Justin
Muzyka rozprzestrzeniała się w moich uszach, kiedy razem z Derekiem siedziałem przy barze, pijąc piwo. Nie wiedziałem ile spędziliśmy w tym klubie, ale bez zabawy z Jackie, z którą nieziemsko mogłem się pieprzyć bez z zobowiązań, nie było w porządku. Wytłumaczyła się, że musi zostać ze swoim synkiem, ponieważ jej mama miała nocną zmianę. Kto normalny ma nocną zmianę w niedzielę? Poza tym był to już któryś raz z rzędu, kiedy się tym tłumaczy. Równa się to z tym, że jestem w potrzebie seksualnej. Wypiłem do końca piwo i nie zwracając uwagi na mojego przyjaciela, poszedłem na parkiet, gdzie dorwałem pierwszą dziewczynę, która dobrze kręciła tyłkiem. Potrzebowałem trochę zabawy, ale byłem tak jakby przywiązany do jednej dziewczyny. Mieliśmy układ przyjaciół z korzyściami, więc nawet jeśli nie byłem z nią w związku, miałem z nią umowę. I jakby nie patrzeć, tutejsze dziewczyny mogą być zarażone jakimiś chorobami wenerycznymi. Nie liczę na jakiegoś HIV-a albo rzeżączkę. Dziewczyna mocno przycisnęła tyłek do mojego krocza i zaczęła na mnie napierać. Była nachalna.
- Bieber! - ktoś zawołał, więc odwróciłem się i zobaczyłem Marie. Zostawiłem laskę, która nie dawała mi spokoju i zacząłem tańczyć z siostrą Dereka. Byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a ja ceniłem sobie takich ludzi. Może i wydawałem się dupkiem, ale nie w stosunku do osób, które były przy mnie w najgorszych momentach.
- Mamy nową laskę w dzielnicy - powiedziała, zarzucając mi ręce na szyję. - Bogata dziewczyna z Manhattanu. Kojarzysz tego Michaela - spojrzała na mnie.
- Jak mógłbym nie pamiętać, skoro nawijasz o nim na okrągło - zakpiłem, układając dłonie na jej biodrach. Wywróciła oczami, co dostrzegłem ledwo w tych nikłych światłach. Nie lubiła, kiedy z niej żartowałem, ale to ona była dziewczyną w naszej trójce i to ja z Derekiem mieliśmy powód, żeby jej nie rozumieć, kiedy chodziło o chłopaka.
- Jak mógłbym nie pamiętać, skoro nawijasz o nim na okrągło - zakpiłem, układając dłonie na jej biodrach. Wywróciła oczami, co dostrzegłem ledwo w tych nikłych światłach. Nie lubiła, kiedy z niej żartowałem, ale to ona była dziewczyną w naszej trójce i to ja z Derekiem mieliśmy powód, żeby jej nie rozumieć, kiedy chodziło o chłopaka.
- Cokolwiek - prychnęła i przysunęła się bliżej - To jego siostra - dodała po chwili, a ja wzruszyłem ramionami.
- Bogata biała w tym miejscu nie ma szansy na przetrwanie - powiedziałem nieprzejęty, ponieważ wiedziałem jak traktuje się tutaj ludzi o moim kolorze skóry, w dodatku bogatych.
- Jest gorąca, możesz się nią zając, Biebs - powiedziała, uśmiechając się jak głupia, na co wywróciłem oczami. To nie było tak, że zaliczałem każdą po kolei, ale uznawano mnie za takiego, ponieważ spałem z większością dziewczyn w tym klubie, czy dzielnicy. Nie wiem, czy miałem szczęście, czy miałem na tyle trzeźwy umysł, żeby się zabezpieczyć, bo jeszcze nie wpadłem. Nie wiem, czy byłbym w stanie zająć się moim rodzeństwem, bachorem i laską, która żerowała by na mnie.
- Nie z każdą gorącą dziewczyną muszę spać, Marie - westchnąłem trochę za bardzo roztargniony. Tak strasznie brakowało mi seksu, że nie chciałem nawet o tym rozmawiać.
- Jakkolwiek chcesz to wytłumaczyć, była w twoim typie koleś. Znam cię na tyle, żeby wiedzieć jakie białe laski lubisz, Bieber - uśmiechnęła się zadowolona. Przysięgam, że miałem ochotę zetrzeć jej ten uśmieszek z twarzy, ale był tak rzadki, że nie chciałem psuć jej humoru jakimiś głupimi docinkami. Wzruszyłem ramionami.
- Psy! - usłyszałem, więc od razu zebrałem się do biegu, ciągnąc Marie za nadgarstek, prosto do wyjścia z prowizorycznego klubu. To nie było coś, czego bym wcześniej nie robił, więc wiedziałem jak postępować, by nas nie złapali. Zaraz przy wyjściu pociągnąłem Marie w prawo, po czym skręciłem za stary magazyn, w którym byliśmy i pobiegliśmy przez pole, które kilka lat temu spłonęło. Oczywiście porachunki gangów, czy inne gówno, ale to była szansa by uciec. W dodatku nie było tak daleko do głównych ulic Bronxu, co dało nam możliwość szybkiego znalezienia się w domu. Niestety nie miałem pojęcia co działo się z Derekiem, od momentu, kiedy poszedłem tańczyć.
- Zwolnij - sapnęła Marie, skutecznie mnie zatrzymując, opierała się całym swoim ciałem, by nie iść dalej - Już ich zgubiliśmy, Justin - powiedziała, a ja odwróciłem się w jej stronę na sekundę i spojrzałem za nią. Rzeczywiście, było czysto i cicho, więc skinąwszy głową poszedłem do przodu wolnym krokiem. Błagałem, by Marie zamknęła swoją buzię, bo miałem dość jej gadania na dzisiejszy dzień. - Właściwie - zaczęła, a ja przewróciłem oczami. - To, jutro przychodzi obejrzeć mecz koszykówki ze mną - powiedziała. Złączyłem brwi w skonsternowaniu.
- Kto? - zapytałem od niechcenia i sięgnąłem do kieszeni dżinsów, przypominając sobie o skręcie, czekającym tylko na to, aż się wypali. Marie westchnęła zdenerwowana, tak jakbym był kimś, kto nie słuchał jej od kilkunastu minut.
- Siostra Michaela! - warknęła, wracając do rozmowy z parkietu. Skręciłem do parku, mając nadzieję, że pójdzie szukać Dereka, bo szczerze, nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje. Kiedy zasiadłem na oparciu pierwszej ławki, którą napotkałem, zaczął wiać silny wiatr, a Mulatka wciąż była za mną. Kiedy uświadomiłem sobie co do mnie powiedziała, mruknąłem przekleństwo.
- Marie, kiedy zrozumiesz, że ludzie, których ty lubisz, inni nie muszą? - westchnąłem, odpalając jointa w moich ustach. Mocno zaciągnąłem się marihuaną, a Marie spojrzała na mnie z urazą wymalowaną w oczach. Nie wiedziałem dlaczego, ale wydawało mi się, że znam ją bardziej, niż ona sama, ponieważ nie wiedziała w jaki sposób pokazywała wszystkie emocje, jednym spojrzeniem. Możliwe, że byłem na to wyczulony, nie mniej jednak, była czasami jak otwarta książka.
- Przysięgam, że jeśli jej nie polubisz to jej więcej nie przyprowadzę - uśmiechnęła się miło do mnie, na co przez chwilę myślałem. Szczerze, mówiąc, Marie dobrze wiedziała jakie dziewczyny mi się podobają, więc mogla mieć racje.
- W porządku, oby nie była zarozumiała - westchnąłem, podając jej skręta. Skinęła w podzięce i pociągnęła długiego bucha. Była nieliczną dziewczyną, która wie jak zachować się w danej sytuacji. Kiedy facet potrzebował pomocy, co było dość żenujące, wiedziała co powiedzieć. Kiedy była bójka, jako jedyna laska wtrącała się i biła, nawet z facetami, którzy, nie tknęli jej, ponieważ nawet jeśli jest się kryminalistą zazwyczaj wciąż ma się szacunek do kobiet. Zwłaszcza, że czarnoskórzy traktują swoje matki z jeszcze większym szacunkiem, niż samego siebie.
Marie wyciągnęła telefon i zapewne wybrała numer Dereka, po czym włączając głośnomówiący, wystawiła między nas złotego Iphone'a. Mieliśmy takie telefony tylko ze względu na to, jak w trójkę zarabialiśmy, musieliśmy eliminować innych, sprzedawać prochy i kradzione towary, a w zamian dostawaliśmy co chcieliśmy. Po kilku sygnałach odebrał. Zdyszany z początku nie mógł nic powiedzieć i kaszląc, zapewne z wysiłku w końcu się odezwał.
- Musiałem spierdalać przed pieprzoną psiarnią. Nienawidzę, kiedy muszę biec przez kilkanaście przecznic. - warknął do telefonu, próbując unormować oddech. Zaśmiałem się z niego, nie czując, że marihuana w ogóle na mnie działa.
- Miałeś samochód, stary - powiedziałem po chwili, dalej śmiejąc się. Derek nie odezwał się przez chwilę, zapewne wymyślając jakąś obelgę.
- Jakbym kurwa zdążył - powiedział - to bym nie biegł, prawda? - warknął ironicznie, przez co znów się zaśmiałem.
- Jesteś idiotą, koleś. Znasz drogę, którą zawsze uciekamy, co cię powstrzymało? - zapytałem, już normalnie, a on westchnął. Wypuściłem dym z ust, unosząc głowę w stronę nieba, które było czarne. Było już naprawdę późno, moje rodzeństwo zapewne już spało. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiam ich samych, tak jak za każdym razem, ale wiedziałem, że Jazzy zajmie się dobrze Jaxonem i domem.
- Zwolnij - sapnęła Marie, skutecznie mnie zatrzymując, opierała się całym swoim ciałem, by nie iść dalej - Już ich zgubiliśmy, Justin - powiedziała, a ja odwróciłem się w jej stronę na sekundę i spojrzałem za nią. Rzeczywiście, było czysto i cicho, więc skinąwszy głową poszedłem do przodu wolnym krokiem. Błagałem, by Marie zamknęła swoją buzię, bo miałem dość jej gadania na dzisiejszy dzień. - Właściwie - zaczęła, a ja przewróciłem oczami. - To, jutro przychodzi obejrzeć mecz koszykówki ze mną - powiedziała. Złączyłem brwi w skonsternowaniu.
- Kto? - zapytałem od niechcenia i sięgnąłem do kieszeni dżinsów, przypominając sobie o skręcie, czekającym tylko na to, aż się wypali. Marie westchnęła zdenerwowana, tak jakbym był kimś, kto nie słuchał jej od kilkunastu minut.
- Siostra Michaela! - warknęła, wracając do rozmowy z parkietu. Skręciłem do parku, mając nadzieję, że pójdzie szukać Dereka, bo szczerze, nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje. Kiedy zasiadłem na oparciu pierwszej ławki, którą napotkałem, zaczął wiać silny wiatr, a Mulatka wciąż była za mną. Kiedy uświadomiłem sobie co do mnie powiedziała, mruknąłem przekleństwo.
- Marie, kiedy zrozumiesz, że ludzie, których ty lubisz, inni nie muszą? - westchnąłem, odpalając jointa w moich ustach. Mocno zaciągnąłem się marihuaną, a Marie spojrzała na mnie z urazą wymalowaną w oczach. Nie wiedziałem dlaczego, ale wydawało mi się, że znam ją bardziej, niż ona sama, ponieważ nie wiedziała w jaki sposób pokazywała wszystkie emocje, jednym spojrzeniem. Możliwe, że byłem na to wyczulony, nie mniej jednak, była czasami jak otwarta książka.
- Przysięgam, że jeśli jej nie polubisz to jej więcej nie przyprowadzę - uśmiechnęła się miło do mnie, na co przez chwilę myślałem. Szczerze, mówiąc, Marie dobrze wiedziała jakie dziewczyny mi się podobają, więc mogla mieć racje.
- W porządku, oby nie była zarozumiała - westchnąłem, podając jej skręta. Skinęła w podzięce i pociągnęła długiego bucha. Była nieliczną dziewczyną, która wie jak zachować się w danej sytuacji. Kiedy facet potrzebował pomocy, co było dość żenujące, wiedziała co powiedzieć. Kiedy była bójka, jako jedyna laska wtrącała się i biła, nawet z facetami, którzy, nie tknęli jej, ponieważ nawet jeśli jest się kryminalistą zazwyczaj wciąż ma się szacunek do kobiet. Zwłaszcza, że czarnoskórzy traktują swoje matki z jeszcze większym szacunkiem, niż samego siebie.
Marie wyciągnęła telefon i zapewne wybrała numer Dereka, po czym włączając głośnomówiący, wystawiła między nas złotego Iphone'a. Mieliśmy takie telefony tylko ze względu na to, jak w trójkę zarabialiśmy, musieliśmy eliminować innych, sprzedawać prochy i kradzione towary, a w zamian dostawaliśmy co chcieliśmy. Po kilku sygnałach odebrał. Zdyszany z początku nie mógł nic powiedzieć i kaszląc, zapewne z wysiłku w końcu się odezwał.
- Musiałem spierdalać przed pieprzoną psiarnią. Nienawidzę, kiedy muszę biec przez kilkanaście przecznic. - warknął do telefonu, próbując unormować oddech. Zaśmiałem się z niego, nie czując, że marihuana w ogóle na mnie działa.
- Miałeś samochód, stary - powiedziałem po chwili, dalej śmiejąc się. Derek nie odezwał się przez chwilę, zapewne wymyślając jakąś obelgę.
- Jakbym kurwa zdążył - powiedział - to bym nie biegł, prawda? - warknął ironicznie, przez co znów się zaśmiałem.
- Jesteś idiotą, koleś. Znasz drogę, którą zawsze uciekamy, co cię powstrzymało? - zapytałem, już normalnie, a on westchnął. Wypuściłem dym z ust, unosząc głowę w stronę nieba, które było czarne. Było już naprawdę późno, moje rodzeństwo zapewne już spało. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiam ich samych, tak jak za każdym razem, ale wiedziałem, że Jazzy zajmie się dobrze Jaxonem i domem.
- Ledwo przecisnąłem się przez tych ludzi, którzy jak stado biegli do wyjścia. Nie wiem, jakim cudem się wam udało.
- To Justin miał trzeźwy umysł, ja biegłabym przed siebie - Marie wzruszyła ramionami mimo, że Derek nie mógł tego zobaczyć.
Po kilunastu minutach, Marie rozmawiała ze swoim bratem i podniosła się, by zapewne wrócić do domu. Pożegnaliśmy się krótkim uściskiem i poszliśmy w swoją stronę. Skręt, którego wypaliłem nie uspokoił mnie w ogóle. Nie byłem pewien, czemu jestem tak bardzo wściekły. Może dlatego, że Marie zaprosiła jakąś laskę na mecz, może z braku seksu, ale było to strasznie irytujące, więc wyciągnąłem paczkę papierosów i wsunąłem jeden do ust. Doszedłem do starej kamienicy, gdzie większość mieszkań była pusta. Pod drzwiami siedział bezdomny otulony kocem. Nienawidziłem patrzeć ma takich ludzi, bo gdybym nie wziął się w garść kilka miesięcy temu, życie moje i mojego rodzeństwa wyglądało by właśnie tak. Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja wyciągnąłem pół wypalonego papierosa z ust i podałem mu go, a on uśmiechnął się wdzięcznie. Skinąłem głową, wchodząc do budynku. Szybko pobiegłem na czwarte piętro i otworzyłem drzwi kluczami. Spojrzałem przelotnie na korytarz i dopiero wtedy wszedłem do domu. W kuchni paliło się światło, więc zajrzałem tam i zauważyłem zaspanego Jaxona, próbującego złapać szklankę z szafki wiszącej na ścianie, stał na wysokim krześle, wyciągając ręce i jęcząc cicho, bo nie udawało mu się tego zrobić. Wszedłem tam, złapałem mojego brata, ściągnąłem go na ziemię i podałem mu szklankę.
- Justin! - krzyknął, mocno tuląc się do moich nóg. Nie byłoby go tutaj, starającego się o szklankę, gdyby Jazmyn posłuchała mnie i zostawiła herbatę przy łóżku Jaxona. Kiedy się odsunął, przetarł piąstkami oczy i westchnął cicho. - Dasz mi pić, Justin? -zapytał, siadając na krześle, na którym przed chwilą stał. Skinąłem głową i podałem mu szklankę soku, który wyciągnąłem z lodówki. Potargałem mu włosy, kiedy oddał mi pustą szklankę. Złapałem go w ramiona i gasząc światło w kuchi, poszedłem do jego i Jazzy pokoju. Położyłem go w łóżku i spojrzałem na Jazmyn, ale rzecz jasna, nie było jej. Westchnąłem z frustracji, kiedy usłyszałem trzask drzwi. Usiadłem na jej łóżku, upewniając się, że nie zauważy mnie w ciemnościach. Po kilku minutach weszła do pokoju. Złapała jakieś ubrania z łóżka, które służyły jej za piżamę i zaczęła się przebierać, więc zabrałem wzrok z niej. Kiedy się położyła, nachyliłem się nad jej czołem i lekko je pocałowałem, na co cicho krzyknęła.
- Pogadamy sobie jutro, siostro - powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Wiedziałem, że nie zostawię tego w taki sposób. Miała dopiero piętnaście lat i mogło jej się wszystko stać.
Dochodziła już czwarta, a ja nie czułem zmęczenia, więc po prostu usiadłem w salonie i włączyłem telewizor, który ledwo już działał. Nie pomyślałem, że o tak później porze nic nie będzie lecieć, więc jak szybko włączyłem go, tak szybko wyłączyłem. Poszedłem do pokoju i przeczesując włosy dłonią, ściągnąłem z siebie ubrania i w bokserkach, położyłem się w łóżku.
Arianne
Otworzyłam oczy, czując się okropnie. Bolała mnie głowa, ponieważ wczoraj usnęłam bardzo późno. Moi rodzice nie dzwonili do mnie, więc albo się nie martwią, albo nie mają jeszcze pojęcia, że uciekłam. Michael zniknął mi z oczu wczoraj wieczorem, zamykając się w pokoju. Przez cały wieczór siedział cicho, kiedy ja prowadziłam rozmowę z Derekiem i Marie. Nie byłam pewna, czy był speszony, czy nie wiedział co powiedzieć, ale jednego miałam świadomość. Marie mu się podoba.
Podniosłam się z łóżka i sięgnęłam po telefon, gdzie miałam wiadomość od Katiny, która kazała mi zadzwonić i zrobić konferencję z nią i Britney. Mimo, że bardzo nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, że jestem w tej dzielnicy, mieszkam tu przez jakiś czas, i to razem z moim bratem, ale one zasługiwały na wiedzę o tym. Zanim jednak wybrałam ich numery, ruszyłam do torby i wyciągnęłam z niej jakieś ubrania. Konkretniej krótką białą bluzkę, czarne spodnie ze skórki i po chwili je założyłam, usiadłam znów na łóżku. Podwinęłam nogawki spodni, a na nogi wciągnęłam białe trampki Converse. Dochodziła już dwunasta trzydzieści, na co wytrzeszczyłam oczy, jak to możliwe, że spałam tak długo? Wiedząc, że są na lunchu, wybrałam ich numer. Poczekałam chwilę i w końcu usłyszałam głosy moich przyjaciółek.
- Cholera, Ari. Przyprawiłaś nas o zawał - jęknęła Britney, na co zachichotałam - Gdzie jesteś, myślałyśmy, że coś ci się stało - dodała.
- Wszystko w porządku, po prostu pokłóciłam się z rodzicami i przyjechałam do Mike'a - odparłam.
- I to jest powód, żeby nie przyjeżdżać do szkoły? Jesteś na pieprzonym końcu świata? Co z egzaminem z angielskiego? - zapytała Katina.
- Skąd nagłe zainteresowanie nauką? - zakpiłam. To nie tak, że żadna z nas się nie uczyła, ale Katina była tą, która miała gdzieś naukę. Dlatego ją najbardziej kręcili chłopcy, którzy nie są do końca grzeczni i żeby jej nie obrazić, ta dzielnica była dla niej.
- Nie martwię się sobą - warknęła - Tylko tobą, to ty masz dostać się na studia, nie bardzo się interesuję moją przyszłością, bo i tak będę musiała pracować w firmie mojej mamy - westchnęła - Zapomniałaś? - powiedziała po chwili. To prawda. Bez względu na jej oceny w szkole, jej mama powiedziała, że ma zostać prawnikiem. Miała głowę do takich rzeczy i była sprytna, więc również uważałam, że nadaje się do tego. No i pani Qeens, jej mama chce jej wszystkiego nauczyć. Moja mama była zwykłą panią domu, która nie wiedziała co to praca.
- Oh, ale egzamin jest jutro, a ja przygotowywałam się od tamtego weekendu. Jeden dzień bez szkoły niewiele zmieni - westchnęłam, unikając odpowiedzenia gdzie jestem.
- Gdzie Michael teraz mieszka? - usłyszałam Britney i zaklęłam, przysięgam. Zabiję je za tą ciekawość.
- W... - zaczęłam zastanawiać się, czy odpowiedzieć. Manhattan to inny świat niż Bronx mimo, że leżą obok siebie. - Br... - kiedy tylko zaczęłam mówić, przerwała mi Katina.
- Brooklyn? Laska, zawsze macie szczęście co do najlepszych miejsc w Nowym Jorku - powiedziała, udając wściekłość na mnie. Zachichotałam zdenerwowana. Będą chciały przyjechać, jestem tego pewna, ponieważ znam je od małego.
- Nie, Katina, to nie Brooklyn - westchnęłam, przeczesując splątane po nocy włosy dłonią i próbując ukryć przed sobą wstyd. Mieszkaniec Manhattanu nie ma szansy na przeżycie tutaj, tak jest przynajmniej zakładane. Poza tym, takie coś jest niedopuszczalne, kiedy jesteś wysoko postawiony w społeczeństwie. Zapomniałam wspomnieć, że mój ojciec jest jednym z ważniejszych organów władzy w Nowym Jorku. Najważniejszym sędzią, więc naprawdę ma kasy jak lodu. No i stąd znam Katine, ponieważ zna jej mamę, która jest samotna. Wiecie ile razy myślałam, czy nie ma z nią romansu? Często wychodził rozmawiając przez telefon. Późno wracał. Nienawidziłam tej myśli.
- Proszę, powiedz, że to nie to o czym myślę! - pisnęła. - Bronx! - powiedziała, a Britney ją uciszyła, jakby była obok. Z pewnością po Britney przyjechał jej tata, żeby spędzić z nią trochę czasu, ponieważ to był jedyny czas kiedy mogli porozmawiać. Szczęście, że mieli przerwę w jednym czasie, więc zawsze jedli lunch w drogiej restauracji, a ja im na pewno przeszkadzałam. Ja zawsze chodziłam z Katiną do McDonald's lub KFC. Rzadko spędzałyśmy je z Brit, cóż, rozumiałyśmy, że woli przeznaczyć to czterdzieści minut dla swojego taty.
- Britney, jesteś z tatą? - zapytałam, na co ta mruknęła przecząco. - Więc jesteście razem? - dodałam, na co znów zaprzeczyła. Zmarszczyłam brwi w skonsternowaniu.
- Poszła spotkać się z Mattem - odparła za nią Katina. Zacisnęłam szczękę na dźwięk tego imienia.
- Matt McCarvey? - zapytałam bez emocji. Przysięgam jeśli to on, Britney nie ma co liczyć na to, że jej to wybaczę. Okazałaby się suką i tak jak rzadko używam tego stwierdzenia, teraz nadawałoby się idealnie. Ona jako jedyna o tym wiedziała i cóż, przypadkowo. Zawsze kryłam swoją sympatię do tego chłopaka, choćby dlatego, że był zadziornym i niegrzecznym chłopakiem, a ja grzeczną - do czasu - dziewczynką tatusia. Nikt nie wziąłby tego na poważnie, poza tym, nie lubiłam okazywać uczuć.
- Tak - odparła, wypuszczając powietrze. Miałam ochotę wyrzucić telefon przez okno, wcześniej uderzając nim o ścianę, ale wiem, że jej by to nie zabolało, więc po prostu zacisnęłam mocniej dłoń, którą go trzymałam i wypuściłam cicho oddech, nie będąc świadoma, że zatrzymałam go w płucach. Uśmiechnęłam się chytrze, Britney oczekuje mojego gniewu, ale dostanie go w inny sposób. Zachowała się przeciwnie do zasad w naszej przyjaźni. Jeśli któraś wiedziała o tym, że lubimy jakiegoś chłopaka, nie było mowy o sprzątnięciu go jej z przed nosa, tak jak ona teraz to zrobiła. - Zanim się wkurzysz, zaprosił mnie wczoraj...
- W porządku, s... Stara- powiedziałam słodko, poprawiając się zanim powiedziałabym coś co by ją obraziło - Wiecie, umówiłam się, więc muszę kończyć - westchnęłam.
- Czekaj, to jesteś w Bronxie? - spytała Katina, a ja przytaknęłam. Wiedziałam, że zaraz zadzwoni sama, chcąc dowiedzieć się o co chodziło z Brit.
Po rozłączeniu się, sięgnęłam do torby po kosmetyczke i wyszłam do łazienki. Mój telefon zadzwonił w kieszeni moich spodni, ponownie, więc wzięłam go do ręki i miałam rację. Imię i zdjęcie Katiny wyświetliło się na ekranie. Odebrałam, wchodząc do łazienki. Włączyłam na głośnomówiący i zaczęłam się malować.
- Okeeeeey, Matt ci się cholernie podoba, prawda? - zapytała, a ja przewróciłam oczami, patrząc na swoje odbicie w lustrze. - Nawet nie masz pojęcia jak sztucznie zabrzmiałaś z tym cukierkowym "w porządku" - zaśmiała się. Nie wie skąd nagła wrogość do Brit, ale przytaknęłam.
- Uhm, słuchaj nie chcę, żeby się wszyscy dowiedzieli o Bronx i w ogóle. Jesteś w stanie zatrzymać do dla siebie? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne, stara. Wiesz, że nigdy nie zawodzę, ale Brit zanim się rozłączyła, powiedziała, że zapłacisz za to jak ją potraktowałaś. Wiedziała, że chciałaś nazwać ją suką - westchnęła Kat, a ja wypuściłam powietrze z ust. Mimo, że tak naprawdę tu nie mieszkałam, wciąż tu byłam i wiadomo, że to i tak wstyd. Umyłam twarz i dokładnie ją wytarłam.
- Po prostu ją powstrzymaj, okey? - powiedziałam, wiedząc, że to i tak nie będzie skuteczne. Nie będzie trzymać się przy niej dzień i noc póki nie wrócę. Zaczęłam się malować. Na twarz nałożyłam podkład i puder, zostawiając twarz jak najbardziej naturalną, zrobiłam cienkie kreski na oku i przejechałam po rzęsach maskarą. Uwielbiam szminki, więc musiałam nałożyć krwistoczerwoną szminkę. Po jakimś czasie, kiedy Kat poprawiła mi w miarę humor pożegnałam się i wyszłam z łazienki. Michaela nie było więc zapewne wyszedł już dawno do pracy. Weszłam do kuchni i wzięłam sobie jabłko, wiedząc, że więcej nie zjem z nerwów. Jeśli Britney rozpowie to szkole, mój telefon nie przestanie dzwonić, tego mam cholerną świadomość. Będą tam głównie obelgi, takie jak usłyszałam od mojej mamy.
Wróciłam do pokoju i wyciągnęłam z torby kartę, ponieważ musiałam wypłacić gotówkę, by przeżyć przez te kilka dni. Nie zamierzam żyć na koszt mojego brata. Wzięłam również kluczyki do auta i czerwonoczarną koszulę w kratę, którą na razie zawiązałam w pasie, ale skoro później mam iść na mecz koszykówki, nie wiem, czy nie będzie mi zimno. Na głowę założyłam snackback i miałam nadzieję, że wyglądam w miarę w ich stylu. Wyszłam z domu, na komodzie znajdując dodatkowe klucze i zamknęłam drzwi. Na schodach spotkałam Dereka.
- Hej - uśmiechnęłam się, a on skinął głową. - Chciałam się zapytać, czy wciąż jesteś w stanie pokazać mi, gdzie będę mogła wypłacić gotówkę.
- Jasne - uśmiechnął się miło, a ja odwzajemniłam to, będąc wdzięczna. Wyszliśmy z bloku i udaliśmy się na podwórze. Ugryzłam któryś raz z kolei jabłko i poprawiłam włosy, które opadały mi na twarz. Kiedy już się tam znaleźliśmy, moje jabłko wypadło z mojej dłoni. Z początku myślałam, że to Mike wziął moje auto, ale mam kluczyki.
Ono zostało, kurwa, skradzione. To było cholernie denerwujące. Najpierw moje żółte Lamborghini, a teraz Ferrari. Wkurzyłam się niesamowicie, a Derek zmieszał się lekko, ponieważ żył w tym miejscu. Westchnęłam nie chcąc się bardziej denerwować. W dodatku straciłam moją szminkę Chanel.
Ono zostało, kurwa, skradzione. To było cholernie denerwujące. Najpierw moje żółte Lamborghini, a teraz Ferrari. Wkurzyłam się niesamowicie, a Derek zmieszał się lekko, ponieważ żył w tym miejscu. Westchnęłam nie chcąc się bardziej denerwować. W dodatku straciłam moją szminkę Chanel.
~
Znów duża ilość tekstu i mało Justina. Wiem, przepraszam, w następnym rozdziale już coś się dzieję, a co najważniejsze w czwartym są sam na sam xd
Zachęcam do komentowania i obserwowania, a także do zapisania się w karcie informowani !
Do następnego <3