wybrała numer Dereka, po czym włączając głośnomówiący, wystawiła między nas złotego Iphone'a. Mieliśmy takie telefony tylko ze względu na to, jak w trójkę zarabialiśmy, musieliśmy eliminować innych, sprzedawać prochy i kradzione towary, a w zamian dostawaliśmy co chcieliśmy. Po kilku sygnałach odebrał. Zdyszany z początku nie mógł nic powiedzieć i kaszląc, zapewne z wysiłku w końcu się odezwał.
- Musiałem spierdalać przed pieprzoną psiarnią. Nienawidzę, kiedy muszę biec przez kilkanaście przecznic. - warknął do telefonu, próbując unormować oddech. Zaśmiałem się z niego, nie czując, że marihuana w ogóle na mnie działa.
- Miałeś samochód, stary - powiedziałem po chwili, dalej śmiejąc się. Derek nie odezwał się przez chwilę, zapewne wymyślając jakąś obelgę.
- Jakbym kurwa zdążył - powiedział - to bym nie biegł, prawda? - warknął ironicznie, przez co znów się zaśmiałem.
- Jesteś idiotą, koleś. Znasz drogę, którą zawsze uciekamy, co cię powstrzymało? - zapytałem, już normalnie, a on westchnął. Wypuściłem dym z ust, unosząc głowę w stronę nieba, które było czarne. Było już naprawdę późno, moje rodzeństwo zapewne już spało. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiam ich samych, tak jak za każdym razem, ale wiedziałem, że Jazzy zajmie się dobrze Jaxonem i domem. 
- Ledwo przecisnąłem się przez tych ludzi, którzy jak stado biegli do wyjścia. Nie wiem, jakim cudem się wam udało. 
- To Justin miał trzeźwy umysł, ja biegłabym przed siebie - Marie wzruszyła ramionami mimo, że Derek nie mógł tego zobaczyć. 
Po kilunastu minutach, Marie rozmawiała ze swoim bratem i podniosła się, by zapewne wrócić do domu. Pożegnaliśmy się krótkim uściskiem i poszliśmy w swoją stronę. Skręt, którego wypaliłem nie uspokoił mnie w ogóle. Nie byłem pewien, czemu jestem tak bardzo wściekły. Może dlatego, że Marie zaprosiła jakąś laskę na mecz, może z braku seksu, ale było to strasznie irytujące, więc wyciągnąłem paczkę papierosów i wsunąłem jeden do ust. Doszedłem do starej kamienicy, gdzie większość mieszkań była pusta. Pod drzwiami siedział bezdomny otulony kocem. Nienawidziłem patrzeć ma takich ludzi, bo gdybym nie wziął się w garść kilka miesięcy temu, życie moje i mojego rodzeństwa wyglądało by właśnie tak. Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja wyciągnąłem pół wypalonego papierosa z ust i podałem mu go, a on uśmiechnął się wdzięcznie. Skinąłem głową, wchodząc do budynku. Szybko pobiegłem na czwarte piętro i otworzyłem drzwi kluczami. Spojrzałem przelotnie na korytarz i dopiero wtedy wszedłem do domu. W kuchni paliło się światło, więc zajrzałem tam i zauważyłem zaspanego Jaxona, próbującego złapać szklankę z szafki wiszącej na ścianie, stał na wysokim krześle, wyciągając ręce i jęcząc cicho, bo nie udawało mu się tego zrobić. Wszedłem tam, złapałem mojego brata, ściągnąłem go na ziemię i podałem mu szklankę. 
- Justin! - krzyknął, mocno tuląc się do moich nóg. Nie byłoby go tutaj, starającego się o szklankę, gdyby Jazmyn posłuchała mnie i zostawiła herbatę przy łóżku Jaxona. Kiedy się odsunął, przetarł piąstkami oczy i westchnął cicho. - Dasz mi pić, Justin? -zapytał, siadając na krześle, na którym przed chwilą stał. Skinąłem głową i podałem mu szklankę soku, który wyciągnąłem z lodówki. Potargałem mu włosy, kiedy oddał mi pustą szklankę. Złapałem go w ramiona i gasząc światło w kuchi, poszedłem do jego i Jazzy pokoju. Położyłem go w łóżku i spojrzałem na Jazmyn, ale rzecz jasna, nie było jej. Westchnąłem z frustracji, kiedy usłyszałem trzask drzwi. Usiadłem na jej łóżku, upewniając się, że nie zauważy mnie w ciemnościach. Po kilku minutach weszła do pokoju. Złapała jakieś ubrania z łóżka, które służyły jej za piżamę i zaczęła się przebierać, więc zabrałem wzrok z niej. Kiedy się położyła, nachyliłem się nad jej czołem i lekko je pocałowałem, na co cicho krzyknęła. 
- Pogadamy sobie jutro, siostro - powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Wiedziałem, że nie zostawię tego w taki sposób. Miała dopiero piętnaście lat i mogło jej się wszystko stać. 
Dochodziła już czwarta, a ja nie czułem zmęczenia, więc po prostu usiadłem w salonie i włączyłem telewizor, który ledwo już działał. Nie pomyślałem, że o tak później porze nic nie będzie lecieć, więc jak szybko włączyłem go, tak szybko wyłączyłem. Poszedłem do pokoju i przeczesując włosy dłonią, ściągnąłem z siebie ubrania i w bokserkach, położyłem się w łóżku. 
Arianne 
Otworzyłam oczy, czując się okropnie. Bolała mnie głowa, ponieważ wczoraj usnęłam bardzo późno. Moi rodzice nie dzwonili do mnie, więc albo się nie martwią, albo nie mają jeszcze pojęcia, że uciekłam. Michael zniknął mi z oczu wczoraj wieczorem, zamykając się w pokoju. Przez cały wieczór siedział cicho, kiedy ja prowadziłam rozmowę z Derekiem i Marie. Nie byłam pewna, czy był speszony, czy nie wiedział co powiedzieć, ale jednego miałam świadomość. Marie mu się podoba. 
Podniosłam się z łóżka i sięgnęłam po telefon, gdzie miałam wiadomość od Katiny, która kazała mi zadzwonić i zrobić konferencję z nią i Britney. Mimo, że bardzo nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, że jestem w tej dzielnicy, mieszkam tu przez jakiś czas, i to razem z moim bratem, ale one zasługiwały na wiedzę o tym. Zanim jednak wybrałam ich numery, ruszyłam do torby i wyciągnęłam z niej jakieś ubrania. Konkretniej krótką białą bluzkę, czarne spodnie ze skórki i po chwili je założyłam, usiadłam znów na łóżku. Podwinęłam nogawki spodni, a na nogi wciągnęłam białe trampki Converse. Dochodziła już dwunasta trzydzieści, na co wytrzeszczyłam oczy, jak to możliwe, że spałam tak długo? Wiedząc, że są na lunchu, wybrałam ich numer. Poczekałam chwilę i w końcu usłyszałam głosy moich przyjaciółek. 
- Cholera, Ari. Przyprawiłaś nas o zawał - jęknęła Britney, na co zachichotałam - Gdzie jesteś, myślałyśmy, że coś ci się stało - dodała. 
- Wszystko w porządku, po prostu pokłóciłam się z rodzicami i przyjechałam do Mike'a - odparłam. 
- I to jest powód, żeby nie przyjeżdżać do szkoły? Jesteś na pieprzonym końcu świata? Co z egzaminem z angielskiego? - zapytała Katina. 
- Skąd nagłe zainteresowanie nauką? - zakpiłam. To nie tak, że żadna z nas się nie uczyła, ale Katina była tą, która miała gdzieś naukę. Dlatego ją najbardziej kręcili chłopcy, którzy nie są do końca grzeczni i żeby jej nie obrazić, ta dzielnica była dla niej. 
- Nie martwię się sobą - warknęła - Tylko tobą, to ty masz dostać się na studia, nie bardzo się interesuję moją przyszłością, bo i tak będę musiała pracować w firmie mojej mamy - westchnęła - Zapomniałaś? - powiedziała po chwili. To prawda. Bez względu na jej oceny w szkole, jej mama powiedziała, że ma zostać prawnikiem. Miała głowę do takich rzeczy i była sprytna, więc również uważałam, że nadaje się do tego. No i pani Qeens, jej mama chce jej wszystkiego nauczyć. Moja mama była zwykłą panią domu, która nie wiedziała co to praca. 
- Oh, ale egzamin jest jutro, a ja przygotowywałam się od tamtego weekendu. Jeden dzień bez szkoły niewiele zmieni - westchnęłam, unikając odpowiedzenia gdzie jestem. 
- Gdzie Michael teraz mieszka? - usłyszałam Britney i zaklęłam, przysięgam. Zabiję je za tą ciekawość. 
- W... - zaczęłam zastanawiać się, czy odpowiedzieć. Manhattan to inny świat niż Bronx mimo, że leżą obok siebie. - Br... - kiedy tylko zaczęłam mówić, przerwała mi Katina. 
- Brooklyn? Laska, zawsze macie szczęście co do najlepszych miejsc w Nowym Jorku - powiedziała, udając wściekłość na mnie. Zachichotałam zdenerwowana. Będą chciały przyjechać, jestem tego pewna, ponieważ znam je od małego. 
- Nie, Katina, to nie Brooklyn - westchnęłam, przeczesując splątane po nocy włosy dłonią i próbując ukryć przed sobą wstyd. Mieszkaniec Manhattanu nie ma szansy na przeżycie tutaj, tak jest przynajmniej zakładane. Poza tym, takie coś jest niedopuszczalne, kiedy jesteś wysoko postawiony w społeczeństwie. Zapomniałam wspomnieć, że mój ojciec jest jednym z ważniejszych organów władzy w Nowym Jorku. Najważniejszym sędzią, więc naprawdę ma kasy jak lodu. No i stąd znam Katine, ponieważ zna jej mamę, która jest samotna. Wiecie ile razy myślałam, czy nie ma z nią romansu? Często wychodził rozmawiając przez telefon. Późno wracał. Nienawidziłam tej myśli. 
- Proszę, powiedz, że to nie to o czym myślę! - pisnęła. - Bronx! - powiedziała, a Britney ją uciszyła, jakby była obok. Z pewnością po Britney przyjechał jej tata, żeby spędzić z nią trochę czasu, ponieważ to był jedyny czas kiedy mogli porozmawiać. Szczęście, że mieli przerwę w jednym czasie, więc zawsze jedli lunch w drogiej restauracji, a ja im na pewno przeszkadzałam. Ja zawsze chodziłam z Katiną do McDonald's lub KFC. Rzadko spędzałyśmy je z Brit, cóż, rozumiałyśmy, że woli przeznaczyć to czterdzieści minut dla swojego taty. 
- Britney, jesteś z tatą? - zapytałam, na co ta mruknęła przecząco. - Więc jesteście razem? - dodałam, na co znów zaprzeczyła. Zmarszczyłam brwi w skonsternowaniu. 
- Poszła spotkać się z Mattem - odparła za nią Katina. Zacisnęłam szczękę na dźwięk tego imienia. 
- Matt McCarvey? - zapytałam bez emocji. Przysięgam jeśli to on, Britney nie ma co liczyć na to, że jej to wybaczę. Okazałaby się suką i tak jak rzadko używam tego stwierdzenia, teraz nadawałoby się idealnie. Ona jako jedyna o tym wiedziała i cóż, przypadkowo. Zawsze kryłam swoją sympatię do tego chłopaka, choćby dlatego, że był zadziornym i niegrzecznym chłopakiem, a ja grzeczną - do czasu - dziewczynką tatusia. Nikt nie wziąłby tego na poważnie, poza tym, nie lubiłam okazywać uczuć. 
- Tak - odparła, wypuszczając powietrze. Miałam ochotę wyrzucić telefon przez okno, wcześniej uderzając nim o ścianę, ale wiem, że jej by to nie zabolało, więc po prostu zacisnęłam mocniej dłoń, którą go trzymałam i wypuściłam cicho oddech, nie będąc świadoma, że zatrzymałam go w płucach. Uśmiechnęłam się chytrze, Britney oczekuje mojego gniewu, ale dostanie go w inny sposób. Zachowała się przeciwnie do zasad w naszej przyjaźni. Jeśli któraś wiedziała o tym, że lubimy jakiegoś chłopaka, nie było mowy o sprzątnięciu go jej z przed nosa, tak jak ona teraz to zrobiła. - Zanim się wkurzysz, zaprosił mnie wczoraj... 
- W porządku, s... Stara- powiedziałam słodko, poprawiając się zanim powiedziałabym coś co by ją obraziło - Wiecie, umówiłam się, więc muszę kończyć - westchnęłam. 
- Czekaj, to jesteś w Bronxie? - spytała Katina, a ja przytaknęłam. Wiedziałam, że zaraz zadzwoni sama, chcąc dowiedzieć się o co chodziło z Brit. 
Po rozłączeniu się, sięgnęłam do torby po kosmetyczke i wyszłam do łazienki. Mój telefon zadzwonił w kieszeni moich spodni, ponownie, więc wzięłam go do ręki i miałam rację. Imię i zdjęcie Katiny wyświetliło się na ekranie. Odebrałam, wchodząc do łazienki. Włączyłam na głośnomówiący i zaczęłam się malować. 
- Okeeeeey, Matt ci się cholernie podoba, prawda? - zapytała, a ja przewróciłam oczami, patrząc na swoje odbicie w lustrze. - Nawet nie masz pojęcia jak sztucznie zabrzmiałaś z tym cukierkowym "w porządku" - zaśmiała się. Nie wie skąd nagła wrogość do Brit, ale przytaknęłam. 
- Uhm, słuchaj nie chcę, żeby się wszyscy dowiedzieli o Bronx i w ogóle. Jesteś w stanie zatrzymać do dla siebie? - zapytałam z nadzieją. 
- Jasne, stara. Wiesz, że nigdy nie zawodzę, ale Brit zanim się rozłączyła, powiedziała, że zapłacisz za to jak ją potraktowałaś. Wiedziała, że chciałaś nazwać ją suką - westchnęła Kat, a ja wypuściłam powietrze z ust. Mimo, że tak naprawdę tu nie mieszkałam, wciąż tu byłam i wiadomo, że to i tak wstyd. Umyłam twarz i dokładnie ją wytarłam. 
- Po prostu ją powstrzymaj, okey? - powiedziałam, wiedząc, że to i tak nie będzie skuteczne. Nie będzie trzymać się przy niej dzień i noc póki nie wrócę. Zaczęłam się malować. Na twarz nałożyłam podkład i puder, zostawiając twarz jak najbardziej naturalną, zrobiłam cienkie kreski na oku i przejechałam po rzęsach maskarą. Uwielbiam szminki, więc musiałam nałożyć krwistoczerwoną szminkę. Po jakimś czasie, kiedy Kat poprawiła mi w miarę humor pożegnałam się i wyszłam z łazienki. Michaela nie było więc zapewne wyszedł już dawno do pracy. Weszłam do kuchni i wzięłam sobie jabłko, wiedząc, że więcej nie zjem z nerwów. Jeśli Britney rozpowie to szkole, mój telefon nie przestanie dzwonić, tego mam cholerną świadomość. Będą tam głównie obelgi, takie jak usłyszałam od mojej mamy. 
Wróciłam do pokoju i wyciągnęłam z torby kartę, ponieważ musiałam wypłacić gotówkę, by przeżyć przez te kilka dni. Nie zamierzam żyć na koszt mojego brata. Wzięłam również kluczyki do auta i czerwonoczarną koszulę w kratę, którą na razie zawiązałam w pasie, ale skoro później mam iść na mecz koszykówki, nie wiem, czy nie będzie mi zimno. Na głowę założyłam snackback i miałam nadzieję, że wyglądam w miarę w ich stylu. Wyszłam z domu, na komodzie znajdując dodatkowe klucze i zamknęłam drzwi. Na schodach spotkałam Dereka. 
- Hej - uśmiechnęłam się, a on skinął głową. - Chciałam się zapytać, czy wciąż jesteś w stanie pokazać mi, gdzie będę mogła wypłacić gotówkę. 
- Jasne - uśmiechnął się miło, a ja odwzajemniłam to, będąc wdzięczna. Wyszliśmy z bloku i udaliśmy się na podwórze. Ugryzłam któryś raz z kolei jabłko i poprawiłam włosy, które opadały mi na twarz. Kiedy już się tam znaleźliśmy, moje jabłko wypadło z mojej dłoni. Z początku myślałam, że to Mike wziął moje auto, ale mam kluczyki.
Ono zostało, kurwa, skradzione. To było cholernie denerwujące. Najpierw moje żółte Lamborghini, a teraz Ferrari. Wkurzyłam się niesamowicie, a Derek zmieszał się lekko, ponieważ żył w tym miejscu. Westchnęłam nie chcąc się bardziej denerwować. W dodatku straciłam moją szminkę Chanel.
~
Znów duża ilość tekstu i mało Justina. Wiem, przepraszam, w następnym rozdziale już coś się dzieję, a co najważniejsze w czwartym są sam na sam xd 
Zachęcam do komentowania i obserwowania, a także do zapisania się w karcie informowani ! 
Do następnego <3
 

poniedziałek, 19 maja 2014

one - nice home, bro

Arianne
Wywróciłam po raz kolejny oczami. Moi rodzice stali nade mną wściekli, ponieważ ponownie ich okłamałam, ale jak ich nie kłamać, skoro nic mi nie wolno? Stałam się więźniem mojego pokoju, nie ważne jak luksusowy i wielki był. Nienawidziłam siedzieć w nim w piątkowe wieczory, kiedy mogłam się bawić. O losie, czemu znów zostałam przyłapana?
- Arrianne Elizabeth Mercer, kiedy w końcu pozwolisz nam sobie zaufać? - powiedział spokojnie mój ojciec, to zadziwiające, kiedy on mógł tak po prostu stać z obłędem w oczach, wściekły na mnie, ale mówić z opanowaniem i mogę przysiąc, że widziałam łzy w oczach mojej matki. Przez kilka sekund zrobiło mi się jej żal, ale przypomniałam sobie, że kiedy błagałam ją na kolanach o wyjście z domu w sobotni wieczór, niemal płakałam z rękoma złożonymi do modlitwy, ona praktycznie wyśmiała mnie w twarz i mogę nawet powiedzieć, że sprawiło jej przyjemność to, że uziemiła mnie na weekend, który jest corocznym weekendem-imprezowym. I pierwszy raz mogłam mieć okazję do pojawienia się na niej, ponieważ wpuszczali od szesnastego roku życia, a moje urodziny w ostatnim czasie przypadały dwa-trzy dni po tym, więc wczoraj była to jedyna okazja. Oczywiście, rodzice musieli przyjść i po dłuższym zastanowieniu puścić mnie tam, ale mnie już nie było w moim pokoju.
- Odpowiesz mi, czy mam odebrać ci kartę kredytową i samochód? - warknął na mnie, już poirytowany ojciec.
- Jesteście niesprawiedliwi, macie tego świadomość? - powiedziałam, a w pewnym momencie załamał mi się głos. Nie miałam pojęcia, że mam ochotę płakać, więc przełknęłam ciężką gulę w gardle i zacisnęłam zęby, spinając się w sobie, żeby nie dać im powodu, żeby uznali mnie za słabą. Bo właśnie o to chodziło, chcieli, żebym okazała skruchę, ale nie robię tego, ponieważ przez całe życie byłam przykładnym dzieckiem i chyba mi się coś za to należy. Mam dosyć tego, że kiedy Britney i Katina bawią się ze znajomymi ja siedzę przy laptopie, oglądając jakieś filmy. Oni nawet nie wierzyli mi, że nie piję. Nienawidzę smaku alkoholu, więc nigdy nie będę go piła, tak przynajmniej sądzę. Są typem rodzica moje-dziecko-musi-być-święte-bo-co-pomyślą-inni-ludzie. Innymi słowy, dbali o reputację bardziej niż o własne dzieci. Dlatego Michael wyjechał na Bronx.
- My jesteśmy niesprawiedliwi? - zapytała mama, na którą przeniosłam wzrok. Nie płakała jeszcze, ale raz, po raz pociągnęła nosem. - A co z tobą, dziecko? Zachowujesz się jak niewychowany bachor. Nie potrafisz nawet dostosować się do naszych reguł i nie okłamywać nas! - krzyknęła.
- Takie reguły, przez które Michael  odszedł? A wiecie dlaczego? Zbierał na to od piętnastki i wczoraj skończył te cholerne osiemnaście lat i uwolnił się od was. - powiedziałam spokojnie, ponieważ miałam już totalnie gdzieś co się ze mną stanie.
- Więc, Arrianne, skoro twój brat to taki przykład dla ciebie to jedź do Bronxu, ale kiedy zajdziesz w ciążę, nie przychodź z tym do nas, dobrze, córeczko? - moja matka zwyczajnie dała mi do zrozumienia bym stąd odeszła. Czuliście sarkazm, kiedy mówiła córeczko? Mam ochotę zwyczajnie dać jej w twarz.
- Kristin! - krzyknął mój tata. Mimo, że był na mnie wściekły, wciąż nie pozwalał się tak do mnie zwracać. Byłam mu za to wdzięczna.
- Ted - moja mama posłała mu spojrzenie mówiące, to ja jestem matką, więc pozwól mi robić to w czym jestem najlepsza. No chyba nie. Wywróciłam oczami.
- Mama ma rację. Albo zastosujesz się do zasad, albo możesz jechać do Bronx - powiedział mój tata, po prostu się poddając. Świetnie. Podniosłam się zirytowana, nie czekałam na nic. Pobiegłam do pokoju i zaczęłam pakować swoje ubrania.
Tak, pojadę do Bronxu i nie obchodzi mnie, że to niebezpieczne i lekkomyślne, ale dłużej z nimi nie wytrzymam.
Schowałam ubrania, które są moimi ulubionymi, tak żeby starczyło na kilka dni. Parę wygodnych butów i czystą bieliznę. Z łazienki wzięłam swoje kosmetyki i cieszę się, że zmieściłam to wszystko do jednej torby sportowej. Ostatnie rzeczy, jak ładowarka, słuchawki i głośniki do mojego iPhone, schowałam do kieszeni po boku. Wzięłam całą odłożoną gotówkę jaką posiadałam i postanowiłam jeszcze, że w Bronx pójdę wypłacić pieniądze z mojej karty, bo byłam pewna, że moi rodzice od razu będą chcieli ją zablokować.
Wyszłam powoli z pokoju i dziękowałam za to, że mam duży dom, ponieważ nikt nie zauważy, że wyszłam. Nie w najbliższym czasie.
Poszłam do garażu i wsiadłam do mojego czarnego Ferrari. Kocham auta, to chyba moja największa miłość. Dlatego zawsze moi rodzice chcą zabrać mi samochód na pierwszym miejscu. Uwielbiałam wymknąć się w nocy i udać się na obrzeża miasta, gdzie jeździłam z wysoką prędkością, po to by nie myśleć jak chorą mam rodzinę. Każdy z nich był denerwujący na swój własny sposób. Nie licząc Michaela, z którym dogadywałam się jak z przyjacielem. Możliwe, że przez małą różnicę w wieku. Jest starszy o rok. Zanim wyjechałam z garażu, wyciągnęłam telefon, wybrałam numer mojego brata, włączyłam na głośnomówiący i rzuciłam komórkę na deskę rozdzielczą. Przekręciłam kluczyki i nacisnęłam pedał gazu, po czym wyjechałam z garażu i zamknęłam go za sobą pilotem. Po kilku sygnałach odebrał mój brat.   
- Ari? - powiedział zdziwionym głosem. Rozmawialiśmy nieco ponad dwie godziny temu, więc mógłbyć lekko zdezorientowany. Uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu, ponieważ tylko on mógł pomóc mi, kiedy byłam w dołku.
-Mike - powiedziałam zdrobniale i zagryzłam wnętrze policzka, kiedy dojeżdżałam do wyjazdu z naszego prywatnego i strzeżonego osiedla. Na szczęście nie było późno, więc nie musiałam nikogo wrabiać, że jadę do całodobowego marketu, bo skończyło się mleko albo, że miałam ochotę na paczkę ciastek. Takimi rzeczami zajmowała się nasza gosposia, ale zawsze w to wierzyli albo po prostu przymykali oko na to, że się wymykam, bo moi rodzice surowo zabronili wypuszczania mnie po dziewiątej trzydzieści. - Czekaj sekundę - powiedziałam do brata i otworzyłam szybę od strony pasażera i lekko podniosłam się, żeby lekko opaść na fotel obok, opierając się na łokciu.
- Panienka Mercer, gdzie się pani wybiera - Jerry, jeden z ochroniarzy uśmiechnął się miło, nachylając przy oknie.
- Postanowiłam odprężyć się i wybrać na kort tenisowy, Jerry - uśmiechnęłam się wesoło, ukrywając moją złość na rodziców. Moja druga miłość to tenis, który jest naprawdę dobry do tego, żeby się odstresować.
- Dobrze, w takim razie miłej gry i dnia - powiedział, po czym uchylił rogatkę, bym mogła wyjechać z podjazdu.
- Formalnie, siostro - głos Michaela z telefonu rozniósł się po wnętrzu samochodu, kiedy zamykałam okno.
- Cokolwiek - westchnęłam i machnęłam ręką mimo, że nie mógł tego zobaczyć. - Jesteś w stanie mi pomóc, prawda bracie? - powiedziałam i wyjechałam na główne ulice Manhattanu. Przez moment nie usłyszałam odpowiedzi, ale bardziej skupiłam się na drodze. Niestety, kiedy stanęłam w korku zaklęłam pod nosem.
- Jasne, jeśli nie chodzi o pieniądze, jestem do dyspozycji. - powiedział miłym i troskliwym głosem starszego brata. Nienawidziłam tej strony jego, kiedy przychodziłam z chłopakiem do domu, a jego czerwona lampka się zapalała, wtedy używał tego bardzo troskliwego głosu.
- Przenocuj mnie przez dwa-trzy dni - poprosiłam z nadzieją. Zamilkł, a ja wyciągnęłam jasnoróżową szminkę Chanel ze schowka i nią pomalowałam swoje malinowe usta. Kiedy samochody przede mną ruszyły, zrobiłam to samo i powoli zbliżałam się do granic Manhattanu.
- Nie mogłabyś poprosić Katiny bądź Britney. Tutaj nie jest bezpiecznie - westchnął. Zmarszczyłam brwi, on tam mieszka i wciąż żyje, więc mi też się nic nie stanie.
- Tam rodzice przyjadą po mnie, Bronx to dzielnica, do której nawet nie zbliżą się na kilometr - wyjaśniłam przejeżdżają obok ostatniej stacji metra przed wjazdem na granicę Bronxu. Tutaj wszystko zaczęło zmieniać się w brzydkie i biedne.
- Dokładnie, ty też powinnaś zostać na Manhattanie - odparł, ale kompletnie nie zwróciłam na niego uwagi. Widziałam tylko białego chłopaka bijącego przypartego do muru czarnoskórego. Zwolniłam, przykładając do ust dłoń. Murzyn miał złote zęby i długie dredy, tego który wymierzał ciosy nie widziałam, ponieważ odwrócony był do mnie tyłem.
- Nieważne, gdzie mieszkasz. Adres - powiedziałam przerażona. Pod budynkami leżeli pijani bezdomni, kilka dziewczyn świeciło ciałem z nadzieją na zarobek i jakaś grupka czarnoskórych chłopaków, konkretniej be-boye tańczyli na sklejonych kartonach do muzyki, która niekoniecznie była w moim stylu, ponieważ był to rap. Złapałam z kilkoma osobami kontakt wzrokowy i widziałam tylko pogardę w ich oczach.
- Nie, błagam. Powiedz, że to nie twoje auto widzę - powiedział, a ja rozejrzałam się i widząc go z czarnoskórą dziewczyną na jakiś schodach, zatrzymałam się i wysiadłam, sprawdzając, czy dokładnie zamknęłam auto. Podeszłam do nich powoli, bojąc się obłędu w oczach dziewczyny. Wyglądała na wściekłą. W dodatku wyglądała na taką, która lubi bójki uliczne. Miała na sobie krótki gorset, który odsłaniał jej płaski, umięśniony brzuch, czerwoną bejsbolówkę i szare, obcisłe dresy i adidasy za kostkę. Jej włosy tworzyły fryzurę przypominającą afro. Była śliczna, ale zdecydowanie nie była odpowiednia dla mojego brata. On jest... Poukładany, a ona raczej typem szalonej i niebezpiecznej dziewczyny.
- Arianne, jesteś cholernie pokręcona, dziewczyno - warknął Michael i podszedł do mnie, mocno mnie ściskając.
- To twoja dziewczyna? - zapytałam cicho, przy jego uchu.
- Nie, jesteśmy sąsiadami - wyjaśnił równie cicho.
- Też tęskniłam, bracie - powiedziałam normalnie i odsunęłam się od Mike'a.
- Arianne, to Marie, Marie to moja siostra, Arianne - przedstawił nas sobie, a Marie uśmiechnęła się, dla mnie dosyć szczerze. Chyba uspokoiło ją to, że okazałam się siostrą Michaela. Fuj, jeśli pomyślała, że na niego lecę.
- Musimy, gdzieś indziej zaparkować to auto, ponieważ moje już zostało skradzione - jego twarz spochmurniała, a ja rozszerzyłam oczy.
- Błagam, powiedz mi, że samochód, który kochałam bardziej od ciebie, wciąż jest w twoich łapach - warknęłam. - To cudo, Boże moje wspaniałe żółte Lambo, po prostu zniknęło - splunęłam.
- Ari, ono zostało skradzione. Gdybym wiedział, że coś takiego się tu dzieje, przyjechałbym metrem - westchnął. Wzdrygnęłam się na to słowo. Na peronie zawsze śmierdziało ludzkimi odchodami i było tak brudno. Ale co mnie bardziej dziwiło, to to, że stacje w Brooklynie były ładniejsze mimo, że jesteśmy bogatszą dzielnicą. Nie mogę sobie wyobrazić, jak wyglądało ono tutaj.
- Spójrz, kolejna biała! - ktoś warknął niedaleko za moimi plecami. Marie stąpnęła do przodu.
- Jeszcze słowo, Candy a poobijam ci tą sztuczną twarz - powiedziała zimnym głosem, którego się przeraziłam. Odwróciłam się powoli i zobaczyłam Murzynkę z farbowanymi na blond włosami i obok niej jakiegoś chłopaka, który był ciemniejszy od niej.
- Teraz zadajesz się z bogatymi białasami, Maria? - powiedział chłopak, uśmiechając się chytrze, a jego towarzyszka zaszydziła z niej w innym języku.
- Marie - splunęła niemal jadem. Spojrzałam na Michaela, rozumiejąc o co mu chodzi. Posłał mi wymowne spojrzenie typu a nie mówiłem. Zauważyłam ruch obok mnie, a po chwili damski wrzask. Marie ciągnęła za włosy tą Murzynkę, która miała na imię chyba Candy, czy jakkolwiek inaczej. Po chwili wylądowały na ziemi, bijąc się. Marie usiadła na tej drugiej okrakiem i zaczęła uderzać ją po twarzy pięściami. Boże, dlaczego to musi się dziać kiedy ja tu jestem?
Michael podszedł i oderwał Marie od drugiej dziewczyny, a tamten chłopak pociągnął ją dalej, żeby obydwie były jak najdalej od siebie. Byłam przerażona, że sama chciałam się tu znaleźć. Nie sądziłam, że nie będę tutaj aż tak bardzo pasować, ale nie zamierzałam odejść z podkulonym ogonem tylko dlatego, że przeraziło mnie kilka bójek na tej ulicy. Rozejrzałam się i jedyne na co zwróciłam uwagę to wysoki chłopak, z włosami w nieładzie, cały we krwi. Ale najważniejsze było to, że jest biały. Kiedy się zastanowiłam bardziej, zrozumiałam, że to chłopak, który bił czarnoskórego ze złotymi zębami. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, był zniewalający. Nie obchodziło mnie, że jest cały brudny od krwi, prawdopodobnie nie swojej. Wciąż pozostawał cudowny, ponieważ był cholernie seksowny. Mogłabym rzucić się na niego w jednej sekundzie.
Kiedy spojrzał na mnie, a nasze spojrzenia się spotkały na jego usta wtargnął nikczemny uśmieszek, a ja wciągnęłam powietrze, ponieważ zauważył mnie. Ta chwila szybko minęła, bo po prostu spojrzał przed siebie i przywitał się z kolejnym czarnoskórym. Spojrzałam na mojego brata i Marie.
- Więc, mogę na kilka dni u ciebie zostać? - zapytałam z nadzieją, ponieważ chciałam uwolnić się od rodziców na kilka dni. Oh, przestań, chcesz poznać tego chłopaka. Wewnętrzna suka parsknęła na mnie, zadowolona z siebie. Odgarnęłam to od siebie i dalej czekałam na reakcję Michaela, jak ja nienawidzę jego pełnego imienia.
- Skoro już się tu znalazłaś, to zapraszam - wykonał gest ręką, zapraszając mnie do środka - ale daj mi kluczyki, zaparkuje to cacko w środku, na podwórzu, może nie ukradną go jak mojego - westchnął. Skinęłam głową, wyciągnęłam torbę, wcześniej otwierając drzwi i podałam mu kluczyki od Ferrari. - Marie zaprowadzisz ją? - zapytał po chwili a ta przytaknęła, więc wręczył jej pęk kluczy. Najpierw otworzyła drzwi klatki, po czym weszłyśmy do środka. Smród moczu dostał się do moich nozdrzy, a ja wzdrygnęłam się, porównując to do stacji metra, które nie pachniały ani lepiej, ani gorzej. Westchnęłam kręcąc głową i poprawiłam spadający mi bagaż. Szłam za Marie, ponieważ nie mieli tu windy.
- Właściwie, to na jakim piętrze mieszka? - zapytałam z czystej ciekawości, a Marie nie odwróciła się do mnie.
- Dziewiąte - odparła, a ja przytaknęłam, wiedząc, że moje nogi w tych botkach za chwilę odpadną, ale szłam w zaparte. W końcu Marie otworzyła jedne z drzwi i podała mi klucze. Wpuściła mnie.
- Wiem, że tak jakby tu nie mieszkam - odezwałam się niezręcznie, a ona na mnie spoglądnęła - Ale może wejdziesz? - zaproponowałam z uśmiechem. Ona westchnęła i pokręciła głową w niezgodzie.
- To nie tak, że jestem blisko z twoim bratem, ja po prostu jestem jedyną, która przyjęła go bez obelgi "biały w naszej dzielnicy". Ja wiem o co tak naprawdę im chodzi. Zazwyczaj Latynosi i Afroamerykanie są w gorszej sytuacji, a kiedy pojawia się tu bogacz, to po prostu samo się to ciśnie na język - powiedziała - Poza tym, mam coś do zrobienia na mieście - powiedziała.
Co można robić tutaj, oprócz bicia się, zakpiłam w myślach i przytaknęłam głową. Dołączył do nas mój brat, a Marie pożegnała się z nim skinieniem głowy i zbiegła po schodach. Michael wszedł do środka zaraz za mną.
- Ładny dom, bracie - zażartowałam.
- To było najtańsze w całym Nowym Jorku, bez przesady. Da się mieszkać. Czasem słychać rożne odgłosy z ulicy albo zza ściany, ale jest w porządku - wzruszył ramionami, ale widziałam w jego oczach, że to sprawia, że jest smutny, bo na pewno tęskni za luksusowymi rzeczami, jak łazienka wielkości jego salonu, czy nawet pokój gier w naszej willi.
- Ej, podoba mi się tu. To tak jak wygląda na filmach - uśmiechnęłam się i weszłam w głąb. Mimo, że od ścian odchodził tynk, ukazując wyżartą cegłę, w powietrzu unosił się zapach wilgoci i moczu z korytarza, to było całkiem przytulnie. Nie najlepsze miejsce na własne pierwsze mieszkanie mojego brata, ale szło się przyzwyczaić. Michael skinął głową i wyprzedził mnie, po czym otworzył jedne z drzwi. Ukazał się malutki, skromny pokój, gdzie było nowe łóżko i kilka starych mebli, jak komoda i szafa. Mój brat podrapał się po karku i lekko się uśmiechnął.
- Witaj w domu! - powiedział pół-żartem, pół-serio. Przewróciłam oczami i odwróciłam się przodem do niego. Mocno go przytuliłam i uśmiechnęłam się do niego.
- Doceniam to, że przyjąłeś mnie tutaj - mrugnęłam do niego - A teraz pozwól przyzwyczaić mi się do tego pokoju - zaśmiałam się i wkroczyłam do środka. Michael po chwili zniknął i mogłam usłyszeć jak stawia czajnik na gazie. Usiadłam na jednoosobowym łóżko i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ten pokój był ładniejszy od małego przejścia między pokojami a łazienką, zapewne. Jego ściany miały odcień łososiowy, ale wpadał w biel, więc na pierwszy rzut oka wyglądał na biały, jak w szpitalu. Oświetlało je słońce wpadające do środka przez duże okno, zachodziło już więc panował lekki półmrok. Było tu pusto, więc z pokoju nikt nie korzystał na to wygląda. Rzuciłam torbę pod ścianę przy łóżku i wyszłam z pokoju, chcąc skorzystać z łazienki. 
- Mike, gdzie łazienka? - zawołałam i usłyszałam gwizd czajnika. 
- Pierwsze drzwi po lewej od twojego pokoju - odparł, wychylając się zza framugi wejścia, zapewne do kuchni. - Chcesz herbaty? - zaproponował, ale pokręciłam głową lekko się uśmiechając. Weszłam do łazienki, tak jak pokierował mnie Michael. Pomieszczenie nie było duże, umywalka, prysznic i toaleta. Nic specjalnego. Podeszłam do lustra wiszącego na ścianie. Moja twarz była bez makijażu, ale wciąż nie wyglądałam najgorzej. Jedynie na ustach znajdowała się szminka, która trochę odciągała wzrok od mojej zmęczonej twarzy po wczorajszej imprezie. Związałam włosy w wysokiego kucyka i przemyłam twarz zimną wodą. Poczułam się trochę lepiej. Wytarłam ją w ręcznik wiszący obok, po czym wyszłam z łazienki i udałam się tam, gdzie przed chwilą urzędował mój brat. I wciąż tam był, ale siedział z telefonem przy twarzy, popijając herbatę. Na zewnątrz zrobiło się już dość ciemno, a ja chciałam iść pobiegać, tak jak robiłam to codziennie, ale szczerze mówiąc, bałam się, że coś mi się stanie. 
- Marie, może wpadniesz na kolację, poznasz się z Arienne - mój brat powiedział do komórki i wiedziałam, że rozmawia ze swoją sąsiadką. - To przyjdź z nim - dodał zachęcająco po chwili. Pokręciłam głową na to, jak zdesperowany był. Przetarł dłonią twarz, a ja parsknęłam śmiechem, przez co rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie. Rozejrzałam się po kuchni, a mój wzrok padł na lodówkę, więc od razu podeszłam tam. Wyciągnęłam sok pomarańczowy i postawiłam go na blacie. - Świetnie, w takim razie czekam - powiedział zadowolony. Spojrzałam na niego, w momencie, kiedy posłał mi spojrzenie, które wręcz błagało o pomoc. Skinęłam głową, będąc bezradna. Sięgnęłam z lodówki jeszcze pomidory i ogórka, razem z sałatą. Zdziwiłam się, że Michael ma to w lodówce. Wzięłam również bekon i jajka, postanowiłam zrobić jajecznice. Nie zrozumcie tego, że nie umiem gotować. Umiem, ale to co jest w tej lodówce nadaje się tylko na to. 
-*-
- Cześć, Marie - usłyszałam przy drzwiach, kiedy mój brat witał 'gości'. - Michael - dodał. 
- Derek - ktoś odparł i usłyszałam, jakby klaśnięcie, więc chyba podali sobie dłonie. Starałam się szybko wyrobić z nakładaniem jedzenia na talerze, po czym pobiegłam do pokoju zmienić koszulę, którą ubrudziłam pomidorem. Nie wiem jak, ale niestety tak zrobiłam. Założyłam burgundowy sweterek i szybko wróciłam do kuchni, gdzie siedzieli. Kuchnia to zdecydowanie największe pomieszczenie w tym mieszkaniu. Spojrzałam na Marie i chłopaka obok niej, również czarnoskórego. 
- Am, jestem Arianne - uśmiechnęłam się, podając dłoń chłopakowi. 
- Derek - odparł równie miło, miał aurę badboya. Na jego przedramionach, które jedyne były odkryte, ponieważ miał bejsbolówkę, a jej rękawy podciągnął do łokci, widniały tatuaże, na jednym sięgał aż do zewnętrznej części dłoni. Oprócz tego miał zafarbowane na platynowy blond włosy, a na jego lewym uchu był kolczyk. Szyję również miał w tatuażach. Jeśli powiedziałbyś mi wczoraj, że są tu tak seksowni kolesie, wyśmiałabym cię. Moi rodzice wpajali mi, że ta dzielnica jest biedna, a ludzie chodzą w podartych i brudnych ubraniach, a w dodatku cuchną potem i rozkładem. 
Kiedy zaczęliśmy jeść, patrzyłam na brata, który wlepiał wzrok w Marie. Widziałam, że się krępuje, czując jego spojrzenie na sobie. Zmrużyłam oczy, myśląc nad tym, co zrobić, żeby nie czuła niezręcznie. Postanowiłam zacząć rozmowę, ponieważ nikt się do tego nie palił. 
- Więc - żachnęłam - Jesteście rodzeństwem, tak? - zapytałam, szukając w nich podobieństw, ale tylko jedno zauważyłam. Oczy, były identyczne. Mocno brązowe, w odcieniu gorzkiej czekolady. 
- Tak, właściwie to przybranym. Mam innego ojca - westchnęła Marie - ale od dwóch lat mieszkamy sami - wzruszyła ramionami. 
- Nasi rodzice zostali w Brazyli, tam gdzie się urodziliśmy - powiedział Derek - Jedynie mój ojciec gdzieś się tutaj kręci. Czasami mam ochotę zabić go, kiedy przychodzi po pieniądze. Jakbyśmy my mieli go jak lodu - warknął, odsuwając od siebie talerz. Zastanawia mnie to, że tak po prostu mówią nam o tym, skoro znamy się od godziny, z Marie od może dwóch. To chyba musi być trudny temat, znaczy, nie dość, że nie mieszka się z rodziną to, własny ojciec przychodzi po tylko i wyłącznie pieniądze. Skinęłam głową w zrozumieniu, przełykając ślinę. Byli mili, jak dla białych, jak to lubili na nas wołać. Podobało mi się to, że nie mają z tym problemu, zapewne jako jedni z niewielu. 
- Właściwie, to dlaczego nie jesteście przeciwko nam, jako białym? Nienawidzicie nas w końcu - mruknęłam cicho, nie chcąc wyprowadzić ich z równowagi. Marie uśmiechnęła się patrząc na swojego brata. 
- Mamy dwoje przyjaciół o waszym kolorze skóry, no i wy też to ludzie - Marie była strasznie miłą osobą, jak na dziewczynę, która rzuca się na jakąś łaskę na ulicy. Derek był mi znajomy, ale nie wiem skąd. Prawdopodobnie widziałam go, kiedy tutaj jechałam, czy coś. 
- Idziesz ze mną jutro, zobaczyć jak Derek i inni grają w kosza? - zaproponowała mi, a ja skinęłam głową w zgodzie. Nie chciałam tutaj siedzieć. Nie po to uciekłam od rodziców na kilka dni, by zmarnować je. Spojrzałam na Michaela, który skinął głową. Właściwie nie miałam powodów by go pytać, ale Bronx jest niebezpieczny, a jeśli ufa Marie, ja ufam jej. 
- Ja i tak nie mogę, idę do pracy - odezwał się, a ja zmarszczyłam brwi. Był tutaj dopiero kilka dni i już znalazł pracę. Wow. 
- Właściwie.. Jest tutaj jakiś bankomat? Chciałabym wypłacić trochę pieniędzy, zważywszy na to, że nasi rodzice, kiedy dowiedzą się, gdzie poszłam zablokują mi wszystkie środki - westchnęłam, a Marie skinęła głową.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Ari. Jest późno coś może ci się stać - westchnął Michael, a ja przytaknęłam głową, ponieważ miał rację.
- No dobrze - wypuściłam powietrze, nie będę mogła pozwolić sobie na to, by trzymać pieniądze przy sobie, ale miałam też gotówkę w torbie, więc powinno mi to wystarczyć.
- Ja muszę i tak coś zrobić, więc chodź ze mną, najwyżej poznasz kilku moich znajomych - Derek uśmiechnął się miło, a ja przeniosłam wzrok na Michaela, a on pokręcił głową przecząco. Właściwie, też bym mu nie ufała.
- Może jutro, teraz jestem zmęczona - udałam ziewnięcie - A rodzice i tak pewnie myślą, że zamknęłam się w pokoju i nie będę się do nich odzywać - wzruszyłam ramionami.
Skończyliśmy jedzenie i pożegnaliśmy się, a ja udałam się do pokoju, po prowizoryczną piżamę i poszłam do łazienki odświeżyć się i położyć, by przygotować się na jutrzejszy dzień. Pierwszy raz w życiu opuszczę szkołę.
~
Pierwszy rozdział za nami. Wiem, że dzieje się niewiele i przepraszam, że musiałyście przebrnąć przez tak dużą ilość tekstu! Musiałam jednak jakoś zacząć tego bloga, a nie chcę żeby poznawali się w pierwszym rozdziale i od razu było między nimi gorąco. Na razie jednak poznaliście Michaela, Marie, a nawet Dereka, jednego z ważniejszych bohaterów. 
W następnym rozdziale pojawi się trochę Justin i jego życia, ale wciąż nie spotka się z Arianne. Bardzo staram się, by historia nie była przewidywalna, staram się wymyślić coś innego, mimo że B.R.O.N.X mnie do tego natchnął, to nie chcę by było to identyczne, kubek w kubek. Więc mam nadzieję, że będzie wam się podobać.
Proszę gorąco o komentarze, wiem, że pierwszy rozdział jest naprawdę nudny, nawet dla mnie, ale zostańcie przynajmniej do 3, a wtedy oni się poznają i będzie trochę ich momentów.
Zapisujcie się w zakładce informowani i do następnego rozdziału! <3
Mam nadzieję, że nie ma błędów :)

wattpad